fbpx
6.7 C
Wrocław
piątek, 21 marca, 2025

Tarcza antykryzysowa dla gastronomii – dlaczego milion to nie jest dużo?

W kwestii pomocy z tarcz dla restauracji narosło sporo legend. W sprawie pomocy z tarcz dla restauracji pojawiło się ostatnio sporo publikacji, informujących o kwotach otrzymanych przez restauracje. Na temat tarczy antykryzysowej PFR dla gastronomii powiedziano wiele, ale mało kto rozumie specyfikę tej pomocy dla branży, dlatego postanowiłem przyjrzeć się sprawie i wytłumaczyć kilka palących kwestii. 

Premierowa tarcza antykryzysowa dla branży gastronomicznej pojawiła się dosłownie w chwilę po pierwszym lockdownie w marcu 2020 roku. Trzeba przyznać, że pomimo antypatii do naszego rządu, zadziałano ekspresowo w temacie pomocy dla kilku branż, które najmocniej ucierpiały na zamknięciu niemal całego kraju, z lasami włącznie. Wtedy jednak w perspektywie mieliśmy wybory prezydenckie, więc trzeba było się śpieszyć, aby przypadkiem nie urazić kogokolwiek. Gorzej poszło w okresie drugiego lockdownu – trwającego do teraz, więc narzekań było więcej. Sam pisałem o braku pomocy, o kompletnie niedostosowanych do rzeczywistości zasadach pomocy w ramach tarczy antykryzysowej z PFR, czy niezbyt jasnej dystrybucji środków.

W ostatnich dniach przez media przewijały się artykuły informujące o kwotach, jakie otrzymały poszczególne restauracje, no i się zaczęło.

  • „Tak narzekają, a dostali milion”
  • „3,5 mln z Tarczy? Chciałbym prowadzić restaurację”
  • „Już rozumiem dlaczego nie chcą otwierać, skoro dostali tyle kasy”

To jak to jest z tą pomocą? Jak napisałem, rzeczywiście pomoc się pojawiła, ale już zasady przyznawania środków z tarczy antykryzysowej poszczególnym podmiotom niespecjalnie trzyma się zawsze kupy i czasami wydawałoby się oczywiste kwestie wcale tak oczywiste nie są po bliższym przyjrzeniu się im. Lecimy!

Cyferki:

  • 236 779 915 – całkowita kwota subwencji, która trafiła na konto przedsiębiorców we Wrocławiu
  • 1 139 – tyle firm otrzymało pomoc we Wrocławiu
  • 10 043 – tylu pracowników zatrudniały te firmy

Najpierw jeszcze kilka słów wyjaśnienia w kwestii tarcz antykryzysowych 1.0 – wprowadzonej w kwietniu 2020 oraz tarczy 2.0, która wystartowała na początku 2021 roku.

Tarcza 1.0, zasady:

  • dla firm notujących spadek przychodów ze sprzedaży o co najmniej 25% w dowolnym miesiącu po 1 lutego 2020 r. w porównaniu do poprzedniego miesiąca lub analogicznego miesiąca ubiegłego roku
  • kwota subwencji na jednego pracownika wynosiła 12, 24 lub 36 tysięcy w zależności od wielkości spadku obrotów – odpowiedni do 50, 75 i więcej procent.
  • małe i średnie przedsiębiorstwa musiały również zanotować przynajmniej 25% spadek, a kwota subwencji – maksymalnie 3,5 miliona złotych, wyliczana była na podstawie właśnie spadku przychodów, w formie % przychodów ze sprzedaży w 2019 r – odpowiednio 4, 6 lub 8%

Tarcza 2.0, zasady dla firm:

  • zatrudniających od 1 do 9 pracowników, maksymalna kwota wsparcia wynosiła 324 tysiące (18 lub 36 tysięcy na pracownika zatrudnionego na dzień 30. września 2020)
  • które odnotowały spadek minimum 30%
  • zatrudniających do 249 pracowników maksymalna kwota wsparcia wyniosła 3.5 miliona złotych
  • dofinansowanie kosztów stałych niepokrytych przychodami w formie subwencji finansowej w kwocie 70% straty brutto za okres 1 listopada 2020 r. do 30 kwietnia 2021 r.
  • Środki można wykorzystać tylko i wyłącznie na pokrycie kosztów prowadzonej działalności gospodarczej, m.in. wynagrodzeń pracowników.
  • Z otrzymanych środków nie można przedpłacać kredytów, leasingów oraz innych podobnych instrumentów.

Walczysz? Dostaniesz mniej lub w ogóle

To jeden z paradoksów Tarcz, które co do zasady promowały restauracje zamknięte w ogóle lub te, które zamknęły się na jakiś określony czas. Tutaj akurat np. jeden miesiąc zamknięcia w ogóle przy pierwszej tarczy zapewniał sporą kasę, ponieważ wystarczyło zestawić jeden miesiąc do analogicznego z roku poprzedniego pod względem wysokości obrotów. Gorzej mieli wszyscy walczący do upadłego o utrzymanie się na rynku, utrzymanie pracowników. To dość logiczne, powiecie. I tak, i nie. Ponieważ właściciele restauracji, które zaczęły szybko działać w pandemii z delikatesami, dowozami, nowymi formami działalności, zrobili wszystko, aby zapewnić swoim pracownikom ciągłość pracy., Jednocześnie najczęściej sami odłożyli myśli o zarabianiu. Kręcili obrót na niższych marżach, często wyższych kosztach, ponieważ do czegoś to jedzenie trzeba zapakować i czymś je rozwieźć, a kasy jakby nie zostawało, a właściwie to trzeba było dołożyć. W przepisach tarczowych wszystko jednak się zgadzało – zrobiłeś obrót, więc kasy nie dostaniesz lub rzucimy ci jakiś ochłap, bo przecież sobie radzisz.

Pewnym paradoksem jest również kwestia wzbudzająca sporo kontrowersji i wkurzenia ze strony restauratorów, którzy zdecydowali się podjąć rękawicę i walczyć. Otóż w przypadku Tarczy 2.0 należało złożyć oświadczenie o liczbie zatrudnionych osób na dzień 30. września. Jeśli taka firma zatrudniała ich we wrześniu, nie oznacza to, że zatrudnia ich dalej skoro nie działa. Paradoks polega na tym, że pracownicy, na których przyznana została subwencja, faktycznie nie pracują w tej konkretnej firmie, bo ta nie działa. Z dużym prawdopodobieństwem szukają swojego szczęścia gdzieś w Amazonie lub Uberze. Natomiast właściciele restauracji szukających coraz to nowych rozwiązań, działających, pracowników utrzymują, a suma kwoty z tarczy ze względu na niski spadek obrotów nie należy do zbyt wysokich. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje sprawa utrzymania średniego zatrudnienia w danym roku, aby nie musieć oddawać kwot uzyskanych z tarcz. Mówiąc dosadniej – niektórym bardziej „opłacało się” zamknąć, aby uzyskać większą kwotę subwencji, niż utrzymać miejsca pracy.

Obrót, nie dochód

Automatycznie przechodzimy do jednego z największych absurdów tarcz. Otóż przy składaniu wniosków o tarcze antykryzysowe należało zaprezentować wyniki finansowe dotyczące nie dochodu/straty, a jedynie obrotu w określonym okresie w porównaniu do tego samego czasu rok wcześniej. I wyszło na to, że wiele restauracji obrót robiło taki sam, nieco mniejszy, a w wybranych przypadkach nawet większy, niż wcześniej, ale po podsumowaniu wychodziło koniec końców, że bilans miesiąca zamknął się np. w postaci dołożenia 30 tysięcy.

Jak to? Szybki przykład – restauracja X wprowadza delikatesy. Cena produktów delikatesowych ustalana jest na podstawie innego narzutu, aniżeli dania restauracyjne. Nie możesz przecież sprzedawać przykładowo kiełbasek produkowanych samodzielnie z narzutem 300-400%, bo okaże się, że mało kto je kupi. Więc narzucasz 100%, robisz obrót, ale kwota zostająca w Twoim portfelu jest wiele mniejsza. Czyli masz obrót, ale nie dochód. Obroty podbija też choćby wartość dostaw – w wielu przypadkach to nawet 10-20% całości zamówienia, ale nie jest to twój zarobek, tylko koszt usługi. To samo z opakowaniami – ich koszt podbija wysokość obrotów, więc wszystko to nie sprzyja zasadności przepisu, aby porównywać właśnie wielkość przychodów w danym okresie.

Rozwijasz się? Sorry

Istnieje jeszcze jedna ciekawostka – mianowicie pomocy nie otrzymali przedsiębiorcy, którzy postanowili się… rozwijać. Tak, tak, brzmi to paradoksalnie, ale tak właśnie jest. W poprzednim akapicie wspominałem o porównywaniu wysokości obrotów do analogicznego okresu rok wcześniej. I teraz przykład – restauracja X postanowiła otworzyć w 2020 roku kolejny lokal jako naturalna konsekwencja rozwoju. Przez co oczywiście zrobiła większy obrót siłą rzeczy, więc pomocy nie otrzymał, pomimo, że zanotował stratę. No comments.

Czy 3,5 miliona to dużo?

Dochodzimy do kwot wywołujących największe emocje. Maksymalną kwotą subwencji, jaką otrzymać mogli przedsiębiorcy, było właśnie 3,5 miliona złotych. Na pierwszy rzut oka – ogromna kasa, bez dyskusji. Ba, milion niby też. I po części rozumiem to oburzenie części społeczeństwa pozostającego z dala od świadomości w temacie prowadzenia biznesu w ogóle, a gastronomii przede wszystkim. Specyfika branży to słowo klucz.

Maksymalna kwota subwencji dotyczyła tylko kilku podmiotów, i to takich, które prowadzą działalność gastro na dużą skalę. Przykładowo – jeśli ktoś posiada kilkadziesiąt restauracji głównie w centrach handlowych, to nagle okazuje się, że ciężko używać stwierdzeń o zbyt dużej czy nieuczciwej pomocy, a takie głosy się pojawiały. No to policzmy – przykładowo prowadzisz 20 restauracji w centrach handlowych, średni koszt wynajmu to powiedzmy 50 tysięcy złotych. Nie działasz od sześciu miesięcy, a koszty stałe w postaci czynszów, leasingów, itd. cały czas pozostają. Po szybkim przeliczeniu wychodzi, że kasa z tarczy wystarczy ci na opłacenie kosztów stałych za… 3,5 miesiąca. Milutko.

No dobra, weźmy inną kwotę – 300 tysięcy dla restauracji z jednym lokalem. Pamiętając, że w zależności od procenta spadku obrotów na jednego zatrudnionego pracownika można było otrzymać 18 lub 36 tysięcy złotych, wygląda to na miejsce zatrudniające około 15 osób. Działa sobie dalej na dowóz od ponad pół roku, płaci pełny czynsz w okolicach 20 tysięcy złotych, opłaca ZUS-y i resztę kosztów stałych. Przy dobrych wiatrach tarcza faktycznie rekompensuje takiemu restauratorowi wspomniane koszty, ale bez mowy o odłożeniu czegokolwiek na czarną godzinę, nie zapominając jednocześnie, że w założeniu część kwoty będzie musiała zostać zwrócona.

Oczywiście rząd wielkości tych kwot pewnie już na lata będzie wywoływał emocje, ale to także dobry przyczynek do tego, aby uświadamiać Polaków, jakie są koszty prowadzenia firmy w naszym kraju i dlaczego nie jest wcale tak łatwo o sukces na tym polu.

*celowo nie używam nazw restauracji, aby nie odciągać uwagi od istoty problemu

Dlaczego mamy finansować komuś jego biznes?

Że co?! Przyznam, że takie komentarze sprawiają, że gotuje się we mnie krew. Według różnych badań cała Horeca zatrudnia w sumie ponad milion osób. Trzeba naprawdę mieć w sobie dużo złych emocji, aby wypisywać takie rzeczy w kierunku niedziałającej od ponad roku branży. Wydaje mi się, że każdy średnio rozgarnięty człowiek rozumie, że pozostawienie tych ludzi bez jakiejkolwiek pomocy ściągnęłoby na większość z tego miliona ciemne chmury, problemy finansowe, konieczność szukania pracy w innym sektorze.

Dystrybucja środków

Niestety, w kwestii dystrybucji pieniędzy przeznaczonych na tarcze antykryzysowe, można mieć wiele uwag. Choćby kilka wspomnianych przeze mnie wyżej, do których dodać można jeszcze kompromitujące zasady zwolnień z opłat za ZUS, przyznawanych na podstawie przewodnich kodów PKD. Z tego powodu cały ogrom gastro działalności został wyłączony z tychże programów pomocowych. Przykłady?

Czy dało się to rozegrać lepiej? Zapewne, ponieważ bolą informacje na temat tego, ilu przedsiębiorców pomocy jednak nie uzyskało. Nie uzyskało, ponieważ posiadało zaległości w ZUS czy US, albo tutaj kamyczek do gastro ogródka – zatrudnianie pracowników na czarno, na których subwencji z oczywistych względów otrzymać nie można było. Sprawa jest złożona, oczywistym jest, że spotkamy zadowolonych, rozczarowanych czy wręcz załamanych. Żeby jednak być uczciwym w stosunku do wszystkich, nie można krzyczeć o tym, że pomocy nie było. Tarcze w wielu przypadkach faktycznie pomogły utrzymać się na powierzchni, a w pojedynczych przypadkach nawet rozwinąć biznes.

Nie możemy jednak zapominać, że poczynając od marca 2020, z krótką przerwą w okresie od maja do września, restauracje nie funkcjonują na normalnych zasadach, a co za tym idzie w dużej części po prostu nie zarabiają. Zanim więc krzykniesz, że dwieście tysięcy czy milion dotacji w konkretnym przypadku to skandal i nieporozumienie, postaw się w sytuacji, kiedy przez ponad rok nie zarabiasz, jednocześnie w dalszym ciągu musisz płacić opłaty za działalność, której nie możesz prowadzić.

Marzy mi się sytuacja, kiedy będziemy żyć w świadomym, empatycznym społeczeństwie. Społeczeństwie rozumiejącym konieczność pomocy dla niektórych branż w tak ekstremalnej sytuacji, jaką jest pandemia. Marzy mi się, że powyższe kwoty nie będą wywoływać chorych, pozbawionych refleksji emocji oraz nie spowodują lawiny komentarzy skazujących właścicieli gastronomii na ostracyzm tylko dlatego, że przyjęli należną pomoc. Mam nadzieję, że takie sytuacje kiedyś przyczynią się do rozpoczęcia merytorycznej dyskusji na temat kosztów prowadzenia działalności w Polsce oraz konieczności edukowania obywateli w tym temacie. Należy sobie zdać sprawę z tego, że otrzymane przez restauracje kwoty – od 18 tysięcy do 3,5 miliona, w większości przeznaczono na spłatę zadłużeń powstałych w wyniku konsekwencji przedłużającego się lockdownu restauracyjnego.

Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie

Total 38 Votes
6

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły