Powrót stacjonarnej gastronomii oznacza także start dla kilku nowych miejsc we Wrocławiu. Jednym z nich jest znajdująca restauracja Pomieszane. Czy warto udać się do niej na obiad i zjeść na Promenadach Wrocławskich?
Rozwój całej okolicy ulicy Zakładowej w ostatnich latach przypomina totalne szaleństwo. Pamiętam, że przed laty mieścił się tam skrót pozwalający przemieścić się szybko z ulicy Jedności narodowej na Różankę. Taki skrócik przebiegający przez pola i stare magazyny. Obecnie ustawia się tam sznurek aut po jednej i drugiej stronie podczas wyjazdu, składający się już głównie z mieszkańców pobliskiego blokowiska. Mamy tu w tej chwili ogromną miejską sypialnię, a jeśli sypialnię, to i całą niezbędną infrastrukturę, w tym także tą gastronomiczną. Jest Krasnolód, jest sushi, sieciowa pizza, są makarony w LaFileja, a otworzyć ma się także znany z Oporowa sklep Sudetia. Kwestią czasu było, kiedy pojawi się także jakaś restauracja, którą moglibyśmy określić mianem osiedlowej.
Miejsce
Tuż po otwarciu gastronomii w maju wystartowała również restauracja Pomieszane Restaurant&Bar. Jedno na pewno robi wrażenie – jej ogrom. Wielki jest ogródek na kilkadziesiąt osób, wielka jest restauracja w środku. Dość odważnie trzeba przyznać, kiedy mówimy o restauracji osiedlowej. Dlaczego upieram się przy tej nazwie? Ano choćby dlatego, że brak możliwości zaparkowania w pobliżu jest ogromnym utrudnieniem i mnie dość mocno irytuje. Jasne, można zaparkować dalej i dość, co zresztą uczyniliśmy, ale każdy kto ma do czynienia z gastronomią, wie że to spory kłopot. Kwestia miejsc parkingowych i parkingów na takich osiedlach to już w ogóle temat na osobną dyskusję.
Menu
Ok, ale co z jedzeniem? Zacytujmy zakładkę informacje na fejsbuku Pomieszane: „Nowy punkt na kulinarnej mapie Wrocławia z daniami kuchni europejskiej, w którym każdy znajdzie coś dla Siebie. W ofercie między innymi śniadania, biznes lunche czy ręcznie wyrabiane makarony.” Ta kuchnia europejska brzmi dość dziwnie i bezpiecznie, bo można tam wepchnąć niemal wszystko, ale nic to, zerknijmy do karty. Jest więc tatar, krewetki czy gazpacho oraz gnocchi, ravioli, żebro i halibut. Rozrzut spory, ale faktycznie każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Jedzenie
Rozpoczynamy od tatara (31 zł) z kalarepą, lubczykiem i dojrzewającą ricottą. Przemielone mięso zostało podlane żółtkiem, jest delikatne zarówno pod względem struktury, jak i sposobu doprawienia. Odrobinka czegoś słonego zapewne by mu nie zaszkodziła, natomiast to przyzwoita przystawkowa pozycja, którą spokojnie mogę polecić.
Dla młodego pojawiają się gnudi (16 zł) w bułce tartej i maśle. Pyszne! Ciężko mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Mięciutkie, rozkosznie rozpływające się w ustach, no i masełko, wiadomo. Im więcej, tym lepiej. W menu dla dzieci pojawiają się także klasycznie stripsy, ale uważam, że zupełnie bez sensu. Rozumiem, że sprzedażowo są pewniakami, ale dla oryginalności takie gnudi robią bardzo wiele. Oby więcej takich wersji dziecięcego menu.
Na koniec pierś z kurczaka zagrodowego (39 zł). Podana z duszonym porem i topinamburem oraz kalafiorem. Po pierwsze – dobrze to wygląda, po drugie – mięso przygotowane idealnie, odpowiednio wilgotne, a sporo wnoszą niepozorne, lekko palone w aromacie i smaku warzywa. Solidna rzecz, podczas jedzenia której raz jeszcze pojawia się w głowie skojarzenie z restauracją osiedlową. Taką comforfoodową, starającą się dotrzeć do jak największej ilości potencjalnych gości. No i perełka – żebro (55 zł). Z menu dowiadujemy się, że pieczone przez noc, ale bohaterów jest tu przynajmniej dwóch. Po pierwsze mięso – genialne, rozpadające się na włókienka, miękkie, bogate w smaku, wciągające. Po drugie – sos red-eye, po spróbowaniu którego na usta ciśnie się porównanie do demi glace. Złożony, gęsty, goryczkowy, esencjonalny, sprawiający, że chcesz więcej i więcej. To żebro jest zdecydowanie najlepszym daniem zjedzonym w Pomieszane. na pewno to jedno z najlepszych żeber wołowych we Wrocławiu.
Podsumowanie
Przyznam, że jechałem do Pomieszane bez wielkich oczekiwań, a zostałem pozytywnie zaskoczony. Nie oczarowany – poza żebrem, ale bardzo sympatycznie zaskoczony właśnie. Chętnie zobaczyłbym taką restaurację na własnym osiedlu. Nowoczesną, z menu w pewnym sensie dopasowanym do specyfiki osiedla, z ładnie ułożonymi na talerzach daniami. Z minusów na pewno wspomniany parking i ten element może przysporzyć sporo problemów, choć może uda się to jakoś rozwiązać. Niech jednak minusy nie przysłonią nam plusów. Oby każde osiedle miało takie restauracje.
Pomieszane restaurant&bar
Miłosza 13
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Może się coś zmieniło, ale ta restauracja stoi na parkingu podziemnym. Płatnym co prawda, ale był dostępny dla każdego. Tuż obok są też dwa markety z własnymi parkingami. Owszem nie zaparkujemy pod drzwiami jak w centrum, ale raczej nie powinno to stanowić problemu.
Ok, przyznam, że nie zauważyłem info o tym parkingu. Ale dobrze wiedzieć!