Lokalizacja często staje się jednym z argumentów za lub przeciw w dyskusjach przewidujących ewentualny sukces danej restauracji. Potwierdzeń tezy o ogromnym handicapie restauracji znajdujących się w pięknych okolicznościach przyrody można przytaczać wiele, a jednym z takich przykładów niewątpliwie jest Peruwiana. Czy jedzenie dojeżdża do całej otoczki? Mówię – sprawdzam!
W samej Peruwianie – restauracji otwartej przez właścicieli znanego wrocławskiego konceptu PANCZO, byłem na samym początku po otwarciu, ale odniosłem wrażenie, że na tamten moment jeszcze sporo kwestii wydawało się być niedopracowanych. Ostatnio wybraliśmy się rodzinnie w niedzielne, słoneczne popołudnie, aby wyrobić sobie zdanie raz jeszcze.
Miejsce
Wcześniej mieściła się tutaj restauracja La Maddalena, która jednak przenosząc się w okolice mariny na Pomorskiej, zwolniła jeden z najlepszych ogródków w mieście. Może nawet najlepszy. Jeden z nich znajduje się od strony ulicy Włodkowica, ale to ten przy Synagodze pod Białym Bocianem okazuje się prawdziwym game changerem. Cudowna przestrzeń na dziedzińcu, który zajmują również Mleczarnia i Zbawcy Win. Piękna architektura, przestrzeń, szum rozmów rozchodzący się po całym terenie – nie da się tego zastąpić czymkolwiek innym. Po prostu świetnie się tu siedzi, a atmosfera sama w sobie jest bardzo ważną składową końcowej oceny jedzenia w danym miejscu.
Menu
„Wchodząc do nas przeniesiecie się w wakacyjny klimat ulic Limy, gdzie napijecie się najlepszego pisco sour w mieście i zjecie pyszne ceviche i lomo saltado.” Tyle można wyczytać na fejsbuku Peruwiany. W pewnym sensie oddaje rzeczywistość, bo faktycznie w karcie znajdziemy sporo potraw wiążących się z kuchnią peruwiańską – do czasu otwarcia Peruwiany, zupełnie niedostępną we Wrocławiu. Jest więc ceviche, sporo owoców morza w różnym wydaniu, ale także ciekawostka w postaci chińskich wpływów, które za sprawą sporej emigracji do południowoamerykańskiego kraju, pojawiają się w historii tamtejszej kuchni.
Jedzenie
Zaczynamy od potrawy najsmaczniejszej w moim przekonaniu, a więc Lomo Saltado (43 zł). To właśnie jedno z tych dań wywodzących się z nurtu Chifa, tworzonego przez chińskich imigrantów. Coś na zasadzie stir fry z polędwicy wołowej smażonej z sosem sojowym, papryką, cebulą i kolendrą. Całość podana jest z ryżem oraz frytkami, więc obawiać się o niedobór kalorii na talerzu nie musicie. Mięso jest delikatne, mięciutkie, przyjemnie słone i dymne, natomiast warzywa za pomocą swojej słodyczy pozwalają odpowiednio zbalansować smak potrawy. Jeśli miałbym polecić jedno danie z menu Peruwiany, byłoby to na pewno to.
Wcześniej były jednak przystawki. Papa rellena z chorizo (24 zł) to ziemniaczane, smażone kulki podane z ostrawym sosem aji amarillo. Niezła rzecz, mocno sycąca jak na przystawkę, idealna pod chłodne piwo. Tacos z kalmarem w tempurze (25 zł), to kolorowe, ślicznie wyglądające na talerzu danie, które niesie spory ładunek smaku – jest słodko-kwaśno za sprawą marynowanego w marakui mango, jest ostro dzięki chipotle, jest też przyjemnie kukurydziany posmak tortilli. Takim tacos mówię zdecydowane tak. Kontynuując temat panierowanych pozycji z menu, młodzi zapragnęli zjeść rybę, a dokładniej nabite na szaszłyk brzuszki z dorsza w tempurze (37 zł). Porcja? Gigantyczna, wzmocniona jeszcze frytkami oraz majonezem z marakują. Cieniutka, chrupiąca panierka, soczysta ryba – zgodnie z przewidywaniami.
Na koniec trochę ponarzekam – kuchnia peruwiańska kojarzy mi się głównie z ceviche, a to niestety w Peruwianie wypada w moim przekonaniu najsłabiej. Wcześniej próbowałem tego z przegrzebkami, ale główny bohaterowie okazali się przegotowani. Tym razem wybrałem Mixto (36 zł), a więc ceviche z krewetek i polędwicy z dorsza. O ile tym razem proces ścinania owoców morza został zatrzymany w odpowiednim momencie, tak kompletnie nie wiem w jaki sposób się to wydarzyło, ponieważ na talerzu nie znalazłem leche de tigre, a więc bazy do ceviche, która odpowiada za skuteczne ugotowanie ryb w kwasie. Espuma z kukurydzy czy chipsy z batata może i efektownie wyglądają, ale nie spełniają swojej roli, ponieważ najzwyczajniej w świecie brakuje tu płynu.
Podsumowanie
Zdecydowanie Peruwiana należy do tych miejsc, w których przede wszystkich dobrze spędza się czas, jest luźno. Spory wybór alkoholu powoduje, że może być to restauracja stanowiąca przystanek przed późniejszą imprezą. Jedzenie nie wzbudza specjalnej fascynacji, ale dość sprawnie spełnia rolę uzupełnienia do wspomnianych napitków, a przy okazji proponuje coś stosunkowo oryginalnego w stosunku do tego, co dostępne jest na wrocławskim gastro rynku. Żeby nie było – poza ceviche streetfoodowa strona menu została przygotowana bez wpadek, momentami z ciekawym smakiem oraz jednym, zdecydowanie wybijającym się spośród innych daniem. Jeśli bierzemy pod uwagę samą lokalizację – to zdecydowanie jeden z ogródków, w których najlepiej spędza się czas we Wrocławiu.
Peruwiana
Włodkowica 9
Brudną butelkę wkładać do szklanki? Fuj.