Odkrywanie pysznych miejsc należy do najbardziej ekscytujących momentów podczas prowadzenia bloga. Odkrywanie takich lokali, jak Talerzyki pod nasypem na Bogusławskiego to z kolei nie tyle ekscytacja, co po prostu ogromna radość.
Wydawało mi się, że pod nasypem ciężko będzie w najbliższym czasie znaleźć coś nowego, ponieważ obecni właściciele tutejszych lokali trzymają się ich rękami i nogami. Zarówno ze względu na wartość lokalizacji, jak i atrakcyjnej stawki wynajmu w odniesieniu do cen obowiązujących w stolicy Dolnego Śląska. Kiedy jednak jeden z czytelników podesłał mi informację o nowym miejscu, od razu zaświeciły mi się oczy. Muszę tam iść pomyślałem i zacząłem szukać informacji na fejsiku. I co? I nic, cisza, nul, zero. Nie mają fanpage. Jedynie konto na Instagramie i znacznik na guglu. O kim mowa? Oto Talerzyki, drodzy państwo.
Miejsce
O nasypie napisałem już nieco wyżej. Obserwowanie tego, co dobrego dzieje się w tym miejscu po wielu latach degrengolady, należy do wielkich przyjemności. Przykłady Mercado, Napa, rozwoju La Famiglii, pokazują ogromny potencjał nasypu na Bogusławskiego. Na pytanie – czy poziom serwowanego wzdłuż nasypu jedzenia może jeszcze wzrastać, należy odpowiedzieć – zdecydowanie tak. Choć jak już napisałem – ciężko będzie wyszarpać od kogoś kolejne lokale na bardziej zaangażowane miejsca.
Same Talerzyki umiejscowiły się w jednym z mniejszych przedziałów nasypowych, tuż obok U Gruzina. W środku wiele osób się nie zmieści, natomiast sam ogródek zajmuje sporą powierzchnię i raczej nie powinniście mieć problemów ze znalezieniem wolnego stolika.
Menu
Pierwsze info – całe menu jest wegetariańskie. Drugie info – karta opiera się na autentycznych daniach pochodzących z Bliskiego Wschodu, głównie Jordanii. Pomysł oparto na tytułowych talerzykach, których jest jedenaście, a każdy idealnie nadaje się do wspólnego biesiadowania w kilka osób. Polecam nie popełnić tego błędu co ja i nie zamawiać zestawu trzech dowolnych talerzyków z kiszonkami oraz pieczywem, bo w moim przypadku skończyło się na zjedzeniu w sumie może jednego. Porcje są spore i sycące, a ceny poszczególnych talerzyków wahają się pomiędzy 17 a 20 zł.
Jedzenie
Jemy! Hummus na dzień dobry. Oj, jest dobry! Pięknie podany, gładki, ale prawdziwie kremową postać przybiera po zmieszaniu z dodaną oliwą oraz sokiem z cytryny. Jest puszysty, sezamowy, szapo ba. Falafele stanowią obowiązkowy punkt programu w takich miejscach, więc i ja ich sobie nie odmówiłem. Są pysznie zielone wewnątrz, pietruszkowe i z chrupiącą skórką, choć odniosłem wrażenie, że jednak trochę suche.
Skoro lato, to bób. Skoro Talerzyki, to Palestyński ful, a więc pasta z gotowanego bobu. Od razu zaznaczę, że pachnie dość specyficznie, ale wszyscy fani bobu będą ukontentowani. Wytrawny smak łączy się tu ciekawie z kuminowym aromatem, a całość idealnie rozsmarowuje się na pieczonych na miejscu, podawanych na ciepło pitach. Totalnie w moje gusta trafia tabouleh. Idealnie skrojone pod panujące w lipcu upały. Mega kwaśne, orzeźwiające, pełne ziół, z ogórkiem, pomidorem i niewielką ilością kuskusu. Do powtórzenia zdecydowanie!
Na koniec jeszcze odkrycie. Pasta, której nigdy wcześniej nie jadłem, a wzbudziła mój zachwyt, choć początkowo sam biłem się z myślami czy to smak, który mi pasuje. Muhammarah – pasta z orzechów włoskich i pieczonej papryki, z czosnkiem i oliwą. Jest jednocześnie słodka i goryczkowa, delikatnie ostra za sprawą sporej ilości czosnku i gładka. Jadłem z nieskrywaną radością, co i Wam mocno zalecam.
Podsumowanie
Nie potrafię mówić w Talerzykach w innej formie, niż w samych superlatywach. Są tak nienaturalnie wręcz skromni, działają sobie bez Fejsa i jednocześnie robią cudowne, prawdziwe, pełne smaku jedzenie, przy którym chce się siedzieć i nigdy nie odchodzić od stołu. We Wrocławiu cierpimy na niedobór bliskowschodniej kuchni. Zwłaszcza tak dobrej bliskowschodniej kuchni, więc idźcie pod nasyp i chłońcie ten klimat.
Talerzyki
Bogusławskiego 34