Kiedy ktoś pyta mnie – gdzie zjeść w Gdyni, rzucam nazwami kolejnych restauracji, jak z rękawa. To piękne, kameralne miasto nad Bałtykiem zaraz po Wrocławiu znam najlepiej ze wszystkich polskich. Podczas tegorocznych wakacji trafiłem do Gdyni dwukrotnie, więc zapraszam na przegląd miejscówek, które odwiedziłem.
Cafe Klaps
Za pierwszym razem przyjechałem do Gdyni pociągiem w okolicach 23. Żona ze znajomymi siedzieli jeszcze w jedynym niezamkniętym wtedy miejscu w mieście. Tak, to nie pomyłka – w turystycznej Gdyni ciężko o miejsce do posiedzenia w okolicach północy. Całe szczęście trafiliśmy najlepiej, jak tylko się da. Cafe Klaps to maleńkie, ale niezwykle klimatyczne, jedyne w swoim rodzaju takie miejsce w Trójmieście.
Cały klimat kręci się wokół tematyki filmowej – w końcu Gdynia to dla wielu stolica polskiego kina. Na ścianach znajdziecie liczne plakaty z autografami największych polskich aktorów, a na stolikach z innej epoki stare kamery. Miejsca jest niewiele, ale jest go wprost proporcjonalnie do ciepła wydobywającego się od stojącego za kontuarem właściciela. Dobrze siedzi się tu popijając piwko czy Aperola, a co ważne – zamykaliśmy lokal jako ostatni goście o 1.30. W Gdyni to rzecz absolutnie niespotykana.
Aha, mały tip turystyczny – jeśli jesteście przyzwyczajeni do taksówkowej wygody we Wrocławiu, w Gdyni możecie się srogo przeliczyć. Próbowaliśmy zamówić taksówkę z każdej możliwej korporacji, przez każdą możliwą aplikację od 3.30 do 5.00. Bez skutku. Skończyło się na powrocie autobusem.
Cafe Klaps, ul. Wybickiego 3
FLOW CAFE
Przez długie lata, od kiedy przyjeżdżam do Gdyni, nie trafiłem śniadaniownię z prawdziwego zdarzenia. Jadąc tym razem podpowiadaliście – idź koniecznie do FLOW CAFE. Socialmediowe profile tegoż przybytku zapowiadały ciekawe przeżycie, więc czym prędzej powstaliśmy możliwie wcześnie po wspomnianej powyżej nocnej eskapadzie, aby wyruszyć na późne śniadanie w Gdyni. Śmiało mogę powiedzieć – jeśli na śniadanie w Trójmieście, to zdecydowanie do FLOW. Menu obowiązuje zresztą od rana do wieczora to samo, prezentując popularny ostatnio styl stałej karty.
Sam lokal robi ogromne wrażenie już z ulicy. Otwarta, ogromna witryna i wystawione na chodnik stoliki nasuwają wspomnienia z konceptami znanymi choćby z ciepłych krajów czy Berlina. Menu jest krótkie, zmienia się często i jak wspomniałem, obowiązuje przez cały dzień. Na dzień dobry wjeżdża tost francuski (29 zł) z mascarpone i białą czekoladą, owocami, pistacjami, nadziewany… czekoladą. Noooo, drodzy państwo – jest moc! Wygląda obłędnie, podobnie smakuje. To jednak opcja dzieciaków. Ja wybrałem Summer toast (34 zł) z jajecznicą, kurkami, bobem, majonezem szczypiorkowym i parmezanem. Niby prostota i oczywistość, ale smakowo – wzór. Świetne pieczywo, kremowa jajecznica, podbijający smak majonezik. Brawo. Dla żony Simon’s Granola (24 zł) z owocami i konfiturą pomarańczowo-grejpfruitową. O ile można powiedzieć, że granola jest foodpornowa i tak samo smakuje, to właśnie mamy tu z takim faktem do czynienia. Super miejsce, idźcie czym prędzej, będąc w Gdyni.
FLOW CAFE, ul. Świętojańska 69
Booking.com
Bar Przystań
Od kiedy z Gdyni zniknął mój ukochany Bar Pomorza, w sumie nie mam ulubionego miejsca na rybę. Bywamy w Tawernie Orłowskiej, ale ostatnio częściej po prostu na szybko w jednej z losowo wybranych smażalni znajdujących się na Skwerku Kościuszki. Tym razem padło na Bar Przystań, a w planach było sprawdzenie czy słynne paragony grozy to wymysł Polaków, którzy pierwszy raz wyjechali nad morze, czy rzeczywistość.
Prawda okazała się dość oczywista – o żadnych paragonach grozy mowy być nie może. Szok i niedowierzanie – nikt nas nie oszukuje, ceny są podane i można domyślić się, ile mniej więcej się zapłaci. No więc zapłaciliśmy – 96,40 zł za dwie ryby z frytkami, piwo, surówkę i wodę niegazowaną. Ot, klasyczny obiad w nadmorskiej miejscowości. Czym innym jest smak sandacza i okonia. Jakby powiedział klasyk – szału ni ma, ale należy pamiętać, że to losowy bar, gdzie wchodzi każdy, kto po prostu chce zjeść cokolwiek po kilkugodzinnym plażowaniu. Ahoj!
Bar Przystań, ul. Jana Pawła II, lokal 9
GDZIE ZJEŚĆ W GDYNI – inne wpisy na WPK
Malika
Moje dotychczasowe przygody z restauracją Malika, umiejscawiały ją w czołówce gdyńskich adresów. Ostatnie miesiąc to jednak pewne zmiany – zarówno lokalizacyjne, jak i koncepcyjne. Po pierwsze – nowy lokal. Atrakcyjny, narożny, tuż przy Teatrze Muzycznym, w linii prostej jakieś 500 metrów od linii morza. Nowoczesny, stonowany wystrój zapewnia odpowiednią wygodę oraz klasę. Pewne zmiany przeszła też kuchnia. Do stałego menu romansującego z kuchnią Maghrebu, wprowadzono wkładkę miesięczną skupioną na jednej konkretnej kuchni.
Moje spostrzeżenia z tej jednej wizyty? Danie z karty poświęconej Maghrebowi – tagine z polikiem wołowym (44 zł) wypada najlepiej. Naprawdę świetna rzecz – bogata smakowo, z cudnie rozpływającym się mięsem, delikatną ostrością. Solidni wypada również kaczka, ale już ośmiornica (64 zł) podawana z czarnym ryżem, karczochem, pomidorem oraz roszponką, która okazała się jednak rukolą, nie przystoi poziomowi takiej restauracji. Sama macka przygotowana wzorcowo, ale to umówmy się, nie jest niczym szokującym. Gorzej, że dodatki nie grają ze sobą, są suche i po prostu smakowe dopasowanie należy tu przytoczyć jedynie w formie nadużycia. Odniosłem wrażenie, że te dania są dziwnie bezpieczne, jakby nie do końca pasują do Maliki.
Restauracja Malika, ul. Armii Krajowej 9
Pączuś, F. Minga, Czerwony Piec i Morze piwa
Odwiedziny Gdyni regularnie związane są także z bywaniem w miejscach kultowych – patrz Pączuś i te ich ciepłe, pełne nadzienia pączki. Nie są najlepsze na świecie, ale oblegany przez tłumy lokal przy Skwerku ma swój klimat, a moje dzieciaki nie potrafią przejść obok bez magicznego – „zjemy pączka”? Z kolei położona przy samej plaży F. Minga to z jednej strony słabiutkie, turystyczne jedzenie – za wyjątkiem smacznego chłodnika, z drugiej natomiast ciężko nie przysiąść tu na kaw czy zimne piwo. Gwarantuję, że lepszej miejscówki blisko morza nie uświadczycie.
Stałym punktem są także dwa bary piwne. Morze Piwa posiada największy wybór kraftowych piw w Gdyni – ciekawostką jest także możliwość zabrania ze sobą do domu napełnionej z kranu i zamkniętej na miejscu puszki z wybranym piwem. Niezniszczalny jest również znany z Wrocławia AleBrowar. Ten gdyński jest niewielki, posiada za to sporo miejsca na zewnątrz przy ulicy Starowiejskiej. Na kranach znaleźć można alebrowarowe klasyki, a także zazwyczaj jakieś piwa z zaprzyjaźnionych browarów. Sąsiedzi AleBrowaru to pizzeria Czerwony Piec – jeszcze kilka lat temu uchodząca za jedną z najlepszych w Trójmieście. Na ten moment to średniawka, która według mnie nie wykorzystuje swojego potencjału.
SERIO
Tuż za rogiem od AleBrowaru znajduje się restauracja należąca do ekipy tworzącej sporo modnych konceptów kulinarnych w Gdyni. SERIO, bo o niej mowa, to chyba najbardziej udany pomysł ze wszystkich. Raz jeszcze – nowoczesne wnętrze, jeden z najlepszych poziomów obsługi w Gdyni, a to wszystko okraszone dobrą pizzą i kuchnią włoską. Ba, bardzo dobrą pizzą neapolitańską, której zapach roznosi się po całym lokalu.
Co jeszcze zjedliśmy? Canneloni z ragu – ekstraklasa, dzieciaki przejęły margheritę, o której już wspomniałem, a także sałatkę cezar oraz makaron dla dzieciaków. Bez słabych punktów, ze smakiem i ekspresową obsługą pomimo pełnej sali. Jak dla mnie – zdecydowanie do sprawdzenia, jeśli jeszcze nie byliście.
Serio, ul. 3 maja 21
Punkt Gdynia
Do zjedzenia w tym miejscu namawialiście mnie od przynajmniej kilku dobrych miesięcy, a ja nie wiedzieć czemu, opierałem się. Niesłusznie, bo Punkt okazał się – omen nomen – obowiązkowym punkcikiem na gdyńskiej gastro mapie. Kolejna restauracja z dopracowanym designem, interesującym menu i nieźle prowadzonymi social mediami. Przyjemnie zmienia się nam ta Gdynia.
Sami siebie oceniają tytułem uczciwej kuchni, i po przetestowaniu kilku pozycji z menu, mogę przychylić się do takiej opinii. Niezły jest produkt, a w większości pozycji udało się uniknąć banału. Co jedliśmy? Tatar (29 zł) to punkt – znowu, obowiązkowy. Podany z majonezem, grzybkami, żółtkiem i chipsem z ziemniaka ustawia poprzeczkę wysoko już na samym początku. Genialny, doprawdy genialny jest hummus (19 zł). Aksamitny do granic możliwości, z zatarem, cudo!
Przyznam, że nie miałem wielkich oczekiwań od risotto z kurczakiem (34 zł), ale zostałem pozytywnie zaskoczony. Ogromna porcja soczystej piersi, kremowy ryż i pyszny, bogaty, słodko-goryczkowy demi glace. Doprawdy nie trzeba tu wiele więcej. Były jeszcze krewetki, domowe fryty oraz talerz sezonowych warzyw. Oj tak, do Punkt Gdynia idźcie i jedzcie na zdrowie.
Punkt Gdynia, ul. Władysława IV 59
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie