Gdzie dobrze zjeść we Wrocławiu? Na tak postawione pytanie odpowiadam oczywiście w dziesiątej części cyklu – Gdzie je WPK. Dzisiaj sporo ciekawych miejsc – zabieram Was do najlepszej wegańskiej restauracji we Wrocławiu oraz na śniadanie i do nowej piekarni przy Jedności Narodowej. Smacznego!
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 |
Herbaciarnia Targowa
To jest klimacik! Mam wielki sentyment do Hali Targowej i choć trochę boleję nad tym, że tak niewiele dzieje się tam w kwestii gastro, to jedno z miejsc lubię najbardziej ze wszystkich. To Herbaciarnia Targowa. Umiejscowiona w jednym z bocznych lokali, gdzie podobno wcześniej mieściła się chłodnia do rozbioru mięsa dostępnego na Hali. Obecna działalność nie ma z tą historią nic wspólnego, za to cieszy się sporą popularnością.
Wnętrze jest… babcine, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. Jakieś stare fotele, bibeloty, zasłonki, drewniane stoliki i światło zapewniające niepowtarzalny klimacik. Niewątpliwie dobrze się tu siedzi, popija kawę, herbatę czy czekoladę, a i znajdujące się w witrynce ciasta mocno zachęcają. Niewiele jest podobnych miejscówek we Wrocławiu, dlatego warto o nim mówić i w nim bywać.
KEBZ
Jak wiecie razem z WOLT poszukuję miejsc, z których można we Wrocławiu zamówić dobre jedzenie w dowozie. Tym razem nie siliłem się na specjalnie wyszukane potrawy, a zwyczajnie potrzebowałem konkretu. I takim konkretem okazał się KEBZ. Od początku, kiedy poznałem to miejsce, uważam że ich najmocniejszą stroną jest nie mięso, a opcje z falafelem. I faktycznie ostatnie zamówienie to potwierdziło. Talerz z falafelem, frytami i smażonymi warzywami to całkiem niezły streetfood, kiedy dzień wcześniej troszkę przesadziliście z pewnymi trunkami. Moja żona poszła w tortillę z mięsem i wiadomo, sosem czosnkowym. Ten ostatnio lekko dominuje całość, więc na przyszłość zalecam wspomnieć o mniejszej ilości tegoż. Podsumowując, jeśli mam polecać KEBZa, jestem #TeamFalafel.
Wilk Syty
To nie tak, że mógłbym całkowicie zrezygnować z jedzenia mięsa, ale bardzo lubię wegetarianizm. Za dzieciaka właściwie byłem wegetarianinem i dopiero potem trochę mi przeszło. Do tej pory jednak bardzo chętnie odwiedzam wege miejscówki, a taki Wilk Syty sprawia, że zacierają się granice pomiędzy mięsnymi i nie restauracjami, a po prostu pojawiają się podziały na dobre i złe. I Wilk Syty należy do tych pierwszych. Co jedliśmy tym razem? Wegański schabowy z ziemniaczkami, pieczarkowa, tortilla z chilli bez mięsa oraz ryżowe ciasteczka w koreańskim klimacie. Dobre to było!
Szacun dla całej ekipy Wilka Sytego za tworzenie smaku jedynie przy użyciu roślinnych składników. Że nie jest to łatwe wie każdy z Szefów Kuchni, a jednak tutaj udaje się przy każdej zmianie karty. Ciekawy jest też klimat wokół samego miejsca. W niedzielę widzisz całe rodziny przychodzące na wegański obiadek, widzisz dzieciaki chłonące smak bezmięsnych potraw i uśmiechasz się szeroko.
Pastel piekarnia
Jeszcze do niedawna w okolicach placu Kromera dobre pieczywo można było kupić jedynie w Browarze Stu Mostów, choć i tam piekarze miewali lepsze i gorsze momenty. Niedługo na Jaracza otworzyć ma się piekarnia Dinette, a w Browarach Wrocławskich już wystartowała rzemieślnicza piekarnia Pastel. Nie zazdroszczę im timingu, bo póki co właściwie jedynymi najemcami z otwartym lokalem w całym kompleksie po browarze Piast. Dookoła trwa remont, ale w Pastel można zjeść bardzo smaczne pieczywo. I to najważniejsze!
Sama piekarnia jest niewielka, z ascetycznym wystrojem oraz sporą już gamą wypieków. Do tej pory sprawdziłem klasyczny chleb, żytni, pszenny z orzechami, jakieś słodkie wypieki czy bagietkę oraz chałkę. I wystawiam każdemu z tych produktów wysoką notę, a pszenny klasyk wlatuje do wrocławskiej czołówki. Podobnie jak leciutka, jak piórko chałka. Dobrze ich mieć po swojej stronie miasta.
Rusty rat
Kiedy przyjeżdżają do Ciebie znajomi i mówią – chodźmy gdzieś, gdzie można się napić, a przy okazji coś przekąsić, nie zastanawiam się zbyt długo. Ot, obieramy kierunek na nasyp, na ulicę Bogusławskiego i szukamy wolnych miejsc. Mercado zajęte, idziemy więc obok, gdzie dość niespodziewanie na poddaszu niskiego lokalu znajduje się stolik. Jakby oczekujący na naszą piątkę. Nad głową co i rusz przejeżdża jakiś pociąg z lub do Warszawy. Nie to jednak jest ważne. Ważne jest show i wiedza, jaką prezentuje właściciel Rusty’ego, Mateusz Niedźwiecki. Zanim przygotuje nam koktajle robi niezłe rozeznanie, wypytuje o preferencje, a potem serwuje swoje miksologiczne dzieła trafiające w punkt. Ale, ale, nie było jeszcze nic o jedzeniu, a tatarek z grubo ciachanym mięsem trafia bardzo w me gusta. Trafia na stół już wymieszany, jedynie z żółtkiem na górze, swą różowością proszący – zjedz mnie. I zjadamy pospiesznie, cmokając z zadowolenia. Fajny ten Rusty.
Przysmaki Domu Wiśniowieckich
Dotychczas znałem Wiśniowieckich ze Zwycięskiej głównie jako sklep z ciekawymi produktami. Ostatnio jednak przypomniałem sobie, że przecież można tam zjeść śniadanie, a że we Wrocławiu raczej narzekam na niedobór smacznych śniadaniowni, zawitałem z żoną na kawę i coś do jedzenia. Mój wybór padł na klasykę, a więc jajecznicę z chlebem i serem, a furorę zrobiła kanapka z awokado i jajkiem. Co prawda wiem, że następnym razem usunę z niej rukolę – wiadomo, ale nie dość, że prezentuje się pięknie, to i smakuje bardzo dobrze. W ogóle interesujący jest ten klimat łączący delikatesy i mini bistro. Chciałoby się więcej takich miejsc we Wrocławiu.
Gruba Focca na kawałki
W zalewie tradycyjnych oraz neapolitańskich pizz we Wrocławiu, Gruba Focca od samego początku jawiła się jako ciekawa odmiana. Pizza na grubym cieście, ale nie grubym, ciężkim pampuchu, tylko solidnie wyrośniętej, pulchniutkiej, chrupiącej. W styczniu Gruba Focca przeszła niemałą przemianę, ponieważ nie tylko pojawiła się ze swoim food truckiem pod Pasażem Grunwaldzkim, ale i skończyła ze sprzedawaniem dużej pizzy. Od teraz to Gruba Focca z pizzą na kawałki i gdyby sięgnąć do moich wcześniejszych opisów tego konceptu pewnie udałoby się znaleźć zdanie o tym, że już wcześniej pisałem, że byłoby to najlepsze rozwiązanie przy tym produkcie.
No i jest, a zmiana cieszy tym bardziej, że mamy obecnie do czynienia z prawdziwym streetfoodem w ekspresowym tempie. Wydanie mi moich kawałków nie zajęło łącznie pięciu minut, co jest wynikiem świetnym. W menu dość klasyczne smaki, z których do mnie najbardziej przemawia oczywiście Pepe, a ciekawostką jest zapiekanka ze sporą ilością pieczarek, naśladująca polskie jedzenie uliczne lat 90.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie