fbpx
5.1 C
Wrocław
czwartek, 18 kwietnia, 2024

Polacy, jesteście wspaniali! Niech rząd nie przypisuje sobie Waszych zasług.

Ponad milion obywateli Ukrainy przedostało się do naszego kraju przez polsko-ukraińskie przejścia graniczne. Sposób przywitania ich wszystkich na polskiej ziemi najlepiej tłumaczy polską zdolność do mobilizacji i działania w trudnych warunkach. Nie bawiąc się w zbyt długie opisy – Polacy, jesteście zajebiści! 

Piszę te słowa w emocjach, akurat po szczęśliwym dowiezieniu wraz ze znajomymi trzynastu osób do Wrocławia wprost z granicy w Hrebenne. Trzynastu osób, które właśnie rozpoczynają nowe życie z jednym plecakiem w ręku. W tym jedna młoda mama z tygodniowym Romanem w beciku. Piszę i ryczę jak dziecko. Jak nie płakałem nigdy po śmierci kogokolwiek bliskiego. 

O wszystkich akcjach pomocowych we Wrocławiu możecie dowiedzieć się ze stories na moim Insta.

24. lutego putinowska Rosja bestialsko napadła na Ukrainę i od tego czasu codziennie dokonuje zbrodni w kolejnych miastach naszych wschodnich sąsiadów. Już w chwilę po napaści przed polskimi granicami zaczęły ustawiać się długie kolejki osób chcących jak najszybciej opuścić Ukrainę. Ktoś tych ludzi musiał przyjąć, zająć się nimi, pomóc, przewieźć dalej.

Właśnie wtedy nastąpił cudowny polski zryw. CUDOWNY. WIELKI. WSPANIAŁY. Zryw pełen empatii, miłości, dobrego serca, wspaniałej organizacji. Trzeba załatwić odzież dla osób, które przyjechały z jednym małym plecaczkiem? Jedno ogłoszenie na dedykowanej grupie, a po chwili zgłasza się kilkanaście osób z pytaniem o to, gdzie je dowieźć. Mieszkanie dla dwóch kobiet z dziećmi? Ten sam schemat i szybkie zgłoszenie kilkunastu osób z propozycją wynajęcia pokoju w hotelu czy przyjęcia do domu. Podwózka z granicy do Wrocławia, gdzie już mieszka ktoś z rodziny uchodźców. Wsiadamy w auto i jedziemy. Organizacja była natychmiastowa, pojawiły się pomysły na lepienie pierogów, z których dochód przeznaczono na zakup… pojazdu wojskowego.

Potrzeba zorganizować wielki punkt zbiórki i odbioru rzeczy potrzebnych dla uchodźców? Zróbmy to w Czasoprzestrzeni, aby powierzchnia była wystarczająca i każdy mógł znaleźć tutaj coś dla siebie. Kamizelki kuloodporne dla walczących na froncie? Chyba nie myśleliście, że to jakiś problem dla Polaków. Nie skłamię, kiedy powiem, że każdy metr kwadratowy naszego kraju został zagospodarowany przez jakąś zbiórkę na rzecz Ukrainy. Stopień społecznego zaangażowania Polaków fascynuje i napawa optymizmem. I tak dalej, i tak dalej. Nie ma rzeczy niemożliwych do zorganizowania oddolnie dla Polaków. Bez żadnych układów i interesowności. A potem czytasz to:

Tak, Panie Kłamczuszku – na miejscu na granicy jest Policja, Straż Pożarna, są sale szkolne czy graniczne hole wypełnione setkami ludzi przyjeżdżających tu z wypisanym na twarzach strachem związanym z przeszłością i przyszłością. Tak, są wycieńczeni Strażnicy Graniczni, są Wasze piękne słowa o pomocy, wsparciu i solidarności. Tak, zapewniacie tym ludziom opiekę zdrowotną, darmowe pociągi i pińcet plus. I chwała Wam za to. Wie Pan co są warte Wasze słowa? Gówno są warte, bo inaczej powiedzieć się nie da. Nie piszę tego tekstu, żeby dzielić wszystkich. Piszę ten tekst z poczucia sprawiedliwości i docenienia prawdziwych bohaterów tych chwil. Gdyby nie WOLONTARIUSZE na granicach, właśnie dochodziłoby do humanitarnej masakry w niby cywilizowanym kraju. Tak, wysyłacie broń, specjalne służby, pewnie jeszcze wiele inny rzeczy. I brawo, ale trudno żebyście tego nie robili. Tylko do wykonania jest robota na granicach, a tutaj…

FOOD TRUCKI

Pozwolicie, że najpierw zacytuję Pana Adama, który wraz ze swoim food truckiem karmi od kilku dni uchodźców na granicy w Drohobyczu. Jak się domyślacie,

Pewnie ktoś napisze, że to ruski troll. Nie, to prawda. Spytałem Michała Skoczka ze Street Food Polska o to, skąd na granicach wzięły się food trucki. Od pana Mateusza? No chyba nie:

Jak to się wszystko zaczęło? W zeszły czwartek lub piątek, nie pamiętam dokładnie, odezwała się do nas firma Kazar. Na granicach zaczęli się pojawiać pierwsi uchodźcy z Ukrainy i powstał pomysł, by tych ludzi karmić. Z racji tego, że organizujemy zloty, mamy kontakt z masą food trucków, więc jakby naturalnie mogliśmy pomóc kontaktując koordynatorów na granicach z chętnymi food truckami i kucharzami. I na tym głównie polega nasza rola. Tu muszę podkreślić, że dostajemy masę komentarzy wyrażających poparcie dla tego co robimy, ale to tym, którzy fizycznie pracują na granicach – gotują, koordynują, dowożą składniki oraz wydają posiłki należy się uznanie. My po prostu pomagamy korzystać z naszych zasięgów.

I ci ludzie gotujący z potrzeby serca, zostawiający swoje rodziny i pracę, pojawiają się na przejściach w Dorohusku, Hrebenne, Korczowej, Chełmie, Krościenku czy Medyce. Dodatkowo w Korczowej dla potrzebujących gotuje pod przewodnictwem Szefa Jose Andresa ekipa World Central Kitchen, reprezentując organizację, która pomaga wszędzie tam, gdzie trzeba. Z Wrocławia wyruszyła również mocna ekipa na czele z Pawłem Bieganowskim, Tomkiem Wenckiem i Asią oraz Dominikiem z Raju Pstrąga. I wiecie skąd brali kasę na gotowanie dla tych ludzi? No nie z rządowej kasy. Organizowali zbiórki, zrzutki, prosili o wpłaty, aby kupować kolejne partie rozchodzącego się ekspresowo towaru. Jakiego? Dosłownie każdego. Potrzebne są warzywa i mięso do gotowania zup, potrzebne są owocowe tubki dla dzieci, pieczywo, konserwy, napoje, wszystko. Po prostu wszystko.

W rozmowie z jedną z osób gotujących dla uchodźców na granicy słyszę m.in. takie rzeczy:

„…dzwonisz po ludziach, wyciskasz z siebie ostatnie pokłady energii, chcesz organizować kasę, bo na miejscu to lipa z organizacją i spotykasz się trochę ze ścianą…”

Warto przytoczyć jeszcze dwa socialmediowe wpisy. Najpierw wspomniany już wyżej Raj Pstrąga:

I jeszcze coś od Ubrania do oddania:

Przyznam, że od samego początku rosyjskiej napaści na Ukrainę czułem się fatalnie. Z jednej strony pomagałem na miejscu, na ile mogłem – i to chyba najważniejsze przesłanie. Pomagajmy na ile możemy, nie próbujmy ścigać się na to kto pomógł bardziej. Po prostu pomagajmy, bo Ukraińcy tak bardzo tego potrzebują.

W końcu znajomi powiedzieli – jedziemy zawieźć towar na granicę i z powrotem zabierzemy kilka osób do Wrocławia. Jedziesz? Uczciwie, nie chciałem, bo wiedziałem co mogę zastać na miejscu. Zgodziłem się jednak, żeby nie siedzieć na tyłku i tylko krzyczeć o potrzebnej pomocy. Tutaj jeszcze mój mały wtręt w w kwestii darów – starajcie się dostarczać do konkretnych miejsc to, co akurat jest potrzebne, czego brakuje. Nie czyśćcie piwnicy, mówiąc że to pomoc. Nie tędy droga, bo ktoś musi to jeszcze posegregować i podzielić. Nam udało się znaleźć kontakt trochę poza oficjalnym kanałem, dzięki czemu niezbędne rzeczy – buty wojskowe, apteczki, powerbanki, czapki, trafiły po chwili wprost na front.

DZIECI

Po kilkugodzinnej podróży, podczas której na trasie spotykamy konwoje pomocowe nadjeżdżające z Włoch, Niemiec, Czech czy Holandii, i wyładowaniu towaru docieramy do punktu recepcyjnego w Hrebenne. Uwierzcie, nigdy nie zapomnę tego widoku. Z jednej strony biegające dzieciaki, z drugiej szloch matki szukającej zaginionego dziecka. Tuż obok totalna rozpacz mieszająca się z rozpaczliwym poszukiwaniem kogoś, kto zawiezie daną grupkę osób do Warszawy, Poznania, Gdańska czy po prostu bliżej Niemiec. W końcu trafiasz na ten widok.

Dla mnie ten policyjny radiowóz z maską wypełnioną maskotkami jest symbolem tego miejsca. Chyba już nie zobaczę prawdziwszego uśmiechu i błysku w oku każdego z dzieciaków słyszących, że mogą wziąć dla siebie tę maskotkę, która podoba się im najbardziej. Prawdziwa, niewymuszona, po prostu dziecięca reakcja będąca jakimś totalnym kontrastem dla ogólnego dramatu dziejącego się na naszej ziemi. Możecie wierzyć lub nie, zawsze uważałem się za dość twardego gościa, ale w pewnym momencie po prostu pękam i po polikach płyną łzy. I wcale nie zamierzają przestać. Świadomość dramatu przeżywanego przez każdą jedną osobę nie pomaga. Zaczynasz rozumieć – te dzieci jeszcze nie rozumieją, że zostały wyrwane nagle ze swojej własnej strefy komfortu dla swojego dobra.

Przy okazji kilka słów od ekipy Grill Bastards, gotującej właśnie na miejscu:

Niebywała jest skala pomocy. Pampersy dla dzieci? Proszę brać! Może wózek będzie potrzebny? Na twarzach Ukraińców rysuje się niedowierzanie, że mogą go zabrać. To dla Was, kochani. Szampon, szczoteczka, nowe spodnie czy kurtka dla dziecka? Nie ma problemu, wszystko mamy. Wszystko mamy od Wolontariuszy. Od Pana Zbyszka, który po prostu wyszedł z domu, pojechał do hurtowni i kupił trzysta szczoteczek, Od Pani Ani, która załatwiła w pobliskiej hurtowni dostawę tysiąca tubek dla dzieci. Serce rośnie, kiedy myślisz sobie, że to wszystko oddolne inicjatywy, działające poza nieudolnym i spóźnionym rządowym systemem.

Zaczynamy poszukiwania osób, które chciałyby przedostać się do Wrocławia. Wtem podchodzi kobieta i pyta czy jedziemy do Warszawy, bo żaden autobus z granicy tam nie jedzie. Pytam jak ma na imię. Okazuje się, że Irina cztery dni temu wyruszyła w podróż z rodzinnego Kijowa w stronę wolnego świata, zostawiając za plecami całe dotychczasowe – na oko trzydziestoletnie – życie. Choć to ja powinienem okazać jej współczucie, po polikach znowu zaczynają lecieć łzy. Wielkie grochy, nie łzy, bo nawet nie wiem co mam jej powiedzieć. Totalna bezsilność.

Jednocześnie z każdej z tych osób bije jakaś niebywała siła. Moc w oczach, mówiąca – pokonamy tego skurwy…. i wrócimy do naszej Ukrainy, ale teraz musimy zadbać o nasze dzieci. Wzrok dzieci rozdziera każde serce. Jakby przeczuwały, że dzieje się coś strasznego, a jednocześnie są tak beztrosko dziecinne. W końcu podchodzimy do policjantów – zresztą z Wrocławia, aby pomogli nam znaleźć kogoś jadącego w naszym kierunku. Akcja trwa jakieś trzy minuty – po ogłoszeniu przez mikrofon po chwili pojawiają się kolejne osoby.

Mamy trzy auta – w tym jednego busa, w sumie trzynaście luźnych miejsc. Dokładnie tyle znajdujemy – piątka dzieciaków, ósemka dorosłych. Dogadać się nie jest łatwo, ale łamanym angielsko-rosyjskim tłumaczymy, że zawieziemy ich gdzie trzeba, nakarmimy i pomożemy znaleźć mieszkanie oraz najpotrzebniejsze rzeczy. Czuć delikatną niepewność w ich oczach, ale chyba w pewnym momencie udaje się uzyskać zaufanie. Genialną robotę wykonuje znajoma Ukrainka – od sześciu lat w Polsce, która tłumaczy przez telefon najważniejsze kwestie.

Policjanci spisują nasze dane, aby wiadomo było co i kto zabrał naszych gości. Możemy ruszać, bo do Wrocławia ponad sześć godzin, a jeszcze trzeba zatrzymać się na coś do jedzenia i kawę, bo wszyscy wyglądają na mocno wymęczonych. Do Wrocławia docieramy po 22. Jedną rodzinę odbiera syn, kogoś innego znajomi, inną panią siostra. Ktoś jeszcze trafia do załatwionego przez znajomego hostelu. Załatwionego w ramach wolontariatu, z dobrego serca.

NIE DAMY WAM ZGINĄĆ!

Proszę Was, nie przestańmy im pomagać. Ukraina musi trwać, Ukraina musi zachować swoją niepodległość – dla siebie i dla nas. Dla Europy i świata. Dla każdego z tych dzieci, które zobaczyłem na przejściu granicznym. Zróbmy wszystko, aby kiedyś mogły wrócić do własnych domów w Odessie, Charkowie czy Kijowie. Oby mogły poczuć dumę z własnego narodu, który nadludzką siłą zawalczył o własną suwerenność. I pamiętajmy, że liczy się nie tylko początkowy zryw, a długofalowa pomoc każdemu z uchodźców. Sława Ukrajini!

Polacy, jesteście wspaniali!

Total 30 Votes
0

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Brawo dla dzielnej gastro reprezentacji Polski! <3

    Piotrze, chcielibyśmy przekazać kilkadziesiąt kilogramów kapusty kiszonej i buraków kiszonych do surówek lub bigosu/pierogów dla przekraczających granicę. Mogę prosić o namiar na osobę, do której możemy to dostarczyć i się tym sensownie zajmie?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły