Choć ciężko w to uwierzyć, wojna w Ukrainie trwa już ponad miesiąc i wydaje się, że nie widać perspektywy na jej zakończenie. Dlatego w miarę swoich możliwości wspomagajmy Ukraińców – choćby tych z Wrocławia. W dzisiejszym odcinku Gdzie je WPK zabieram Was m.in. do czterech ukraińskich miejscówek, a także odwiedzam restauracje z rozpoczętego już Restaurant Week. Smacznego!
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 | Gdzie je WPK #10 | Gdzie je WPK #11 | Gdzie je WPK #12
Soupculture.pl
Sam pomysł jest genialny w swej prostocie, a także idealnie wpasowujący się w ideę niemarnowania jedzenia. Soupculture to sieciowy koncept prowadzony przez Ukraińców w malutkich lokalach, z których można zabrać do ręki naleśniki, pierogi, a przede wszystkim zupy w jadalnym opakowaniu. Opakowaniu mającym kształt głębokiej miseczki, którą po zjedzeniu konkretnej porcji zupy można zjeść. Byliśmy akurat z synem i trafiliśmy na krem z pomidorów, do którego dobrać można dodatkowo pietruszkę, cebulkę czy ziarna słonecznika. Udane streetfoodowe jedzenie, rozgrzewające w ziemne dni. Jak dla mnie – bardzo na tak!
Żytomyr Bar
W ostatnim odcinku opisywałem Wam Lviv z Legnickiej, będący w pewnym sensie protoplastą zakrzowskiego Żytomyru. Żytomyr Bar nieco ewoluował, ale w dalszym ciągu stanowi jedną z dwóch-trzech sensownych opcji jedzeniowych na Psim Polu. Zdecydowanie hitowym produktem są ich pielmieni z cudownie delikatnym ciastem i soczystym mięsem w środku. Ich pierogi lwowskie trafiły do grona moich ulubionych i wylądowały w zestawieniu najlepszych w mieście. To po prostu uczciwe, konkretne, domowe ukraińskie jedzenie, także w opcji na wynos.
Paloma Coffee
Paloma to kawiarnia połączona z działającą w lokalu na placu Solnym palarnią kawy. Prowadzi ją ukraińskie małżeństwo, mające doświadczenie z własną kawiarnią w atakowanym obecnie przez Rosjan Chersoniu. Przez cztery lata działania Paloma wrosła w krajobraz Rynku i okolic, i wydaje się być jednym z lepszych miejsc na kawę w centrum Wrocławia. Od samego początku sytuacji w Ukrainie właściciele mocno zaangażowali się w pomoc dla swoich rodaków. Powstały m.in. specjalne dedykowane koszulki z hasłem żołnierzy z Wyspy Węży, a także kawa z podobnym przesłaniem. Idźcie do nich, wesprzyjcie dobrym słowem i kupioną kawą.
IDA kuchnia&wino
Festiwal Restaurant Week zawitał ponownie do Wrocławia, ale pierwszy raz na taką skalę. W tym roku możecie zarezerwować stolik w aż 50 wrocławskich restauracjach. Na czym polega festiwal? Sprawa jest prosta: za 59 zł możecie zarezerwować stolik w wybranej restauracji, gdzie czekać będzie na Was specjalne, trzydaniowe menu przygotowane na tę okazję. Jedną z najciekawszych opcji w tym roku wydała mi się IDA i zgodnie z przewidywaniami nie zawiodłem się. Świetne, comfortfoodowe menu. Na przystawkę wspomnienie dzieciństwa – chleb w jajku, z jajkiem poche, wędzonym twarogiem i pieczonym ziemniakiem. Zakochałem się totalnie! Świetna rzecz. Danie główne to dwie opcje – wege oraz mięsna. W tej drugiej rządzi genialnie delikatna kaczka, w wersji bezmięsnej gołąbek z kaszą pęczak i grzybami. IDA potwierdza swoją klasę, cieszy wyrazistymi smakami i super klimatem.
Rumbar Nasyp
Rumbar dopiero co debiutował pod nasypem na Bogusławskiego, a już został włączony w grono restauracji prezentujących swoje dania podczas Restaurant Week. Stoliki w tej edycji można rezerwować do 10. kwietnia. Uczta rozpoczyna się od Palaoa, czyli hawajskiego kremu z kukurydzy. Jest lekko słodko, jest kremowo, jest delikatnie kwaśno od ananasa kimchi. Danie główne zaskakuje. Loco Moco to klasycznie hawajska interpretacja burgera z ryżem sushi, klasycznym kimchi, a przede wszystkim wołowiną oblepioną słodkawym sosem teriyaki. Ciekawe to przeżycie. Na deser krem mango z kaszą manną, mango, kokosem, karmelizowanym banan i chrupiącą pieczoną białą czekoladą. Wszystkie dania w rumbarowym klimacie, dopasowane do konceptu i odpowiednio sycące.
Gniazdo
Kolejna kawiarnia prowadzona przez Ukraińców we Wrocławiu i kolejna niezwykle popularna. Nie dość, że mają świetną kawę, to jeszcze cudowny widok za oknem, a także zapierające dech patio w okresie letnim. Lubię tu wpaść na kawę, popracować, ale i zjeść, kiedy w pobliskim Dinette stoi kolejka do wejścia. Zdecydowanie jedno z czołowych kawowych miejsc w mieście.
Solleim św. Antoniego
Pierwsze, franczyzowe podjeście Solleim do centrum, a konkretnie ulicy św. Antoniego należy zaliczyć do wpadek, choć głównie wizerunkowych, bo moje jedzenie akurat zawsze tutaj grało. Pojawiało się jednak sporo zastrzeżeń co do jakości serwisu. Niespecjalnie ciekawy okres przyczynił się do chwilowego zamknięcia, przestawienia wszystkich trybów, ale na szczęście Solleim wróciło i od pierwszych dni od ponownego otwarcia widać, że zrodził się głód, o czym świadczą tłumy w środku maleńkiego lokalu. Te kurczaki są totalnym mistrzostwem. Opcja spicy kupuje mnie zawsze, ale teraz spróbowałem jeszcze posypki serowej i ten posmak znany z serowych Cheetosów zdobył moje serce, w sensie podniebienie. W sensie wszystko – pyszne są te kurczaki i dobrze mieć je bliżej, niż tylko na Bielanach. W międzyczasie wypróbowałem również opcji w dowozie od WOLT i istnieje ogromny atut tych smażonych cudeniek – w dowozie nie tracą właściwie w ogóle. Idealnie sprawdzają w plenerze, w pierwszym wiosennym słońcu. Jedzcie kurczaki!
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie