Gdzie zjeść we Wrocławiu? Staram się Wam odpowiadać na to pytanie każdego dnia, a w tradycyjnym cyklu opisuję nieco szerzej wszystkie odwiedzane miejsca. Dzisiaj idziemy do Napa Restaurant, na jagodzianki, do legendarnego Misia, zamawiamy wino i próbujemy arabskiego śniadania. Smacznego!
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 | Gdzie je WPK #10 | Gdzie je WPK #11 | Gdzie je WPK #12 | Gdzie je WPK #13 | Gdzie je WPK #14 | Gdzie je WPK #15 | Gdzie je WPK #16 | Gdzie je WPK #17 | Gdzie je WPK #18 | Gdzie je WPK #19 | Gdzie je WPK #20 | Gdzie je WPK #21 | Gdzie je WPK #22 |
Napa Restaurant
Gdybym miał stworzyć listę najbardziej niedocenianych restauracji we Wrocławiu, Napa Restaurant mogłaby znaleźć się całkiem wysoko w tym zestawieniu. Choć może niedoceniana to złe określenie, bo wiem, że posiada spore grono wyznawców. To bardziej kwestia nieobecności w głównym nurcie popularnych knajpek. Kiedy rozmawiam ze znajomymi, mało kto Napę w ogóle zna.
Ja na szczęście znam nieźle i choć może nie jestem stałym bywalcem, tak staram się co jakiś czas wpaść na obiad. Właściwie nie zdarzają się wpadki, a klimat miejsca – obrusy pod nasypem, piękne talerze, nadają odpowiedniego szyku. Co jadłem tym razem? Fasolka szparagowa z sosem sojowym, olejem sezamowym, imbirem, kolendrą i grzanką czosnkową. Na danie główne kopytka z ziołowym pesto, bobem, kwaśną śmietaną i prażonymi migdałami. Oba dania nie dość, że pięknie wyglądają, to jeszcze świetnie i niebanalnie wykorzystują sezonowe składniki. Dla mnie Napa zasługuje na wielkie uznanie.
Wino
Leniwa, upalna niedziela w domu, sklepy zamknięte, a pić się chce. Jako że ostatnio przestawiam się dość mocno na picie win, cieszy mnie ich coraz lepsza dostępność. Oczywiście piszę o winach nieco lepszych od Carlo Rossi. Moimi głównymi obiektami zainteresowań są wina naturalne, pet naty oraz te z polskich winnic, ponieważ uwielbiam wspierać lokalesów, a coraz częściej ich butelkowe wypusty cieszą podniebienie.
No dobra, ale co zrobić, kiedy nie masz na podorędziu dobrej buteleczki? Zrobić to, co jeszcze jakiś czas temu wydawało się niemożliwym – zamówić sobie wino z dostawą do domu. Nie na jutro, nie na pojutrze, ale na za godzinę. Wolt, z którym współpracuję wprowadził do swojego portfolio kilka sklepów, gdzie można zamówić m.in. wino, ale i piwo kraftowe. Mój wybór padł na sklep winiarski Kieliszki butelki, mający w ofercie sporo niezwykle ciekawych etykiet, w tym kilka bardzo mocno mnie interesujących.
Katovka to naturalne wino ze Słowacji, które swoimi bąbelkami cudownie orzeźwia w ciepłe dni, natomiast hiszpański Lovamer Abillo to pomarańczowe wino z niezwykle owocowym charakterem, kontrowanym lekką kwasowością. Oba bardzo, ale to bardzo trafiły w moje gusta. Do powtórzenia zdecydowanie.
Gdybyście szukali opcji zamówienia win z dostawą do domu, razem z WOLT mamy dla Was 10 zł do wykorzystania na zamówienia z zakładki sklepy w aplikacji. Wystarczy, że wpiszecie kod: WPKLATO.
Jagodzianki
Po mojej ostatniej wrzutce na temat jagodzianek z Gigi rozpętała się prawdziwie jagodziankowa wojna. Dla jednych za drogo, dla innych wręcz przeciwnie, kolejni wolą mniej jagód w środku, następni więcej. Postanowiłem więc jednego pięknego dnia zbadać temat nieco dosadniej i kupić kilka jagodzianek z różnych przedziałów cenowych, aby przekonać się na własnej skórze czy faktycznie jest tak, że te najtańsze zupełnie nie różnią się od droższych. Pozwolicie, że zacytuję swój post z Facebooka:
Zaznaczam, że nie jest to żaden ranking jagodzianek, bo zwyczajnie nie miałem czasu, aby dotrzeć do Warsztatu, Kredensu czy Poolish. Może jestem dziwny, może nie, ale na moje wychodzi, że faktycznie lubiąc jagodzianki, lepiej zjeść jedną z wyższego pułapu cenowego i czerpać z tego radość, niż zapychać się jakimiś suchymi kapciami bez jagód, czy też z frużeliną.
Szanuję opinię każdego z Was, kto nie lubi zbyt dużej ilości nadzienia w słodkich bułkach. Moja żona też zawsze mówi, że za dużo tego. Moja sympatia idzie natomiast w stronę tych wypchanych na maksa jagodzianek, pączków czy drożdżówek. I nie piszcie proszę, że mnie pojeb…, że tak mam. To moja opinia.
Jagodzianki z PLONu i Gigi wygrywają u mnie zdecydowanie. Ta z Chleboteki jest poziom niżej ze względu na suchawe ciasto. Pozytyw to jagodzianka za 9 zł z cukierni On Zmywa, tyle że gdyby była w rozmiarze tej z Gigi czy Chleboteki, również musiałaby kosztować w okolicach 16-18 zł. Ale dobra jest!
Z tych tanich, to 2.15 zł na coś bułkopodobnego z Herta jest wyrzucaniem kasy w błoto. O dziwo, 3.50 zł za bułkę ze Spychały uważam za w miarę uczciwe podejście do tematu. To nie są wyżyny, ale za taką kwotę nikt nie powinien płakać.
Wnioski? Takie, że najtańsze cukiernie/piekarnie działają na innym produkcie, dają go mniej i próba przekonywania, że robią tak samo dobre produkty, jak rzemieślnicze piekarnie, po prostu są wyssane z palca. Ja zawsze stoję na straży tego, że lepiej zjeść jeden, ale dobry produkt, niż pięć słabych. Tak samo mam choćby z piwem, gdzie ciężko porównywać jakość i składniki czołowych polskich kraftowych browarów w stosunku do koncerniaka. Tak, czasami zjem coś z Herta i napiję się Tyskiego na stadionie, ale to nie oznacza, że zacznę wszem i wobec głosić peany na cześć tych produktów.
Bar Miś
Kiedy paragony grozy rządzą w bulwarowych gazetach, zabrałem się za testowanie miejsc odpowiadających na dość proste pytanie – gdzie zjeść najtańszy obiad we Wrocławiu. Jeden z najtańszych na pewno w legendarnym Misiu. I chyba powoli trzeba się przyzwyczajać do sytuacji, w której kolejka do Misia będzie rosnąć kosztem innych miejscówek.
Jajecznica z czterech jajek – 5,38 zł, pierogi leniwe – 4,32 zł, chłodnik – 3,87 zł, racuchy – 3,66 zł. Tak, to nie żart. Te ceny i tak wyskoczyły lekko do góry w ostatnim czasie, co chyba nikogo dziwić nie powinno. Miś jest legendą, o którą należy dbać. A jak dbać? Pójść tam czasami, zjeść leniwe czy naleśniki. Jeśli Misia nie będzie, to już nic nie będzie. Moim oraz moich dzieci niezniszczalnym faworytem są wspomniane pierogi leniwe. Polane bułką tartą, masłem i cukrem – zestaw idealny, dzieciństwo na talerzu. Mały tip dla przyjezdnych spoza Wrocławia – idźcie do Misia raczej przed południem, ewentualnie po piętnastej, bo w okolicach dwunastej natraficie na niemałą kolejkę.
SemSem
Jadąc któregoś dnia przez Rynek zwróciłem uwagę na informację z witryny – arabskie śniadanie od 10 do 12. Nie trzeba mi wiele razy powtarzać, kiedy widzę takie rzeczy, zwłaszcza, że arabskie smaki należą do moich ulubionych. Wszystko dzieje się w narożnym lokalu na ulicy Odrzańskiej, gdzie wcześniej mieścił się malutki bar z japońskim streetfoodem. Na miejsce dotarliśmy już kolejnego dnia z rana.
Widok kręcącej się kuli mocy z kebabem wzbudził mój lekki niepokój, zwłaszcza kiedy dostrzegłem, że piecyk nie jest odpalony. Nic to, testujemy. W menu sporo różnorodnych potraw – od hummus, przez falafele, aż po kebab czy babaganoush. Na moje pytanie – które to pozycje śniadaniowe, otrzymałem szybką odpowiedź, że na śniadanie można zjeść po prostu to, co jest w standardowym menu. Aha.
Trzeba jednak przyznać, że bardzo cytrusowy, gładki hummus to solidna opcja zarówno na śniadania, jak i obiad. Z kolei falafele dość delikatne, ale również nie smakują jak pierwszy lepszy gotowiec. Co do wspomnianego mięsa to zaskoczeń brak – klasyczny kebsik z frytkami, choć na dokładkę otrzymujecie jeszcze talerzyk z piklami i ziołami.
Macs&Sweets
Francuskie makaroniki to specjał doskonale znany w świecie, ale odnoszę wrażenie, że w Polsce nie przebił się jakoś zbyt mocno. Makaroniki pojawiają się w pojedynczych cukierniach, ale w dalszym ciągu traktowane są trochę w formie dziwnej ciekawostki. Przyznam, że sam również mam bardzo różne doświadczenia związane z makaronikami – od świetnych aż po totalnie bezsmakowe.
W ostatnim miesiącu na Bujwida otworzyła się butikowa kawiarnia, w której motywem przewodnim są właśnie makaroniki. I jak to wypada? Bardzo dobrze wypada. To chyba najsmaczniejsze makaroniki, jakie jadłem w Polsce. Wyraziste, smakowo odpowiadające nazwom, barwne i miarowe. Solidna rzemieślnicza robota. Jeśli bierzesz smak aperolowy, spodziewaj się, że faktycznie poczujesz włoskie aperitivo. Jeśli karmel, spodziewaj się słodkiego, krówkowego uderzenia. Duże brawa, będę mocno kibicował.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie