Czy działają we Wrocławiu miejsca z kuchnią japońską w innym wydaniu, niż sushi? Nie ma ich wielu, dlatego każdej japońskiej restauracji należy się odpowiedni szacunek i odrobina uwagi. Czy Yamamoto Matcha&Food ma szansę zaistnieć na dłużej w naszym mieście? Sprawdzamy!
Yamamoto Matcha&Food
ul. Sarbinowska 21
Z Yamamoto – nazwa pochodzi od właściciela konceptu, spotkałem się już wcześniej podczas Gastro Miasto, gdzie Takuya wraz ze swoją żoną Agatą przygotowywali m.in. okonomiyaki. Kiedy usłyszałem, że otworzyli swój lokal, od razu do głowy przyszło mi wspomnienie z innego japońskiego miejsca – bardzo nieoczywistego – Kame.
MIEJSCE
To przywołanie baru Kame nie jest przypadkowe, ponieważ aby się do niego dostać, należy przebrnąć przez ciągnące się kilometrami magazyny na Fabrycznej. W przypadku Yamamoto nie są to magazyny, ale lokalizacja podobnie zaskakująca i nieoczywista. Kuźniki, maleńki lokal na osiedlu zbudowanym z wielkiej płyty, zero miejsc do siedzenia. Lubię podobne klimaty. Przy mocno profesjonalizującej się gastronomii w centrum – z wyłączeniem oczywiście kebsów i tym podobnych przybytków, fajnie jest zobaczyć takich prawdziwków, naturszczyków w pewnym sensie. Ale w dobrym tego słowa rozumieniu, bo prawda jest jedna, a za Yamamoto kroczy prawdziwość, autentyzm, skromność.
Wyświetl ten post na Instagramie
MENU
Kiedy 99% Polaków słyszy o kuchni japońskiej, w ciemno po przebudzeniu o trzeciej w nocy wykrzykuje – ramen i sushi! W sumie nic w tym dziwnego, bo przecież właśnie te potrawy stały się oknem wystawowym do prezentacji w naszej części świata. Zdradzę od razu, że w Yamamoto nie znajdziecie ani jednego, ani drugiego. Nie ma jednak nudy, o czym świadczyć może obszerność karty. Jest wprost proporcjonalna do niewielkiego metrażu lokalu. Propozycje wypisane na lustrze pachną egzotyką, a egzotyka ciekawi. I to menu powinno Was zaciekawić. Chodźcie jeść!
JEDZENIE
Jako się rzekło, siedzonek w środku nie ma, więc zabraliśmy paczuszkę i wyruszyliśmy do zaparkowanego nieopodal auta, aby na prowizorycznym stoliku skonsumować yamamotowe specjały. Na początek rzecz najlepsza, najciekawsza, pobudzająca zmysły. Kanapka katsu sando to instagramowy hit, więc jeśli śledzicie właśnie to medium, możliwe że poniższy widok nie będzie dla was totalną niespodzianką. Za 22 zł otrzymujemy sporą kanapkę w maślanym, zgrillowanym pieczywie, ze skrywającym się w środku grubym kawałem panierowanego schabu. uzupełnieniem dla mięsa jest kwaśnawa kapusta oraz słodkawy sos. Całość daje nieznane mi wcześniej połączenie smakowe, pozostawiające jednak przyjemny ślad na podniebieniu. Zdecydowanie do ponownego zjedzenia!
Bento to taki japoński zestaw lunchowy, pozwalający na skomponowanie kilku składników osobno w jednym pojemniku. Za 25 zł trafia do nas pudełko z kurczakiem w lekko słodkim sosie teriyaki z minimalnie wyczuwalną kwasowością, kimchi, ryż i kiszone rzodkiewki. W tym wypadku również jestem bardzo na tak. Nieco słabiej wypada onigiri (10 zł), a to ze względu na strukturę ryżu, a właściwie jej brak, przez co ryżowa kanapka przesadnie się rozpadała.
Na koniec jeszcze mięsne pierożki gyoza (15 zł) w ilości sztuk sześciu. Raz jeszcze należą się tu spore brawa. Cudne, delikatne, cieniutkie ciasto. Bardzo delikatne, mięsiste wnętrze oraz podbijający smak sos na bazie sojowego. Pierożki zostały przysmażone, dzięki czemu wyglądają obłędnie i chcesz wciągać jednego za drugim.
PODSUMOWANIE
Całe moje serce bije dla Yamamoto matcha&food. Lokalizacja w tym wypadku jest dość intrygująca, ale wierzę, że właściciele to niebanalni ludzie, bo chyba tylko tacy mogliby skusić się na otwarcie podobnego baru właśnie na Kuźnikach. Za jedzenie wystawiam piątkę z minusem za otwarcie Wrocławia na nowinki, których nam trochę ostatnio brakuje. W Yamamoto w końcu spotykam rzeczy interesujące, nieoczywiste i ładnie podane pomimo konieczności zabrania jedzenia na wynos.
Trzymam kciuki za powodzenie tego projektu. Wierzę, że kuźnicka ekipa wesprze swoich nowych sąsiadów i doceni dobry smak. Na koniec nie mogę nie wspomnieć o tym, że właściciele są specjalistami od tytułowej matchy, której można się tutaj napić w kilku odsłonach, ale wybaczcie – nie znoszę matchy i nie chciałem psuć sobie dobrego smaku. Jeśli lubicie, pogadajcie z Takuyą – na pewno opowie Wam dużo ciekawostek. Ja wybieram jedzenie i ideałem byłoby połączyć te dwie sprawy. Smacznego!
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie