Gdzie zjeść najlepszy ramen we Wrocławiu? Każdy fan tego japońskiego dania ma swoich faworytów w mieście, ale warto odnotować pojawienie się kolejnego mocnego gracza w temacie. Sprawdźmy Randori Ramen Buta.
Gdzie? Kniaziewicza 25b
MIEJSCE
Do tej pory gastronomia przy ulicy Kniaziewicza mogła się kojarzyć z dwoma lokalami. Z jednej strony klasyczny DeTeS, z drugiej nowsze Folgujemy. Ten pierwszy bar już nie działa, natomiast Folgujemy ma się bardzo dobrze, ale ciężko wyciągnąć z tych dwóch faktów jakieś daleko idące wnioski na temat gastronomicznego potencjału okolicy. Dość niespodziewanie kawałek dalej pojawili się tu gastronomiczni sąsiedzi w postaci ramen baru znanego już z rocznej przygody na Hali Świebodzki. Randori Ramen Buta pojawiło się pod koniec stycznia w maleńkim lokaliku po schodkach, urządzonym w minimalistycznym stylu z japońskimi wtrętami. Na pewno nie jest to żaden lokal z tych tworzonych z wielkim rozmachem. Minimalizm w cenie.
MENU
Specjalizacja to siła! Lubię to powtarzać, bo w dalszym ciągu żyjemy w mieście wielu potworków kulinarnych i totalnej sraczki serwowanej w menu. Niby robimy kuchnię tajską, ale dorzućmy schabowego, albo do kuchni ukraińskiej przydałyby się jeszcze pizza oraz burgery. I nagle w całym tym miksie różnorodnych nie do końca zrozumiałych konceptów – tę nazwę stosuję sarkastycznie – powstaje specjalistyczny ramen bar z sześcioma pozycjami w menu, łączący klasykę z lekkim szaleństwem. Cztery opcje mięsne, dwie wegańskie, amen.
JEDZENIE
Wpadam w godzinie obiadowej dzień po otwarciu. W środku nie ma jeszcze nikogo, dzięki czemu swoje zamówienie otrzymuję ekspresowo. Najpierw wjeżdżam w klasykę, a więc tonkotsu shoyu (46 zł). Ten kremowy wywar z jednej strony pięknie wygląda, z drugiej od pierwszego momentu uderza bardzo mocnym wieprzowym aromatem. I zasadniczo już do samego końca konsumowania tonkotsu świński – w dobrym rozumieniu – charakter towarzyszy nam na każdym kroku. Jedynym odstępstwem od tej normy jest moment zatopienia w wywarze glonów nori, nadających lekko morskiego posmaku. Opcjonalnie na stoliku pojawia się również olej z czarnego czosnku mayu, ale nie każdemu jego intensywność musi odpowiadać. Dla mnie to wzorcowa synergia i pasuje świetnie.
Tonkotsu shoyu jest tłuściutki, ciężki, mleczny, więc pewnie druga zamówiona przeze mnie pozycja powinna być lekka, prawda? Pudło. Na drugie danie witamy jeszcze solidniejszego zawodnika. Takiego, o jakim myślę sobie za każdym razem, gdy w głowie zjawia się hasło ramen. Cheese miso (46 zł) to ramen wywołujący spazmy u… Włochów. Tak, tak, to nie pomyłka. Otóż razem wieprzowym bulionem zmieszanym z miso tare w misce natraficie na ser pecorino. Już samo to wskazywać może na kierunek, w jakim ta potrawa idzie. To jest popieprzone, słone, gęste, wybitnie esencjonalne i cholernie ekspresyjne w wyrażaniu smaków. Nazwijmy to, że Cheese miso jest daleki od subtelności. I bardzo dobrze, przynajmniej dla osób takich, jak ja – lubiących solidne doładowanie smaku.
PODSUMOWANIE
Przyznam, że moje pierwsze spotkanie z Randori jeszcze w Hali Świebodzki nie należało do spektakularnie pozytywnych. Można powiedzieć, że niespecjalnie miałem ochotę, aby wracać. Kiedy jednak wypatrzyłem w social mediach, że Randori otwiera swój nowy lokal, promując go pysznie wyglądającymi fotkami, w głowie zaświeciła się lampka i kazała podjechać na Kniaziewicza. I był to ruch, jakiego nie żałuję. Dwa zjedzone rameny i dwa strzały w dziesiątkę. Topowy makaron, super smaczne wywary i minimalistyczne, co nie znaczy słabe, trafiające do mnie dodatki. Panie i panowie, dobry ramen we Wrocławiu można zjeść w Randori Ramen.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie