Wybrałem się do Katowic na SweetTargi do Spodka, aby zrobić mały research do materiału na temat lodów dość górnolotnie nazywanych rzemieślniczymi. Swoje się wywiedziałem, wcześniej wywiedziałem się natomiast u Was dokąd skierować swoje kroki z Justyną i Bartkiem, którym towarzyszyłem w trakcie tej podróży. Duża część głosów wołała – idźcie do NOVO. Sprawdziłem szybko, okazało się, że to restauracja współtworzona przez znanego z chorzowskiej Manany Przemka Błaszczyka, choć akurat w kuchni NOVO dowodzi Witek Wróbel. Po targach udaliśmy się więc w tym kierunku zupełnie nieświadomi faktu, że lokal akurat tego dnia obchodzi swoje pierwsze urodziny. Co za tym idzie, zdobycie stolika graniczyło z cudem i faktycznie przy pierwszym podejściu nam się nie udało, choć odnieśliśmy wrażenie, że kelner, który z nami rozmawiał nie zrobił wszystkiego, aby wolny stolik jednak znaleźć. Wzięliśmy się więc na sposób i po wyjściu z NOVO zadzwoniliśmy dokładnie w to samo miejsce i… zarezerwowaliśmy stolik za godzinę bez większych problemów.
W międzyczasie zjedliśmy jeszcze jeden obiad w nieodległej knajpce wegetariańskiej, po czym jak gdyby nigdy nic weszliśmy do NOVO. Wzrok wspomnianego wcześniej kelnera starał się nie spotykać z naszym, i całe szczęście. Tym razem zajął się nami kto inny i już po pierwszych trzech słowach wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z profesjonalistą przez duże P.
Czym jest NOVO? Jednogłośnie stwierdziliśmy, że to knajpka, w której po prostu chce się spędzać czas. Absolutnie bezpretensjonalna, luźna, z tak charakterystyczną dla Włoch prostotą. Dlaczego dla Włoch? Ano dlatego, że menu w dużej mierze opiera się na specjałach z tego właśnie kraju, choć nazwanie NOVO włoską restauracją byłoby chyba jednak pewnym nadużyciem. I to niezależnie od obecności pizzy w karcie.
Ucztę rozpoczynamy od rybnego bulionu z pysznymi tortellini z cielęciną. Idealny balans, nieprzesadzone morskie wpływy i po prostu duża radość z jedzenia, piękny początek. Tak dobrze nie jest w wypadku arancini z cielęciną na sosie tuńczykowym (17 zł). Smażone w głębokim tłuszczu, znane z kuchni włoskiej kuleczki, wyglądają pysznie, ale cały odbiór psuje rozgotowany, ciapowaty ryż oraz śladowe ilości mięsa. Zdecydowanie w tym przypadku nasze oczekiwania były przesadzone i jednogłośnie stwierdziliśmy, że nawet wyrazisty sos nie był w stanie uratować tej przystawki.
Wpadka z arancini wydaje się być spowodowana urodzinową tremą, ponieważ im dalej w las, tym było lepiej, przynajmniej jeśli chodzi o dania główne. Jedno wiemy na pewno – potrafią tu w mięsa, oj potrafią. Ozór wołowy wbija mnie w krzesło, mięso rozpływa się w ustach, urzeka delikatną teksturą, a prawdziwym hitem okazał się gęsty, wytrawny sos. Ogon wołowy może nie wygląda zbyt specjalnie, choć na pewno intrygująco, za to smakuje świetnie. Co prawda jest z nim dużo zabawy przy wygrzebywaniu najlepszych kawałków, ale zdecydowanie warto poświęcić na to kilka chwil. Esencjonalny, gęsty i mocny wywar przywodzi na myśl konkretny demi glace, łączący w sobie ten nadzwyczajny miks słodyczy, goryczy i głębi. Porchetta Bartka jest rozkosznie tłusta, odpowiednio wypieczona i podobnie jak w przypadku ogona i ozora, pełna smaku z lekko warzywną nutą. Dobrze, bardzo dobrze Panie Witku.
Widząc w menu raviolo z żółtkiem i szpinakiem tak mocno się na nie napaliliśmy, że wzięliśmy od razu dwa. Niestety zawód był wprost proporcjonalny do sporych oczekiwań. O ile samo ciasto przygotowano idealnie, tak farsz okazał się płaski i kompletnie bez wyrazu. Jeszcze słabiej wypadły deser w postaci sorbetu buraczanego. Co tu dużo mówić – nie dość, że kierunek, w którym ten deser podąża nijak się ma do charakteru restauracji, to po prostu nie przystoi podawać tak niedopracowanych lodów jako uzupełnienia ciekawej karty. Szkoda.
Nie ma co ukrywać, że przyszliśmy ze sporymi oczekiwaniami, stąd ta determinacja, aby zdobyć stolik, a nie od dzisiaj wiadomo, że oczekiwania nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. Skłamałbym jednak, że wyszliśmy z NOVO niezadowoleni. Wręcz przeciwnie – wyszliśmy oczarowani faktem, że można wykonać taki kawał roboty i między innymi za sprawą kelnera przykryć pewne niedoskonałości na kuchni. NOVO stało się dla mnie synonimem restauracji z doskonałą atmosferą, właściwym podejściem i jedzeniem może na nierównym poziomie, ale za to z poszczególnymi daniami z górnej półki w przystępnych cenach. NOVO jest pięknym przykładem, że atmosfera potrafi przykryć pewne niedociągnięcia i sprawić, że goście wychodzą zadowoleni i przy kolejnej wizycie na Śląsku chętnie ponownie zawitają w te progi.
NOVO
Warszawska 15
Ciekawy artykuł
Zdjęcia super