Często wędrujemy po całym kraju i świecie, a nie doceniamy tego, co mamy tuż obok. Wrocław tuż obok ma Dolinę Baryczy i biję się mocno w pierś, że tak rzadko tu zaglądamy, ale obiecuję poprawę. To miejsce ma moc, dobre jedzenie, a do tego odkryliśmy miejscówkę w totalnej ciszy i na odludziu, aby choć na chwilę oderwać się od miejskiego gwaru i… zasięgu w telefonie.
Jestem na tyle zepsuty internetem, że na sam dźwięk hasła brak zasięgu lekko mnie trzęsie, ale wiecie co – po prostu trzeba tam pojechać i telefon jakoś samoistnie wędruje na stolik, a człowiek zaczyna dostrzegać wszelkie otaczające nas atuty przyrody. Gdzie zabieram Was dzisiaj? Jakieś siedemdziesiąt kilometrów od Wrocławia, godzina jazdy, w sam raz na weekend, jedną czy dwie noce w celu odcięcia się od miejskiej pogoni za wszystkim.
Kiedy podpytuję Was na swoim fejsbuku o miejsca na weekend, rozrzut proponowanych destynacji jest ogromny. Bieszczady, Karkonosze, Mazury, Pomorze, Czechy, bez granic. Rzadko pada jednak nazwa bohaterki tego wpisu, Doliny Baryczy. Bo chyba mamy to w sobie głęboko zakorzenione, że skoro gdzieś jechać, to najlepiej daleko, pakując do auta cały mandżur, osiem toreb i aby zabezpieczyć się na każdą okoliczność. A tu cyk – jedna mała torba, jakiś dresik, krótki spodnie i ortalion, bo lubi pokropić. Nie, nie, tutaj nic więcej nie będzie Wam potrzebne, tutaj nikt nie wymaga specjalnych kreacji. Ba, tutaj nikogo specjalnie nie interesujecie, bo każdy włącza swój tryb odcinki.
Moje szczęście polega na tym, że spora część czytelników pochodzi z Doliny Baryczy i zna ją świetnie, a przede wszystkim docenia bardzo mocno. Właśnie ci dobrzy ludzie podpowiedzieli – jedź tu i tu, jedz tam i tam, rób to i to. Co prawda tym razem wybyliśmy z żoną z Wrocławia ledwie na dwa dni, ale to chyba najlepszy rodzaj odpoczynku – pełną piersią, na luzie, w pięknych okolicznościach przyrody, a także… bez dzieci.
Plan na tegoroczne lato jest konkretny – zjechać Dolinę wzdłuż i wszerz, z dziećmi i bez, oddać jej należne honory. Dzisiaj pierwsza część tej podróży, ale mogę Wam obiecać kontynuację. Ruszamy!
Dolina Baryczy jest ogromnym Parkiem Krajobrazowym na granicy dwóch województw – dolnośląskiego i wielkopolskiego, a jego oś stanowi ciągnąca się rzeka Barycz. Najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu parku są Stawy Milickie, obecne dosłownie na każdym kroku. Właśnie w tutejszych stawach hodowane są prawdopodobnie najbardziej znienawidzone w kraju ryby, a więc karpie. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że większość karpi na świątecznych stołach w naszym kraju pochodzi właśnie stąd. Jednak ograniczenie się jedynie do karpi byłoby dużym niedopowiedzeniem, ponieważ samych rodzajów ryb występuje ponad trzydzieści. Skoro stawy, to także niezliczona, widoczna na każdym kroku roślinność. Właśnie ta zieleń uderza w każdym miejscu, w każdym momencie wycieczek po Dolinie, dosłownie wszędzie.
Ciężko uwierzyć, że tak ogromna zielona oaza znajduje się ledwie kilkadziesiąt kilometrów od jednego z największych miast w Polsce. Ogromne wrażenie robią na mnie za każdym razem skryte pomiędzy drzewami drogi. Gdzie się nie obejrzeć jest zielono, a jeśli będziecie mieć szczęście i natraficie na słoneczny dzień, połączenie błękitnego nieba i wyrazistej zieleni zauroczy nawet największych twardzieli.
Gdzie spać w Dolinie Baryczy? Wielu hoteli tu nie znajdziecie, bo też i raczej nie o taki rodzaj wypoczynku chodzi w tym miejscu. Warto chłonąć przyrodę, wsłuchiwać się w odgłosy natury, dlatego też warto dokładnie przeszukać internet, podpytać znajomych i zarezerwować coś w klimacie okolicy. Sporo tu agroturystyk, także tych dla całych rodzin z dziećmi, sporo domków nad stawami – pamiętam z dzieciństwa wakacje w Sułowie, gdzie łowiliśmy ryby, sporo też miejsc totalnie odciętych od… wszystkiego. Właśnie takie domki znaleźliśmy pośrodku niczego.
Ptasia Osada Joachimówka to niewielki, składający się z kilku oddzielnych domków kompleks dla wszystkich szukających spokoju, chcących podładować baterie, marzących o błogim nic robieniu i odpoczynku. Podczas naszego pobytu byliśmy sami ze względu na termin w środku tygodnia, jak i pierwsze tygodnie działalności Osady, ale miejsca jest tu tyle, że nawet cała gromada dzieci w domkach obok nie powinna stanowić żadnej przeszkody. Właśnie, dzieci. Cała Dolina Baryczy to dla nich raj. Nieprzebrane przestrzenie, możliwość poznawania przyrody, spotkania niewidzianych gdziekolwiek wcześniej stworzeń, poczucia wolności.
Nasz domek to piętrowa budowla, urządzona w nowoczesnym stylu, z łazienką, łóżkiem na piętrze, dobrze wyposażoną kuchnią oraz przede wszystkim pięknym ogrodem, na którym chce się siedzieć, chce się poczytać, a nad ranem zjeść śniadanie z kawą. Uwierzcie – ta prosta jajecznica z widokiem na wzbijające się nad naszymi głowami słońce smakuje dziesięć razy lepiej, niż każde danie w najlepszych knajpkach. Dodatkowym smaczkiem – dosłownie i w przenośni – są rosnące dookoła owoce i zioła, z których śmiało można korzystać choćby właśnie do przygotowywanego śniadania lub kolacji.
Czy czegoś może tu brakować? Las – za płotem, stawy – trzy minuty na pieszo, wieczorem macie zagwarantowane koncerty wszystkich zamieszkujących te okolice żywiątek, z kolei nad ranem nastrojowo rozśpiewują się ptaki. Dolina Baryczy słynie z niezliczonych kilometrów tras rowerowych i faktycznie chyba najlepiej pokonywać je na dwóch kółkach. Jeśli nie zmieszczą się Wam do auta – bez obaw, na miejscu w Ptasiej Osadzie znajduje się cały zestaw, również w dziecięcych rozmiarach, do wynajęcia. Dokąd pojechać? Dla każdego coś miłego, natomiast my wybraliśmy dość oczywisty kierunek ze względu na profil bloga. Dziwnym trafem akurat w najbliższej odległości od Osady znajdują się dwie najbardziej polecane tutejsze restauracje.
Dosłownie kawałeczek od Ptasiej Osady znajduje się Hubertówka, a więc absolutnie najczęściej polecana gastro miejscówka w Dolinie. Nazwa nie jest przypadkowa, ponieważ dziczyzna stanowi tu bardzo ważny element menu. Co ciekawe, trafiliśmy akurat w pierwszych dniach po przeprowadzce Hubertówki z poprzedniej lokalizacji. Słysząc miejscowych, obecnie nie jest już tak klimatycznie, ale jako że nie byłem tam wcześniej, ciężko mi stwierdzić. Jedno jest pewne – warto zrobić sobie wycieczkę rowerową i wybrać się tu na obiad. I piwo oczywiście, z miejscowego browaru Milicz, prowadzonego przez tubylca, Jacka Domagalskiego. Ten pils warty jest grzechu. W ogóle cieszy fakt, że na terenie Doliny Baryczy nie powinniście mieć wielkiego problemu ze zdobyciem lokalnego piwa właśnie ze wspomnianego browaru lub tego większego i bardziej znanego Nepomucena.
Co zjeść w Hubertówce poza piwem? Carpaccio z jelenia (20 zł) to jest to i wybaczam nawet tę rukolę na talerzyku. Cudownie delikatne, rozpływające się w ustach mięso, dobre! Rosół na kaczce (10 zł) to zawsze dobry pomysł, zwłaszcza tak intensywny. Prawdziwy las na talerzu otrzymacie po zamówieniu udźca z jelenia (60 zł) z grzybami i buraczkami. Konkretny kawał mięcha rozpada się przy każdym dotknięciu widelca, grzybki podkręcają efekt. Oj tak, warto. Na stół wjechał też klasyk, a więc schabowy (25 zł) z frytami, a co! Powiem Wam, że to faktycznie uczciwe miejsce na smaczny obiad po lub przed rowerową wycieczką. Przychylam się do Waszych opinii i polecam Hubertówkę zdecydowanie.
Ledwie 900 metrów wcześniej mieści się Zajazd U Bartka z nieco inna charakterystyką, ukierunkowaną mocno na ryby. Ciężko, aby było inaczej, skoro drewniany zajazd położony jest nad jednym ze stawów, w których podobno można sobie samemu złowić rybę. My trafiliśmy niestety na deszczowy dzień, więc pozostało wybranie czegoś z menu i zjedzenie co prawda na zewnątrz, ale pod daszkiem z widokiem na wspomniany staw, z którego co i rusz wyskakują jakieś ryby.
W menu miejscowe klasyki z karpiem oraz sume z czosnkiem na czele, ale także kilka innych ryb. My wybieramy amura oraz jesiotra i muszę przyznać, że zarówno ten pierwszy – bardziej karpiowaty, jak i drugi – tłuściutki, idealny dla osób nielubiących ości, to zdecydowanie pozycje do powtórzenia. Do poprawy zdecydowanie lekko znudzona życiem obsługa, natomiast jeśli lubicie ryby obierzcie kierunek na Bartka.
To były tylko, ale i aż dwa dni w Dolinie Baryczy. Luźne, beztroskie, pełne natury, zielone i pośród pomagającej wypocząć natury. Szkoda, że jako wrocławianie nie doceniamy bliskości tego wspaniałego miejsca, że tak często wybieramy bardziej odległe destynacje na wakacyjne przygody. Jeśli potrzebujecie naładować akumulatory, wsiadajcie w auto, rezerwujcie domek w Ptasiej Osadzie, szykujcie łydy na rowerowe wycieczki i po prostu cieszcie się przyrodą, zielenią, stawami oraz wcinajcie bez ograniczeń dziczyznę na przemian z rybami. I frytami, a czemu nie! Na zdrowie, bawcie się dobrze.
Joachimówka 22, 56-300 Gądkowice
CO ZJEŚĆ W DOLINIE BARYCZY?
Hubertówka
Nowy Zamek 8b, Milicz
Zajazd U Bartka
Średzina 5, Nowy Zamek
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie