ww_cafe – koniecznie zabukuj sobie tu stolik!

0
9912

W samym centrum inflacyjnej zawieruchy i największego kryzysu w nowoczesnej historii polskiej gastronomii, gdzieś na uboczu i z dala od centrum otwiera się cudowna kawiarnia. Brzmi jak science fiction? Trochę tak, ale historia dzieje się naprawdę. W dodatku we Wrocławiu, gdzie ostatnimi czasy wydawało się, że gastronomia bardziej się zwija, niż rozwija. Drodzy Państwo, zapraszam do ww_cafe.

ww_cafe

ul. Daszyńskiego 64

Dużo piszę Wam ostatnio o kiepskiej kondycji wielu – także wydawałoby się mocnych – miejscówek. Sytuacja powiązana z podwyżkami cen absolutnie wszystkiego wymaga na właścicielach podnoszenie cen własnych wyrobów, a co za tym idzie, klienci jakby mniej chętnie zostawiają u nich pieniądze. Owszem, nie dotyczy to wszystkich adresów, ale wydaje się, że przed gastronomią jeszcze trudniejsze chwile. Rynek musi jednak trwać, a że życie nie znosi próżni, w miejsce zamykających się konceptów, powstają nowe. I do takiego idziemy właśnie w kierunku ulicy Daszyńskiego na Ołbinie.

MIEJSCE

Narzekam na nudę wrocławskiej gastro sceny w ostatnich miesiącach, ale śpieszę z wytłumaczeniem. Nie jest to narzekanie dla narzekania. Kryzys to oczywistość, ale jednak w Warszawie, Poznaniu czy Krakowie, a więc miastach funkcjonujących w podobnych warunkach ekonomicznych, ruch otwierania interesujących restauracji jest zdecydowanie większy. Kiedy więc zobaczyłem, że na Daszyńskiego, gdzie wcześniej mieścił się jakiś podły spożywczak, ma wystartować kawiarnia, biły się we mnie dwie myśli. Pierwsza – gdzie do cholery?! Druga – jeśli ktoś otwiera kawiarnię w podobnym miejscu, jest albo szaleńcem, albo doskonale wie co robi i ma na tę lokalizację pomysł.

Jak się okazało, wygrała ostatnia opcja. Trafiło na osoby związane z gastronomią, znające rynek oraz posiadające ciekawą wizję na prowadzenie takiego miejsca. Kiedy już wejdziesz do lokalu, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że każdy element znalazł się tu z jakiegoś konkretnego powodu. Miła odmiana w stosunku do większości prowadzonych w totalnie partyzanckich warunkach knajpek we Wrocławiu. Nie jestem specjalistą od designu, ale panujący tu artystyczny klimat podpowiada, że w taki oto sposób projektuje się współczesne powierzchnie.

Atut największy – jasność. Jak pewnie wiecie, jestem ogromnym zwolennikiem jasnych wnętrz i tutaj otrzymuję przestrzeń spełniającą moje mokre sny o kawiarni, w której mógłbym chcieć usiąść z kompem. Jest jasno, bo jasno być musi. Wielkie, wysokie witryny wpuszczają do środka każdy możliwy promień słońca. Kiedy już przekroczysz progi ww_cafe, urzeka cię minimalizm, retro elementy wystroju, biblioteczka tuż za społecznym stołem i ten ciekawy miks klasycznych stolików z mini kawowymi stoliczkami w towarzystwie kolorowych puf. Jako artystyczny ignorant wyczuwam tu jednak artyzm i zmysł tworzenia wnętrza bez żadnego przypadku. Spójne to wszystko, a kiedy przejdziemy do kwestii jedzeniowych, całość rozjaśnia się nam jeszcze bardziej.

MENU

Warto zaznaczyć od razu jedną bardzo ważną rzecz. ww_cafe nie jest lokalem stricte jedzeniowym z rozbudowaną kartą. Jak mniemam, nie było tu zamysłem stworzenia kolejnej śniadaniowni z frankfurterkami w menu, a raczej miejsca do spędzania czasu przy kawie, winie i drobnych przekąskach. Ot, znany trend z krajów nieco bardziej rozwiniętych gastronomicznie od Polski. Stąd w karcie proste talerzyki z warzywami, piklami, niewielkimi kanapkami oraz croissanty z PLON-u, lody, granola i naleśniki.

Coś co cieszy mnie najbardziej, to obecność osobnej karty z winami naturalnymi. Ta część winnego świata we Wrocławiu nie jest jeszcze zbyt mocno zagospodarowana, a ma wielki potencjał i to właśnie w podobnych miejscach. Przekrój win ciekawy, przechodzący od Pet-natów, przez wina pomarańczowe oraz czerwone. Większość z nich można zamawiać na kieliszki, za co kolejny plusik.

JEDZENIE

Co zjedliśmy? Przede wszystkim klasyk nad klasyki, a więc crepes suzette (28 zł). Cudownie pomarańczowe naleśniki smażone na likierze Cointreau znikają ekspresowo. Dla młodych wjeżdżają lody z domową kruszonką i konfiturą malinową (12 zł). Chyba nawet nie muszę pisać, jak dobre to było. Do tego jeszcze prosta granola ze świeżymi owocami z jogurtem (20 zł), do której dobraliśmy wspomnianego croissanta. Jest jakość, jest smak, jest pasujący do całości sposób podawania.

Jeszcze jednym atutem jest możliwość ze stojącej na stoliku wody za free. Do kieliszka natomiast wskoczyło wino I’m Not Pet-nat z winnicy Hubinsky – świetne, a jednocześnie wskazujące, że selekcją win musiał zająć się tutaj Filip Ługowski z wino.grono, co dobrze świadczy o samym miejscu, bo niewiele osób w tym mieście winem opiekuje się tak dobrze.

PODSUMOWANIE

Ciężko było mi się spodziewać, że w środku kryzysu otrzymamy w prezencie takie miejsce. My, w sensie wrocławianie. Nikt nie prosił, każdy potrzebował – chyba w taki sposób należałoby skomentować otwarcie ww_cafe. Mam pełne przekonanie o niepowtarzalności tego miejsca, wynikającej z nieoczywistej lokalizacji, z pięknego wnętrza, z niebanalnego podejścia do trunków i luzu panującego na sali. Jeśli posłuchaliście moich peanów na cześć tej kawiarni i zamierzacie iść, mam prośbę. Wczujcie się w ten klimat, nie idźcie z założeniem zjedzenia tony żarcia. To nie ten stajl.

To raczej przestrzeń do luźnego spędzania czasu, do posiedzenia ze znajomymi, na randkę, na winko w przerwie po pracy. To miejsce europejskie w założeniu i wykonaniu. To miejsce, za które jako klient dziękuję, i z którym na pewno bardzo się polubimy. Powodzenia!

Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie

Total 22 Votes
3

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj