Najlepsza tajska restauracja we Wrocławiu? Dla każdego pewnie inna, ale w końcówce września przy ulicy Kotlarskiej otworzyła się restauracja ZAAB, która dla wielu może stać się tą naj. Zobaczmy co można w niej zjeść.
Gdzie? Kotlarska 25
MIEJSCE
ZAAB Thai Restaurant może być miejscem znanym dla osób odwiedzających Kołobrzeg. Właśnie tam znajduje się pierwsza z restauracji spod tego brandu, a po sporym sukcesie w nadmorskim kurorcie, jego właściciele wpadli na pomysł podbicia stolicy Dolnego Śląska. Zadanie to niełatwe, aczkolwiek tajskie smaki na naszym gruncie przyjmują się stosunkowo nieźle.
Pewne wątpliwości można mieć w kontekście doboru samego lokalu. Używając stwierdzenia, którego nie znoszę, acz pasującego w tym wypadku znakomicie – dupy nie urywa. Wcześniej mieściła się tu pizzeria, której chyba żaden wrocławianin nigdy nie poznał, teraz zaaranżowano na szybko kilka stolików, jedną fototapetę i trochę zieleni na stołach. Co tu dużo pisać, wnętrze sprawia wrażenie chłodnego, nijakiego, takiego średnio zachęcającego do posiedzenia dłużej.
MENU
Sami o sobie piszą jako nowoczesnym wydaniu tajskich smaków. Gdzieś mignęła mi także informacja o uczestniczeniu w programie Thai Select, zrzeszającym restauracje z całego świata, dążącym do promocji oraz prezentacji możliwie bliskich oryginałowi tajskich smaków. Na samej stronie organizacji potwierdzenia nie znalazłem, ale wierzę na słowo.
W karcie znajdziecie sporo znajomych nazw, jeśli bywaliście już w restauracjach tajskich. Znajduje się również kilka potraw wcześniej niewidywanych we wrocławskich knajpkach, z sałatką som tam na czele. Może być ciekawie, jedzmy!
JEDZENIE
Rozpoczynamy od ostryg, których w karcie nie uświadczymy, ale przemiła, mówiąca jedynie po angielsku pani kelnerka nam poleca jako dzisiejszy specjał. Wchodzimy w ciemno, bo ostrygi bardzo lubimy. Te podane nam na lodzie i z sosem z zielonego chili, są bardzo dorodne. Ostrygi (15 zł) to świetny początek, a ich świeżość oraz aromatyczna moc pozytywnie nastraja przed kolejnymi daniami.
Tego we Wrocławiu jeszcze nie spotkałem. Sałatka Som Tam (35 zł) to jeden z największych klasyków tajskiej kuchni. Sałatka z papają, solidnie ostra, z wyraźnym posmakiem sosu rybnego, lekko słodka, kwaśna. Cudowna po prostu. To jest sałatka, którą chciałbym jeść codziennie, to jest sałatka, jakiej życzyłbym polskim dzieciom na szkolnych stołówkach. Pyszka. Nie próbujcie przyjść do ZAAB i jej nie zjeść.
Pierożki z wieprzowiną (29 zł) wyglądają tak, że chce się je połknąć w całości. Z super cieniutkim ciastem, pachnącym kolendrą mięsem, do tego mocno słonym sosem sojowym. Super rzecz. Totalna ciekawostką jest Betel tempura (22 zł), a więc lekko pikantny smażony liść. I to jest odkrycie. Totalnie nieznany mi produkt, super chrupiący, podany z sosem tamaryndowym. Chipsy z liści, wchodzę w to!
Pad thai (46 zł) wygląda pięknie, wielość barw uderza do głowy, a w smaku miesza się delikatna paloność wynikająca z mocnej karmelizacji, minimalna słodycz i kwasowość tamaryndu. Nikt nie żałuje w ZAAB kolendry, za co mocno przyklaskuję.
Kao pad (44 zł), czyli smażony ryż gigantycznych rozmiarów podobnie, jak inne dania, świetnie prezentuje się na talerzu. Raz jeszcze mamy do czynienia z ferią barw, a także smaków. Ryż jest odpowiednio – solidnie, słony, z drobno posiekanymi warzywami i soczystym kurczakiem. Nie da się nie lubić tak przygotowanego tajskiego smażonego ryżu.
Najbardziej mieszane uczucia mam w odniesieniu do Khao Soi (51 zł). Smakowo wszystko się tu zgadza – jest mocne uderzenie ostrości, świetny zapach i bogactwo aromatów. Mamy tu miks korzennych przypraw, mleczka kokosowego i pikantnego finiszu. Problem polega na tym, że zamiast z zamówionym kurczakiem, otrzymałem potrawę z polędwicą wołową. I w zasadzie nie powinienem narzekać, ale mięso trafiło na stół w wersji gumowej i twardej. Sam kremowy wywar super, mięcho do poprawy.
Na koniec jeszcze skusiliśmy się na kolejny specjał szefów kuchni ZAAB, a więc lody z duriana. To owoc znany z tego, że świetnie smakuje, ale uznawany jest za najbardziej śmierdzący na świecie. Lody durianowe kosztują 41 zł i nie pachną brzydko, to najważniejsze. Jak smakują? Motywem przewodnik jest tu kokos z mleczka kokosowego, a durian daje pewną owocowość, słodycz, ale do końca nie potrafię powiedzieć czy mi te lody bardzo smakowały. Bardzo swoiste przeżycie, choć na pewno warto było spróbować.
PODSUMOWANIE
ZAAB pozostawia po sobie świetne wrażenie. Jedzenie zachęca wizualnie, smakuje, a obsługa zna się na kuchni, jaką oferuje klientom. Pewnym niedociągnięciem jest samo wnętrze, ale serwowane tu potrawy wynagradzają pewne wpadki. Dla mnie kuchnia tajska w takim wykonaniu we Wrocławiu to spora wartość i kolejne miejsce, do którego aż chce się wracać. Smacznego!
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie