Początkowo był płacz i zgrzytanie zębów. Jak to tak, nie ma Głównej Osobowej? Jedynego miejsca w Gdyni, gdzie udało mi się dostać śniadania od wczesnej godziny na odpowiednim poziomie. Kiedy jednak przyszło otrzeźwienie, zdałem sobie sprawę, że za nowym miejscem, będącym następcą Osobowej, stoi Jan Kiliański, finalista siódmej edycji Top Chefa. Uśmiech jakby od razu wrócił na usta, bo przypominałem sobie co na jego temat mówiła Mariola Monczak. Same pozytywy zaznaczę tylko nieśmiało.
Neon to miejsce kompletnie odmienne od tego, co mogliście zastać w Głównej Osobowej, ale to zmiana na lepsze. Co prawda wkurza mnie, że otwierają dopiero o 16, ale ale. Na dobre rzeczy warto poczekać. Karta jest krótka, a jej specyfika polega po pierwsze na tym, ze reprezentuje tak lubiane w Polsce azjatyckie fusion oraz po drugie, proponuje nam dania w formie tapasowej, co doskonale sprawdza się przy wyjściu w kilka osób.
W centralnym punkcie menu znalazły się uwielbiane przez wszystkich bułeczki bao w czterech odsłonach, a tuż obok cały zestaw mini przystawek z kimchi na czele. Na dokładkę kilka dań z woka i grilla oraz szeroka gama napojów.
Klimat luźny – można zasiąść przy ulicy, w środku, ale i na klimatycznym, kameralnym, zacienionym patio, będącym ukojeniem zwłaszcza w upalne dni. Zamawiamy niemal całą kartę, ale nie myślcie, ze mamy po dwa żołądki. Po prostu wpadamy do Neonu ze znajomym malżenstwem, a razem z nami w sumie piątka dzieci, chłopaków dokładniej. Nudy nie ma.
Absolutna miazgę robi bao z boczkiem (15 zł). Jem, jakby jutra miało nie być. Pożeram właściwie, takie to dobre. Bułeczka malutka, pulchna, w pierwszym momencie wydawać by się mogło, że za mała jak na ten kawał zgrillowanej wieprzowiny z tłuszczykiem. Przy odpowiednim złożeniu okazuje się, że to proporcja idealna, mięso rozpływa się w ustach, a jego słodycz pysznie balansuje piklowany ogórek. Zapomniałbym, jeszcze ten obłędny, gęsty I esencjonalny sos.
W międzyczasie przegryzam kimchi (5 zł) z wyraźnie rybnym aromatem i odpowiednio współgrającymi ze sobą kwaśnością i ostrością. Dzieciaki chrupią chipsy krewetkowe (5 zł) z puszystym, absurdalnie lekkim i smacznym majonezem szczypiorkowym. Posklejane karmelem orzeszki (7 zł) są niewytłumaczalnym nieporozumieniem na tle reszty, wiec pozwolicie, że nie skomentuje tej wpadki.
Kazik od razu zabiera się za krewetki (21 zł) w słodkim sosie prawdopodobnie z mango na bazie mleka kokosowego z chrupkami ryżowymi i kolendrą. Krewety wzorowe, lekko dymne i przyjemnie słodkie. Bao z kurczakiem (13 zł) podano z marchewką oraz glazurą na bazie buraka. Opcja z marynowaną karkówką (14 zł) cukinią, prażonymi orzechami i ziołami to spory kawałek konkretnego, miękkiego mięsa ze znaną już bułką. Wołowina w sosie BBQ (16 zł) to spory półmisek cieniutko skrojonej, delikatnej wołowiny w soczystym, pełnym smaku sosie z pesto z tajskiej bazylii i orzeszków. Jest mocny aromat, ciekawa tekstura i odpowiednia wielkość. Na koniec jeszcze grillowane żeberka (18 zł) w czerwonym tajskim curry. Nie są to najłatwiej odchodzące od kości żebra, ale konieczność pobawienia się nimi, wręcz wzięcia w rękę, sprawia sporą frajdę, tym bardziej, że smakowo znowu wszystko gra, a lekka ostrość podkręca tylko apetyt. Szaszłyk z kurczaka (13 zł) w sosie słodko-kwaśnym to chyba najskromniejszy z tapasów, co nie znaczy, że słaby. Ot, przekąska, którą faktycznie można się dzielić będąc w kilka osób.
Czy wyszliśmy z Neonu zadowoleni? To mało powiedziane. Z naszych twarzy biła wielka radość, bo jedzenie, jakie proponuje w swojej restauracji Jan Kiliański wprawia w taki nastrój i za to wielkie brawa. Zgadza się wszystko – smak, tekstura i wielkość, o cenach nie wspominając, bo te wydają się wręcz śmiesznie niskie. Duży plusik dla obsługi i wydawki, bo przy sporym obłożeniu stolików dania trafiały w nasze ręce ekspresowo. Gdynia zyskała kolejne miejsce, do którego zdecydowanie warto wpadać na jedzenie.
NEON streetfood bar
Abrahama 39, Gdynia
Gdzie zjeść w Gdyni i Sopocie? Czytaj tutaj.
