Ostatnio kilka osób zapytało nas, co sądzimy o Kociołku, który jakiś czas temu pojawił się na rogu ulic Więziennej i Nożowniczej. Nie mieliśmy wcześniej okazji goszczenia w tym miejscu, postanowiliśmy więc szybko to nadrobić.
Internet podpowiedział nam, że przeważają tu potrawy prosto z pieca, a naszą uwagę przyciągnęły zwłaszcza warzywno-mięsne potrawki, zwane kociołkami. Takie smaki kojarzą nam się z dzieciństwem, gdy nad ogniskiem wieszaliśmy garnek wyłożony od środka liśćmi kapusty, w którym wolno dochodziły kawałki mięsa wymieszane z warzywami. To wszystko sprawiło, że wizyty w Kociołku nie mogliśmy się doczekać.
Wnętrze lokalu bardzo przypomina góralski domek – duże ławy, ciepłe światło oraz drewniane sztućce zwisające z sufitu. Te ostatnie przywodziły na myśl Cegielnię. Zresztą później dowiedzieliśmy się, że faktycznie, właścicielem obu lokali jest ta sama osoba.
Na pierwszy ogień poszły przystawki, a więc panierowany ser gouda (10 zł), panierowany camembert z żurawiną (12 zł) oraz nuggetsy z kurczaka z sosem BBQ (14 zł).
Gouda zasmakowała nam bardzo. Chrupiąca panierka, lekko płynny ser, a do tego sos delikatny czosnkowy, którego smak dopełniał koperek wraz z drobno posiekanym ogórkiem.
Camembert był chyba zbyt długo smażony, bo rozlał się na talerzu. Mogło być lepiej, ale z racji tego, że uwielbiam sery pod każdą postacią, przymknęłam na to oko. Każdemu może się zdarzyć.
Nuggesty smakują niemal jak te z KFC, panierka jest tylko mniej chrupiąca. Porcja za to spora, więc spokojnie można zamawiać jedną na dwie osoby.
Jako drugi pojawił się na stole kociołek (19 zł). W mojej wersji zamówiłam ten z kurczakiem, cieciorką, cebulą, czosnkiem, świeżym imbirem, pomidorem, kolendrą, chilli i przyprawą indyjską. Spodziewałam się eksplozji smaku i aromatu, a tymczasem mam mieszane uczucia. Na pierwszy plan przebijały się warzywa oraz chilli, a danie było zdecydowanie niedoprawione. Dało się to mocno odczuć zwłaszcza podczas wyławiania z kociołka dużych kawałków kurczaka.
Pieróg z salami, suszonymi pomidorami, rukolą i serem (19 zł) okazał się strzałem w dziesiątkę. Chrupiące, nie za grube ciasto, dobrej jakości mięso oraz spora ilość sosu tworzyły ciekawe połączenie. Momentami miałam wrażenie, że jem pizzę na klasycznym cieście złożoną wpół. Myślę sobie, że pieróg mógł być nadziany trochę bardziej, ale jego rozmiar i tak pozwolił się najeść.
Ostatnim daniem była „micha z pieca”, czyli makaron penne w sosie pomidorowym z dodatkiem bazylii, boczku i szynki (23 zł). Taką wersję dania zdecydowanie odradzamy. Sos miał konsystencję przecieru pomidorowego, mięsa było mało i jakoś nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że jednak nie jest to jakość, jakiej oczekiwać można od dania serwowanego w sercu Wrocławia.
Kociołek wywołuje w nas mieszane uczucia. Są w menu dania naprawdę smaczne i oryginalnie podane, ale trafić też można na taką „michę”, po której odechciewa się jeść. W przyszłości pewnie jeszcze ich odwiedzimy, ale zdecydujemy się raczej na sprawdzone pozycje z karty.
Ela z bloga Zdjęcia Smaku
Kociołek
ul. Nożownicza 4
Byłem tam kiedyś, niestety nie dane mi było spróbować ich dań, ponieważ panujący totalny chaos kazał mi najpierw czekać 15 minut na kogoś z obsługi, zamówione frytki do piwa dostalem po 40 minutach, więc zrezygnowalem z czekania na danie główne który mogło się pojawić w bliżej nie określonej przyszłości.
To kiedyś była restauracja „Cantina” czy coś podobnego (włoska) byłem i nie polecam ale widać ludziom również nie smakowało więc „padło”. W Kociołku też miałem wątpliwą okazję się stołować. Tragedia kolejny „skok na kasę”. Wybrałem michę z pieca, dostałem tak mała porcję, że gdyby nie mój potworny głód wyszedłbym a tak poprosiłem o pieczywo…
Mam nadzieje że to padnie bo serwują straszne gówno a robią z tego restaurację.
PS.
Wystroju po „Cantina” nie zmienili, dodali chyba tylko „widelce” nad głowami 😉
Fatalna obsługa nierozgarnięte chamskie panienki . Robią łaskę jak odpowiedzą na jakiekolwiek pytanie Byłam tam wczoraj ogólnie panuje chaos.
Byłem w Niedzielę ,
NA obsługe trzeba długo czekać aż się łaskawie pojawi , ostatecznie poszedłem do wewnątrz poprosić aby ktoś przyjął zamówienie bo Panie były zajęte podtrzymywaniem ramy drzwi wejściowych niż doglądaniem gości na zewnętrznych stolikach , któe zresztą co drugi było mokry w związku z ulewą popołudniową i wielu gości poprostu rezygnowała z przycupnięcia.
JEdze ok , porcja średnia na średni głód , ceny umiarkowane ,
No cóż, powyższe opinie można potwierdzić.
Około godz. 13 w niedzielę zajęte było mniej niż 1/3 stolików.
Po 5 minutach kelnerka podała karty, a po kolejnych 5 podeszła i poinformowała, że czas oczekiwania na podanie jedzenia wynosi -uwaga- 1 godzinę!
Zniesmaczeni poszliśmy od Hortycy, gdzie po 10 minutach już były pierwsze dania na stole.