Moje pierwsze wspomnienie restauracji Mango Mama, to pierwszy dzień jej działalności na Nadodrzu i bardzo pozytywne zaskoczenie. Malutki lokal na Jedności Narodowej, aromatyczne jedzenie, przyjazna obsługa. Od tego czasu na miejscu byłem pewnie kilkanaście raz, w międzyczasie Mango Mama powiększyła obszar działania o miejscówkę na Rynku, a dodatkowo planowane są nowe w OVO i Sky Towerze. Jak wiecie z moich wcześniejszych relacji, m.in. z Thali, kuchnia hinduska należy do moich ulubionych, jeśli pod uwagę bierzemy jedzenie w dostawie. Ze względu na uniwersalność, stosunkowo niewielkie zmiany zachodzące w strukturze produktów, jak i oczywiście smak.
W środku tygodnia piknikowaliśmy sobie ze znajomymi na nadodrzańskich wałach, ale rozkoszując się upałem kompletnie nie myśleliśmy o tym, aby poza odpowiednim nawodnieniem zadbać o posiłki. Nie stanowi to jednak przesadnego problemu w momencie, kiedy dowóz jedzenia został rozwinięty do obecnego poziomu. Skoro najlepiej w dowozie sprawdza się kuchnia hinduska, zadziałaliśmy szybko, odpaliliśmy Glodny.pl i wybraliśmy trzy pozycje z menu właśnie Mango Mama na Nadodrzu.
Dostawa planowana na 59 minut dojechała jakieś 600 sekund szybciej, powodując uśmiech na naszych wygłodniałych twarzach. Tikka masala z ryżem (31,50 zł) to pomidorowy, bardziej słodki, niż ostry w charakterze sos, w którym pływa sporo miękkiego, rozpadającego się na włókna kurczaka obtoczonego w charakterystycznie czerwonej, gęstej masali. Przyznać trzeba, że to takie uładzone, grzeczne danie, jak mniemam pod gusta polskich gości. Jest przyzwoicie, z odpowiednią teksturą sosu i mięsa, ale bez mocniejszego kopnięcia smakowego. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Butter makhani (31,50 zł), którego smak oceniam jako dostępny dla wszystkich. Takie bezpiecznie przygotowane, raczej słodsze, gęste, kremowe. W zestawieniu z ryżem je się to nieźle, zwłaszcza pod chmurką, w atmosferze zabawy ze znajomymi. Korma (28,50 zł) została przeznaczona dla mojej siostry, która przeszła na wege stronę już jakiś czas temu. Delikatny sos, sporo fasolki, mocno warzywny, ponownie raczej słodki smak. Bezpiecznie raz jeszcze, ale na poziomie.
Czy Mango Mama robi takie wrażenie, jakim obdarowała mnie kilka lat temu na początku swojej działalności? No nie, ale to w dalszym ciągu przyzwoite jedzenie, którego nie można się wstydzić, a nieźle sprawdza się właśnie w wypadku plenerowych posiadówek z rodziną czy znajomymi. W ogóle wydaje mi się, że to fajna alternatywa dla nudnego grilla, żeby jedzenie dojechało do nas do miejsca wypoczynku miejskiego. Na zdrowie!
Wpis powstał we współpracy z Glodny.pl