Pewnie jakieś 99% osób zestawiających ze sobą słowa śniadanie i Opera, automatycznie wypowiada magiczną nazwę Dinette. Okazuje się jednak, że w okolicach Opery Wrocławskiej można zjeść poranny posiłek w jeszcze jednym miejscu, w dodatku bez kolejek, które w Dinette są standardem. Oczywiście nie odkrywam Ameryki, bo sam w Gnieździe bywam regularnie od kilku lat, choć raczej zazwyczaj po prostu na kawę.
Miejsce jest klimatyczne, skromne, ale siedzi się tu bardzo przyjemnie, a co ważne nie czuć tego wrocławskiego pędu, choć drzwi właściwie się nie zamykają, a lokal cieszy się sporą popularnością. Co zresztą potwierdza już ponad czteroletni staż na wrocławskim gastro rynku, którego pozazdrościć mogliby Gniazdu właściciele dziesiątek innych zamkniętych w międzyczasie kawiarni czy restauracji.
Menu śniadaniowe ewoluowało po latach. Niegdyś można było zjeść tu omlety czy bajgle, teraz owszem ostały się te drugie, ale pojawiły się również jajka po benedyktyńsku, granola, szakszuka oraz bowle i hummusy. Mocną stronę w Gnieździe stanowi od dawna oczywiście kawa. Napijecie się tu m.in. kaw z różnych palarni – w tym także wrocławskich, a na półce znajdziecie sporo różnych ziaren, które zabierzecie do domu. Ja tradycyjnie wybieram kawę przelewową, zdając się na polecenie pani zza baru, żona zdecydowała się na cappucino.
Po kilkunastu minutach od zamówienia na stoliku pojawiają się dania. Szakszuka (18 zł) pachnie obłędnie i mocno kuminowo, na talerzu znalazły się oczywiście dwa jajka, ser feta oraz posiekana pietruszka. To może niespecjalnie wielkie, ale jednak sycące danie ze sporą dawką smaku, w którym jednak małą niedoskonałość stanowi podany w zestawie chleb. Cienkie plastry ciemnego chleba mogłyby jednak bardziej chrupać, aby wprowadzić inną teksturę. Jajka po benedyktyńsku (22 zł) to klasyka, choć oczywiście w gniazdowym wydaniu. Dwa jajka w koszulce, awokado, rukola oraz chrupiąca bułeczka na dole, a to wszystko skontrowane sosem holenderskim, przy którym doczepiłbym się lekko do zbyt niskiej kwasowości.
Pyszny jest bajgiel z awokado (14 zł) i to nawet nie ze względu na skład – serek z suszonymi pomidorami i pestki dyni, a na doskonałe pieczywo. To prawdopodobnie najlepszy bajgiel, jakiego jadłem we Wrocławiu. Chrupiący, ale z odpowiednim balansem pomiędzy miękkim i zbitym wnętrzem, klasa. W tym wypadku rukolę zamieniłem na szpinak i doprawdy nie potrafię zrozumieć tego wpychania rukoli wszędzie, gdzie się da. Rukola i awokado? No absolutnie mi to nie pasuje.
Ostatnio zdarza mi się narzekać na poziom, a może bardziej ilość miejsc, w których można zjeść śniadania we Wrocławiu. Poza klasykami w postaci Dinette, Concept Stu Mostów, Petits Fours Cafe, gdzie bywa często, ciężko trafić na lokale serwujące coś choćby minimalnie poza banał w postaci omletów i jajecznicy. Gniazdo daje radość kawą, świetnym bajglem, a także bardzo udaną klasyką, co nie jest standardem wśród próbujących udawać fajne śniadaniownie, miejscówki. Jeśli w Dinette zastaniecie kolejkę, ruszajcie śmiało tuż obok do Gniazda!
Gniazdo
Świdnicka 36
Spodobał Ci się mój tekst? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage.
Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Też tego nie rozumiem, wszędzie ta rukola.
Z tym, że ja w ciemno biorę wszelkie zamiany na roszponkę:)