Ile miejsc w życiu omijamy z lekceważącym uśmiechem na ustach i myślą: to się nie może udać? Jak pokazuje dzisiejsza historia, na pewno dużo. Historia, która jest nauczką, aby nie skreślać restauracji automatycznie ze względu na lokalizację, nawet pamiętając o randze, jaką w polskiej kulturze zajmują przydrożne bary.
Do Selgrosu w Długołęce jeżdżę regularnie na zakupy i przynajmniej od kilku lat omijam znajdujący się tuż przed tym sklepem niski budynek z włoską flagą. Oczywiście wcześniej działały tam inne koncepty, co do których mam pewność, że nie należy zawieszać na nich wzroku, ale ostatnio przynajmniej kilku z Was napisało mi, że Pizzeria Da Mauro należy do tych, które wypadałoby odwiedzić ze względu na naprawdę interesującą pizzę.
Kiedy słyszę frazę dobra pizza, zapala się u mnie lampka bezpieczeństwa, bo to pojęcia należy do najbardziej szerokich w rozumieniu gastronomii przez Polaków. Dobra pizza jest gruba, cienka, włoska, polska, z ananasem, bez ananasa, neapolitańska, chrupiąca, i tak dalej. Nie wchodząc więc w dyskusję postanowiłem przetestować to miejsce sam.
W Długołęce, z koniecznością zjechania z trasy na Oleśnicę, w niewielkim, niespecjalnie pięknym lokalu ozdobionym nieco przaśną płachtą. Okoliczności są, jakie są, ale wchodzimy tuż po otwarciu godzinę po pojawieniu się dwunastej godziny na zegarze, do jeszcze pustego wnętrza. Upał daje znać o sobie, na szczęście klimatyzator śmiga na pełnych obrotach. W środku znajdują się cztery stoliki, więc w godzinach szczytu może być ciężko.
Zdjęcia w menu oraz na facebookowym profilu Da Mauro wskazują, że mamy do czynienia z neapolitańskim odłamem podejścia do pizzy, co stanowi dla mnie bardzo dobrą informację. Z karty wybieramy dwie pozycje, do tego deser, a ogromny plusik stawiam przy przesympatycznej – dla nas oraz w podejściu do dzieci, pani kelnerce, która na dzień dobry wykonuje ogromną robotę, wprowadzając luźną, pozbawioną spinki atmosferę.
Dla młodych – Margherita (16 zł), dla nas Messico (27 zł). Ceny dostosowane do miejscówki, ciasto na pierwszy rzut oka wygląda imponująca, z pięknymi przepieczeniami, choć nie jest tak wyrośnięte, jak na zdjęciach z FB. I faktycznie, nie należy ono do pizz w stylu canotto, a raczej klasycznej neapolitany z nieco mniejszymi rantami bardziej pełnymi ciasta, aniżeli wypełnionymi powietrzem. Jeśli miałbym odrobinę ponarzekać, to samo ciasto potrzebowałoby odrobiny soli, ale koniec końców to bardzo pozytywne zaskoczenie i topowa pizza w tej części miasta. Na margheritę trafiło sporo, może nawet zbyt dużo mozzarelli, a sos zaspokoi oczekiwania wszystkich, którzy nie oczekują przesadnej wyrazistości oraz pomidorów idących w bardziej słodką, aniżeli kwaśną stronę. Smaczne to, i chyba na tym należy skończyć. Połączenie fasoli, cebuli, kukurydzy i nduji w Messico jest dość dziwne, ponieważ ciężko tu znaleźć jakieś przełamanie dla ostrej kiełbasy z Kalabrii, ale jako wielki jej fan stawiam kolejny plusik, obstając przy opinii, że z ndują wszystko smakuje dobrze.
Mieć pod nosem takie miejsce jak Pizzeria Da Mauro i nie zdawać sobie z tego sprawy? Przyznam, że to trochę wstyd, ale na spokojnie mogę polecić to miejsce każdemu mieszkańcowi wschodnio-północnej części Wrocławia. Nie ma problemu z dojazdem, nie ma problemu z parkingiem, nie ma problemu z tłumami, a pizza to zwyczajnie bardzo przyzwoita robota, której nie powstydziłoby się 90% wrocławskich pizzerii. Brawo Da Mauro!
Pizzeria Da Mauro
Długołęka, ul. Wrocławska 12 a
Uwielbiam Twojego bloga, ale „ciężko” się go czyta, gdy słowo „ciężko” w każdym wpisie pojawia się przynajmniej dwa razy. A przecież istnieją jeszcze: „trudno”, „niełatwo”, „opornie”, „mozolnie”, „z trudem” i wiele innych.
Pozdrawiam.
Panie Marku, chyba się Pan czepia. Pozdrawiam
Pani Moniko, kulturalne zwracanie uwagi na słuszne tematy to nie czepianie się. Pozdrawiam
Na wakacje wybieram się do Wrocławia. Na pewno wpadnę do tej restauracji.
Wracająć z urokliwego parku w Szczodrem tylko ten bar był otwarty i o dziwo zjedliśmy własnie calkiem przyzwoitą pizzę.