Gdzie można dobrze zjeść na wrocławskim Rynku? To pytanie przewija się dość regularnie w słanych do mnie listach, ale odpowiedź na nie nigdy nie należy do łatwych. Prawdziwych perełek w okolicach płyty wrocławskiego Rynku wielu nie ma, ale byłoby niesprawiedliwością pisać, że nic dobrego się tutaj nie dzieje. Dzieje, a za jeden z objawów zmian na lepsze należy uznać pojawienie się na Świdnickiej Browaru Stu Mostów.
W przeciągu wielu ostatnich lat utarło się, że wrocławianie na Rynku nie jedzą. I tak, i nie. Wrocław nie należy do aż tak turystycznych miast, aby całkowity obrót restauracji w centralnym punkcie uzależniony był jedynie od przyjezdnych. Zwłaszcza, że wiele modnych konceptów powstaje jeśli nie na głównej płycie, to w uliczkach odchodzących od Rynku, ściągając miejscowych.
MIEJSCE
Przez kilka wcześniejszych lat lokal zajmowany był przez restaurację Mama Manousch. Ta rozpoczęła swoją przygodę z wrocławską gastronomią z rozmachem. Wydaje się, że w pewnym momencie po prostu zabrakło na nią pomysłu. Swoją cegiełkę dołożył również pandemiczny dramat i po kilku latach działalności lokal został zamknięty. Lokal znajdujący się w świetnym miejscu, bo pośrodku prowadzącej do samego Rynku ulicy Świdnickiej – przechadza się nią każdego dnia pewnie kilkadziesiąt tysięcy osób. Stał pusty przez kilka miesięcy, aż tu nagle gruchnęła gdzieś zakulisowo informacja, że pojawić ma się tam uznana miejscowa marka – Browar Stu Mostów.
Od razu pomyślałem, że to znakomita idea, bo choć kocham restaurację na Długosza, to mostom zdecydowanie przyda się wyjście do szerzej publiki w centrum. Od wspomnianej informacji, która trafiła do mnie we wrześniu, minęły ledwie trzy miesiąca do otwarcia się Browaru Stu Mostów na Świdnickiej.
Wnętrze choć dwupiętrowe, nie stwarza wrażenia przesadnie przestronnego. W stosunku do poprzedniego rozkładu w Mama Manousch na pierwszy rzut oka rzuca się ustawiony na środku dolnej sali ogromny bar. Bar niezwykle efektowny, z górującymi na nim kilkudziesięcioma tubami o zabarwieniu nawiązującym do kolorystyki Stu Mostów. Nad całością projektu czuwała dobrze znana w gastro świecie ekipa CUDO. Ściany zdobią elementy poszczególnych etykiet piw wrocławskiego browaru, podkreślając znaczenie tego trunku w lokalu. Na równi z…
MENU
… jedzeniem oczywiście. Tutaj dochodzimy do kwestii dla wielu najważniejszej. O ile pierwsze menu jeszcze nie do końca mnie przekonywało, tak w testowanym przez nas dostrzegam nie tylko smak – o czym poniżej, ale przede wszystkim umiejętność dopasowania menu do wiadomej lokalizacji, przy jednoczesnym zachowaniu atrakcyjnej formy przygotowywanych potraw. Bo przykładowo – wiadomo, że w rynkowych restauracjach burger jest dobrze widziany. I tutaj burger jest, ale niebanalny, jakościowy, smaczny w końcu. Ta karta to ciekawy miks klasyki i jedzenia, o którym myślisz sobie stereotypowo, idąc do multitapu. Są steki, jest śledzik, żeberka, kurczak, sałatki czy symbol Stu Mostów, a więc ich precel – trochę jako łącznik z taproomem browaru z ulicy Długosza.
JEDZENIE
Jemy? Jemy! Na start wspomniany precel (16 zł) – zbity, ciepły, słonawy, podany z konfiturą z cebuli i sosem serowym. Jeśli wpadniecie do lokalu na Świdnickiej głównie na piwko i najdzie Was ochota na przekąskę, to właśnie wybór dla was. Tatar (29 zł) podawany jest w delikatnym chlebie preclowym i uważam to za jego wielki atut. Orędownicy tradycyjnego podawania surowego mięsa na talerzu mogą się obrazić, ale mamy tu do czynienia z niezwykle udaną kompozycją. Jabłko to już niemal stały element w tatarach Stu Mostów, więc teraz nie mogło być inaczej. Bogactwo smaku tego tatara jest niezwykłe. Majonez lubczykowy i sos musztardowy zapewniają ogrom wrażeń, a wspomniane jabłko i ogórek sprawiają, że coś w nim przyjemnie chrupie. Dobrze jest.
Polski klasyk na talerzu to śledzik, więc i on jest tutaj obecny. Matias (36 zł) cieszy oko od razu po postawieniu talerza na stoliku. Buraki, koperek, śmietana – to wszystko nie tylko tworzy zgrabną kompozycję, ale i zostało sprawnie dograne na poziomie smaków. Słona ryba, słodkawe buraki, kremowa śmietana, coś chrupiącego – wszystko jasne, tak być powinno. Stojący w menu jako wołowina w bułce (36 zł) burger, to jedna z najlepszych kanapek w tym mieście. Prosta w składzie, bo poza wołowiną i oblepiającym ją serem, wzbogacona jedynie o sos musztardowy i ogródka kiszonego. Za to bardzo mięsna, soczysta, z różowym mięsem w środku. W świecie przekombinowanych, nudnych, niesmacznych i wyszuszonych burgerów, ten jawi się, jak miły prezent dla miłośników tego typu ulicznego w założeniu jedzenia.
Moje serce skrada na pewno żebro wieprzowe (59 zł) z czerwoną kapustą, odświeżającym rabarbarem i sosem na bazie stoutu. Już sam widok odklejającego się od kostki mięsa powoduje szybsze bicie serca. Krew mocniej zaczyna krążyć w momencie przełknięcia tłuściutkiego, idealnie przygotowanego, rozpadającego się w ustach mięsa. Żeberko to jedno z tych dań nieodłącznie kojarzących się z miejscami, gdzie pije się piwo. To żeberko mogłoby spokojnie trafić do menu niepiwnej knajpki i zyskać dużą popularność. Z kolei kurczak w słodowej panierce (34 zł) jako żywo przywołał mi w pamięci wspomnienie genialnych kurczaków z Solleim. Chrupiących a delikatnych, podbitych przez starty, słonawy ser i stoutowy sos. Takim kurczakom mówię głośne tak, a nawet TAK.
Na koniec jeszcze kilka słów o piwie – Stu Mostów w ostatnich latach osiągnęło poziom zdecydowanie ponad polską kraftową średnią, z niektórymi wręcz genialnymi wypustami. Mam jednak pewną uwagę do samego sposobu zamawiania piwa. Multitapy z centrum miasta przyzwyczaiły nas do tego, że obsługa posiada sporą wiedzę na temat poszczególnych trunków znajdujących się na kranach. Tutaj w celu poznania piwnej oferty musimy posiłkować się kodem QR znajdującym się w menu. Po jego zeskanowaniu na ekranie telefonu pokazuje się aktualna lista piw. O ile dla mnie kwestie technologiczne nie stanowią problemu i radzę sobie z tym nieźle, a same piwa Stu Mostów znam w większości całkiem dobrze, nie mam z tym kłopotu.
Widzę tu jednak pewien problem, bo na Świdnicką docierają zapewne nie tylko fanatycy piwa, chcący po prostu usłyszeć o konkretnej pozycji z piwnego menu coś więcej. I tutaj pojawia się problem, bo kod QR nie zastąpi wiedzy sprzedającego. Pomijając już kwestię niezrozumienia kodów QR dla starszego pokolenia.
PODSUMOWANIE
Jak napisałem wyżej – cieszę się, że udało się uniknąć stworzenia kolejnego rynkowego potworka ze schabowym i frytkami, a osiągnięto odpowiednią synergię pomiędzy luzem, multitapem a rynkowym podejściem do gastronomii. Mi to pasuje, choć pewnie szybsza wydawka byłaby mile widziana. Natomiast poza dyskusją pozostaje, że wrocławski Rynek potrzebuje takich restauracji – ze smakiem, pomysłem, konkretnym charakterem. I za to lubię Stu Mostów na Świdnickiej. Wam może nie tyle zalecam to samo, co polecam sprawdzić i przekonać się, że w centrum stolicy Dolnego Śląska znajduje się coraz więcej miejsc, do których wrocławianie mogą przyjść i nie poczuć się, jak losowi turyści ze Świdnicy czy Jawora, którzy awanturują się, że tatar jest surowy.
Browar Stu Mostów na Świdnickiej
ul. Świdnicka 4
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
czyzby uzywali takiego samego rodzaju szkla do roznych rodzajow piwa?
To co widzisz na zdjęciu to deska degustacyjna.
To nie są ceny dla Polaków tylko dla zagranicznych turystów.
To jest rok 2022, inflacja i nowy ład.
Podzielam zdanie na temat menu w QR. Doprowadza mnie do szału zarówno w CULTO jak i w nowych 100 mostach, chociaż muszę przyznać, że chodzi mi tylko o formę menu, a nie brak wiedzy kelnerów. Pani, która mnie obsługiwała wiedziała bardzo dużo.
Jak komuś nie odpowiadają ceny za taki produkt, to można przecież jeść w dowolnej innej knapie, która serwuje dania na 'produktach’ z aro. Mało ich nie jest.