fbpx
14 C
Wrocław
wtorek, 26 września, 2023

Gdzie je WPK #22 – lunche, śniadania i taco box

Gdzie zjeść lunch we Wrocławiu? Między innymi na to pytanie odpowiadam w dwudziestym drugim odcinku cyklu Gdzie je WPK. Poza tym testujemy tacosowy party box, jemy śniadanie obok Rynku oraz drugie na Nadodrzu. Smacznego!

Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 | Gdzie je WPK #10 | Gdzie je WPK #11 | Gdzie je WPK #12 | Gdzie je WPK #13 | Gdzie je WPK #14 | Gdzie je WPK #15 | Gdzie je WPK #16 | Gdzie je WPK #17 | Gdzie je WPK #18 | Gdzie je WPK #19 | Gdzie je WPK #20 | Gdzie je WPK #21

Taco Party Box w Papi Chulo

Pamiętam dobrze debiut Papi Chulo rok temu podczas Gastro Miasto, a to minął już rok od tego momentu. Fajny rok, bo Papi zapisało się na mapie wrocławskiego gastro bardzo udanie. Ich tacos to hit, a od niedawna ekipa z Grunwaldu zaczęła organizować ludziom imprezy. Znaczy się jedzenie na imprezy. Ich Taco party boxy stanowią super opcję na plenerowe spotkania, imprezy rodzinne czy po prostu obiad w domu. Przetestowaliśmy ostatnio większy z boxów i jak dla mnie to super pomysł na obiad, kiedy nie chce się wychodzić z domu. Można go zamówić m.in. poprzez WOLT.

Pod drzwi przyjeżdża box, w którym mieszczą się tortille, dwa rodzaje mięsa, opcja wege, wszystkie dodatki oraz sosy, a także smażone tortille na początek. Wszystko sprawnie zapakowane i opisane, choć ktoś mógłby się przyczepić do ilości zużytych opakowań. Coś za coś niestety. Do naszych zadań po rozpakowaniu całości należy podgrzanie placków oraz mięsa – na oko 10-15 minut. W sam raz, żeby rozłożyć wszystko, aby jeść wygodnie. Box z Papi Chulo to klasyk modnego od kilku lat dzielenia się jedzeniem. Każdy nakłada co i ile chce, komponuje tacos na własną modłę i właśnie ten element gra najlepiej. Co do smaków, al pastor jak zwykle miażdży.

Śniadanie w Czarnej Magii

Długo nie mogłem dotrzeć do Czarnej Magii na Kiełbaśniczej, ale kiedy już dotarłem, powróciły wspomnienia. To właśnie tutaj mieści się Czeski Film, do którego chadzałem jeszcze za studenckich czasów. I w sumie pewnie zazwyczaj w lekko wskazującym stanie, stąd kompletna luka w pamięci w kwestii świetnego dziedzińca pomiędzy kamienicami. Okazuje się, że mamy tu do czynienia z super miejscówką, wąską uliczką z wystawionymi stolikami, gdzie wieczorne życie wydaje najlepsze odgłosy miasta, o jakich można pomarzyć.

Ok, ale co z tą Czarną Magią? Lokal w środku jest atrakcyjny, umiejscowiony na parterze kamienicy, a łukowe sklepienia na suficie nadają powagi. My jednak siadamy na wspomnianym podwórku, gdzie o dziwo nie ma nikogo poza nami. Śniadań w menu jest kilkanaście – zaczynając od gofrów, idąc przez bajgle, aż po omlety czy hummus. Wybieramy trzy różne śniadania, a pani kelnerka informuje nas, że jedno z nich w ramach promocji funkcjonującej od poniedziałku do piątku, będzie za złotówkę. No cóż, nie będziemy się obrażać.

O ile miejsce robi wrażenie, tak jedzenie jest… bo jest. Wszystkie dania, poczynając od jajecznicy pozbawione są wyrazu. Owszem, ciężko narzekać, kiedy płacisz za całe śniadanie 46 zł. Wydaje mi się jednak, że pomimo ceny można wymagać nieco większego dopracowania szczegółów. No bo tak – zielony gofr kanadyjski z boczkiem, jajecznicą i syropem klonowym jest… po prostu suchy. Pewnie gdyby jajecznica nie została przesuszona, dałoby się to jakoś przykryć. A tak mamy same suche produkty i trochę sosu. Tost francuski z ricottą cierpi na podobną dolegliwość, z tym jeszcze zastrzeżeniem, że wygląda… dość wątpliwie. To już jednak kwestia gustu. Ostatecznie na plus: miejsce, ceny, obsługa. Na minus: takie trochę po łepkach potraktowanie poszczególnych dań.

Soul in the bowl

Na drugim biegunie od Czarnej Magii znajduje się nowe miejsce na Nadodrzu. W Soul in the bowl można znaleźć spójne podejście do biznesu, piękne wnętrze i kolorowe talerze lądujące na stole. Szerzej opisałem Wam to w osobnym wpisie, ale pomimo, że nie jest to jedzenie jakie jadłbym codziennie, to mam wiele sympatii do Soul. Zacytuję samego siebie:

Jak wypada Soul in the bowl? Jak dla mnie to pozytywne zaskoczenie. Miejsce jest spójne – nie masz tu obok bowli jakiegoś sztucznego rozszerzania menu o frankfurterki i szakszukę. Lubię takie miejsca z charakterem, wyraziste i przede wszystkim smaczne. Owszem, żadenego z tych bowli nie możemy zaliczyć do grona odkrywczych, ale czy w ogóle takie muszą być? Jeśli robi się dobrze swoje proste rzeczy, to wielka sztuka i cnota. Ode mnie spora okejka. Kibicuję im z całych sił. Szkoda tylko, że nie udało się jeszcze zorganizować ogródka, bo przydałby się bardzo. Powodzenia!

Samo Nadodrze pasuje mi to takiego rodzaju kanjpek. W pewnym sensie alternatywnych, ale nowoczesnych. Smacznych, wege, z dobrą kawą, na śniadanie i lunch. Lubię taki Soul!

Lunch ranking: Pod Papugami, Thali i HulThai

Jak pewnie wiecie, od jakiegoś czasu testuję opcje lunchowe we wrocławskich restauracjach. Dzisiaj na tapet biorę trzy z nich. Numer jeden – Thali na Jedności Narodowej. Żeby dowiedzieć się jakie lunche można zjeść danego dnia, należy śledzić ich social media. Ja akurat trafiłem na butter chicken za 23 zł, bo właśnie tyle kosztuje lunchowa wersja dania z chlebkiem naan. Sama potrawa jest mi dobrze znana, bo jadam butter chicken w Thali od lat. I powiedzmy sobie jasno – za 23 zł to faktycznie promocja i nie dziwię się, że w trakcie mojej wizyty drzwi do lokalu właściwie się nie zamykały.

Propozycja druga – HulThai w odświeżonym kontenerze na Gaju. Wcześniej mieściła się tu tylko niewielka budka, obecnie możecie zjeść w schludnym wnętrzu. Cena w tym wypadku to 25 zł, ale za dwa dania. Mała zupa tom yum – lekko ostra, grzejąca w przełyk oraz pad nut, czyli tutejsze noodle z makaronem ryżowym. Bardzo wyraziste danie z dominującą orzechową nutą. Raz jeszcze – ciężko byłoby narzekać przy tej cenie.

Miejsce numer trzy – Pod Papugami. Przenosimy się na Rynek, gdzie lunche funkcjonują już ze dwie dekady. Cena za dwudaniowy zestaw to 42 zł. Krem ze szparagów i schabowy z ziemniakami i mizerią. Cena oczywiście wyższa od wspomnianych wcześniej miejsc, ale i miejsce inne. Smakowo wszystko ok, możliwość zjedzenia w słoneczku na Rynku to dodatkowy plus. Jak najbardziej na tak!

Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie