fbpx
3.7 C
Wrocław
czwartek, 13 lutego, 2025

Barbene – kolejna typowa rynkowa restauracja?

Włoska restauracja na rynku turystycznego miasta, ładny wystrój, niezłe zaplecze i doświadczenie w gastronomii. Co może pójść nie tak? Za dużo. Zapraszam na wyprawę do nowej restauracji we Wrocławiu.

Bernard, Umami, Soczewka, Hotel Wodnik – te nazwy na pewno mówią coś każdemu z Was, nawet jeśli nie siedzicie zbyt głęboko w gastronomicznych tematach. Każde z tych miejsc radzi sobie chyba całkiem nieźle, niektóre od wielu już lat, więc nie dziwi fakt otwarcia kolejnego lokalu przez właścicieli tych przybytków.

Włoska kuchnia w turystycznych punktach wydaje się być samograjem. Wiadomo – niemal każdy lubi pizzę i makaron, zwłaszcza turysta. Do tego bruszeta, fokaczia i proseczio. Obrazy znane z prawie każdego zakątka świata. I tak właśnie powstało Barbene, sąsiadujące zresztą ze wspomnianym Bernardem na płycie Rynku.

MIEJSCE

Trzeba przyznać, że ktoś odrobił tu pracę domową i postarał się, aby nowy lokal wyglądał nowocześnie, posiadał charakter i był spójny z identyfikacją graficzną projektu. Wewnątrz dominuje więc jasny oliwkowy kolor, obecny zarówno na kanapach, logo, jak i w karcie menu.

Co ważne jednak, wnętrze nie odstrasza, nie sprawia wrażenia przesadnie sztywnego. Wręcz przeciwnie – jest pozytywne, jasne, optymistyczne. Na ścianie zawisł oczywiście nieodłączny element każdej nowoczesnej restauracji – neon z nazwą miejscówki. Na dokładkę solidny bar z dużą ilością alkoholi – nie tylko włoskich, a także widoczny z sali, obłożony białą mozaiką piec. Dobrze to wygląda.

MENU

Bardzo przyjemna wizualnie karta składa się z sześciu różnych działów. Są przystawki, sałatki, makarony, pinsa romana, focaccie i desery. Na pierwszy rzut oka menu wygląda skromnie, ale kiedy zagłębisz się w nie, z każdą minutą widzisz jego obszerność. Krótko mówiąc – gluten rządzi, a cały przekrój dań może nie kojarzy się z żądnym konkretnym jednym regionem, ale niewątpliwie Włochy są w Barbene motywem przewodnim.

JEDZENIE

Zanim jednak zjemy, kilka słów na temat obsługi. Ja rozumiem, że są problemy z pracownikami, kelnerami, kucharzami. Taki rynek. W dodatku sytuacja w gastro pogłębiona przez covid spowodowała ogromny odpływ ludzi z tej branży. Są jednak jakieś granice przyzwoitości, znajomości menu, podejścia do klienta. Jeśli ja wchodząc do restauracji znam menu lepiej od obsługującej mnie kelnerki, bo na szybko przeczytałem kartę przed wejściem, to coś tu jest nie tak. I piszę to absolutnie zdając sobie sprawę z sytuacji pracowniczej na rynku. Otwieranie restauracji na Rynku dużego miasta naturalnie ma swoje prawa i bazuje w dużej mierze na kliencie przypadkowym, więc walka o niego poprzez choćby dobry serwis nie należy do spraw priorytetowych. Nie wymagam chyba jednak za wiele. Kwintesencją była sytuacja, w której zagadałem do pani kelnerki bardzo grzecznie, że produkt podany na talerzu chyba nie odpowiada temu w menu, na co usłyszałem w odpowiedzi, że pewnie kucharz się pomylił. Aha, spoko.

Jedzmy! Na początek na stoliku pojawia się kawałek focacci z oliwą, a potem przechodzimy już do konkretów. Casarecce alla Gricia (38 zł) to swobodna interpretacja pasty o tej nazwie. Śmietanowy sos, kiełki groszku? Halo, halo, ktoś tu się zagalopował. Powtórzę raz jeszcze – wiem, że to Rynek i na niektórych naszych rodakach w dalszym ciągu wrażenie robią kiełki, ale nie żartujmy sobie. Klasyki najlepiej nie tykać, jeśli chce się w niej mieszać.

Następnie do gry wchodzi pinsa romana, w tym wypadku regina (33 zł). Ogólnie szanuję sam pomysł przygotowywania takiego rodzaju pizzy, aby uniknąć banału z pizzą klasyczną czy kolejną nieudaną napoletaną. Samo wykonanie wskazuje, że jednak to nie są wyżyny, jeśli chodzi o pinsę. Cieniutkie, niespecjalnie chrupiące, przygniecione ilością składników ciasto. Żeby nie było, to nie kwestia jadalności produktu czy nie. Chodzi bardziej o formę przyłożenia się do produktu, skoro na nim opiera się jeden z filarów tej konkretnej gastronomii. Sam podłużny kształt nie predystynuje do nazywania pizzy pinsą.

Na koniec Focaccia pugliese (32 zł) z mortadelą. I w tym momencie następuje nawiązanie do powyższego fragmentu o pomylonym składniku. W menu dość wyraźnie widnieje: MORTADELA, grana padano, zielone oliwki, pomidorki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast ulubionej mortadeli pojawiła się… szynka. Taka klasyczna szynka znana z każdego sklepu na rogu. I nie dyskutuję nawet z faktem, że komuś taka szynka może smakować lepiej, niż mortadela. Może, nic w tym dziwnego. Natomiast jak rozumiem mortadela konkretnie trafiła do tego dania ze względu na jej popularność w ostatnim czasie i kiedy ktoś zamawia kanapkę z mortadelą, to niekoniecznie chce dostawać ją z szynką. Co do samej focacci, to ciasto minimalnie za suche, natomiast cała kanapka zbyt sucha zdecydowanie. Stosunek ilości pieczywa do reszty składników nie wypada tu zbyt korzystnie dla dodatków, więc ciężko się to wszystko je.

Deserowo pojawia się jeszcze bomboloni z pistacjami (25 zł). Co może tu pójść nie tak? Niewiele, zważywszy na to, że co słodkie, to zazwyczaj dobre. W tym przypadku sam pączek wygląda bardzo smakowicie i ponętnie, ale sytuacja zmienia się po przekrojeniu. Trochę szkoda, że w środku nie zamknięto większej ilości pistacji, bo wnętrze świeci pustkami, przez co jest zwyczajnie suche. Raz jeszcze. No i ta stylistyka – trzy borówki, przekrojona truskawka, kwiatek. Super, raz jeszcze – może turystów to podnieca, ale według mnie jest zbędną formą uatrakcyjnienia talerza. 

PODSUMOWANIE

Jak ostatecznie ocenić Barbene? Wydaje mi się, że pochopnie podjęto decyzję o otwarciu bez odpowiedniego przygotowania – produktu i załogi. Na pierwszy rzut oka w teorii ma to być restauracja dość oryginalna. Czy to się udało? Wydaje mi się, że niestety mamy do czynienia z kolejnym tworem próbującym nawiązać do włoskiej kuchni – a więc kochanej przez Polaków, ale gubiącym prawdziwość już gdzieś na samym początku. Bo jeśli Włochy – to luz, jeśli Włochy – to prostota, jeśli Włochy – to smak. W Barbene gdzieś to wszystko świta, ale znajduje się za daleko, aby robiło wrażenie. Czy to restauracja mająca szansę na sukces na wrocławskim Rynku? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że się uda, choć o status Bernarda czy nawet Umami będzie ciężko. 

Barbene

Rynek 36/37

FB

Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie

Total 33 Votes
17

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

1 KOMENTARZ

  1. To nie kiełki groszku tylko rukiew wodna. Bardzo popularna ostatnio we Włoszech czy Hiszpanii, ale tak czy inaczej ma Pan rację nie pasuje do tego makaronu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły