Dobre restauracje w centrach handlowych to rzadkość, a pojedyncze wyjątki tylko potwierdzają tę regułę. Wrocław przerabiał w ostatnich latach kilka ciekawych gastro projektów w takich lokalizacjach, ale większość z nich kończyła się niepowodzeniem. Czy ten trend ma szansę odmienić nowa restauracja In Asia?
W Azji
Centrum handlowe Bielany
Czekoladowa 7-9, Bielany Wrocławskie
MIEJSCE
Niezbyt często zapędzam się w te rejony Wrocławia, a już właściwie nigdy w celach zakupowych. Chadzanie po galeriach nie należy nie tyle do moich ulubionych zajęć, co zwyczajnie go nienawidzę. Kiedy jednak usłyszałem o otwarciu w food hallu Centrum handlowego Bielany restauracji niebędącej sieciowym fastfoodem, temat mocno mnie zaintrygował.
Restauracja znajduje się na uboczu wspomnianych knajpek z burgerami, kurczakami i jedzeniem na wagę, a zaprojektowane przez pracownię CUDO wnętrze znacząco wyróżnia się spośród całej konkurencji. Na plus oczywiście. Usiąść można wewnątrz – przy jednym z kilku stolików nieco zbyt ciemnego jak na mój gust, ale przyjemnie zielonego lokaliku powiększonego jeszcze optycznie poprzez powieszone na końcu spore lustra. Można też zająć miejsce na zewnątrz – w luźniejszym, bardziej przestrzennym terenie przed restauracją.
Przyznam, że kiedy pierwszy raz usłyszałem o In Asia, pomyślałem że ze względu na osobę właściciela, będzie to nowe wcielenie Coco Chang, które swego czasu zrobiło sporo pozytywnego zamieszania we Wroclavii. Wyszło jednak tak, że trochę przesadnie zinterpretowałem w głowie pewne kwestie i to jednak inne restauracje.
MENU
Po zerknięciu na menu, w głowie zaczyna świecić się żarówka z informacją – kuchnia tajska. Wydaje mi się jednak, że w karcie In Asia spotkamy się z dość luźną interpretacją tegoż kierunku kulinarnego, wyznaczanego przez makaron pad thai, zupę tom kha czy sałatkę z mango. Jak mniemam, postawiono tutaj na pewien kompromis i zrezygnowano z ortodoksyjnej, na maksa oryginalnej kuchni na rzecz pewnego dostosowania się do warunków panujących w centrum handlowym.
JEDZENIE
Mocnym zaskoczeniem było dla mnie sporo zajętych stolików w okolicach godzin obiadowych w niehandlową niedzielę, kiedy parking Alei Bielany świeci pustkami. Dobra, ale co jedliśmy? Na przystawkę pojawiają się pierożki won ton z krewetką (30 zł). Gdybym miał opisać ich charakterystykę, na pierwszy plan wybija się super delikatne, sprężyste, cieniutkie ciasto. Poprzez pojęcie delikatności opisać można również wnętrze pierożków – krewetkowy farsz w przeciwieństwie do wielu kolejnych potraw, nie narzuca się bardzo wyrazistym smakiem.
Na stół wjeżdżają również dwie zupy. Tom yum (25 zł) to niestety pozycja nieudana, słaba wręcz. Bulion do bólu przypominał rosołowy wywar, ale ciężko uznać to za atut. Tom kha gai (27 zł) z kolei podsyca emocje sporą kwasowością i lekką ostrością. Zupa jest wodnista, ale bardzo konkretna, a w niewielkiej miseczce skrywa sporo dodatków w postaci pomidorków czy grzybów.
Moim faworytem staje się zdecydowanie Khao soi (36 zł). To danie będące jednocześnie pewną formą zupy imponuje pióropuszem smażonego makaronu, górującego nad talerzem. Bogactwo smaków atakuje nozdrza od pierwszej sekundy obecności na stole, a moje całe ciało cieszy się po przełykanym gryzie za gryzem, rozgrzewając się jednocześnie ze względu na solidną ostrość, jaką zaaplikowano do środka. Na środku głębokiego talerza znajduje się udko kurczaka, którego mięso odpada od kostki, a umieszczony tu także ryżowy makaron powoduje, że ze względu na ogromną porcję bardzo ciężko jest mówić o przystawce. Toż to solidne danie.
Ryż z warzywami (39 zł) to streetfoodowy klasyk z woka, uwielbiany przez nasze dzieciaki. Nie jest ani ostry, ani zbytnio słony, więc to pozycja idealna dla osób, które nie oczekują zbyt mocnych wrażeń. Pozytywem pad thaia (39 zł) jest brak dominującej nuty słodkiej, co w polskich knajpkach z tajskim rodowodem zdarza się regularnie. Jednocześnie trochę brakuje mi w nim odpowiedniej kwasowości, ale to bardzo solidna porcja zarówno pod względem wielkości, jak i smaku. Dla mnie jak najbardziej do powtórzenia przy kolejnej okazji.
Sałatka mango z krewetką (39 zł) będzie pozycją dla każdego, kto nie chce zjeść zbyt ciężko, a poszukuje orzeźwiających smaków. Dobrze komponuje się tutaj słodkie mango i kwaskowy grejpfruit, a pomiędzy zębami przyjemnie chrupie ogórek. Obok kwasowości i słodyczy pojawia się konkretna ostrość, nadając charakteru sałatce. Dla miłośników mięsa odpowiednią propozycją będzie Antrykot (75 zł) z konkretnie pikantnym sosem pieprzowym. Hitem na zakończenie jest jednak deser. Monoporcją kokosową (31 zł) z musem mango wewnątrz idealnie finiszujemy.
PODSUMOWANIE
Jak ocenić restaurację In Asia? Zapewne wszyscy polscy ortodoksyjni fani jedynej poprawnej kuchni tajskiej przylecą tutaj i zaczną wypominać niekompetencję w opowiadaniu o jedzeniu. Ja jednak In Asia nie traktuję w formie ulicznego streetfoodu z Chiang Mai. To Wrocław, w dodatku w centrum handlowym, a przy tym po prostu całkiem udane miejsce z kilkoma niezłymi pozycjami do polecenia. Khao Soi – wymiata, sałatka z mango – ciekawa, pierożki z krewetkami – klasa. Dla mnie jest naprawdę nieźle . Czy warto iść? Chyba nie będę kogokolwiek zmuszać, ale ja na bank powtórzę.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie