Zbieram się powoli do spisania rankingu najlepszych suszarni we Wrocławiu, dlatego odwiedzam jak najwięcej barów przygotowujących tą japońską specjalność. Yemsetu czy Szajnochy 11 są oczywistymi wyborami, natomiast ilość barów sushi w stolicy Dolnego Śląska powala i ciężko ogarnąć je wszystkie jednym żołądkiem. Próbuję więc testować te, na które po prostu natrafiam przypadkowo po drodze. W taki sposób dotarłem do Sushi Kushi na Psim Polu, a więc lokalu mijanego każdorazowo podczas rowerowych wycieczek po mieście.
Sushi Kushi jest sieciówką z Łodzi, której grupę docelową stanowi klient zamawiający jedzenie z dowozem. Jeden z właścicieli Sushi Kushi to współtwórca niknącej w oczach sieci pizzerii DaGrasso, przy której zyskał niezbędne doświadczenie podczas rozwijania sieci franczyzowej, którą staje się właśnie Kushi. W tym momencie liczba restauracji Sushi Kushi wynosi 16 w kilku miastach, w tym dwa lokale we Wrocławiu – na Horbaczewskiego i Psim Polu, a więc w obrębie tak zwanych sypialni miejskich.
Na relację składają się trzy różne sytuacje, kiedy zjadłem coś od Sushi Kushi, a także dwa podejścia do restauracji zakończone fiaskiem. Otóż pierwsze dwa podejścia ograniczyły się do zajęcia miejsca na ogródku w lokalu na ryneczku Psiego Pola, i tyle. W obu przypadkach nikt nie pofatygował się, aby mnie obsłużyć – a przesiedziałem ponad 10 minut – więc oddaliłem się w kierunku innego obiadu. Rozumiem skupienie uwagi na dowozie, natomiast posiadanie stacjonarnego lokalu wiąże się z pewnymi obowiązkami względem gości na miejscu. Podczas kolejnych dwóch wizyt było lepiej o tyle, że ktoś jednak raczył mnie obsłużyć, choć jakiegokolwiek entuzjazmu czy pasji u Pani kelnerki nie byłem w stanie znaleźć. Dlaczego zdecydowałem się opisać Sushi Kushi skoro dwa razy nawalili? Wyczytałem na facebookowych grupach sporo nadmiernie optymistycznych opinii, a także po prostu ulica Krzywoustego stanowi końcowy punkt moich rowerowych wypadów, stąd staram się czasami zjeść coś na tutejszym ryneczku.
Wypróbowałem m.in. dwóch zup z karty Sushi Kushi, obejmującej klasycznie podawane sushi, ale i makarony azjatyckie oraz przekąski. Ramen (14 zł) jest wszystkim tym, o czym pewnie byście nie pomyśleli, jadając wypasione rameny w polskim wydaniu. Zupa z Psiego Pola, z wyglądu nieco błotnista, dostarcza ograniczoną ilość walorów smakowych, skupiając się zwłaszcza na dominacji słonego. Do tego ugotowane na twardo jajko, kilka kawałków dziwnie pokrojonego kurczaka, marchewka i rozgotowany makaron. Kwintesencja jedzenia mogącego odstraszać potencjalnych gości. Lepiej wypada malezyjska King Kong Laksa (14 zł) – słodka, z delikatnym muśnięcie mleka kokosowego, pikantna i z homeopatyczną ilością kafiru. Gęsty wywar w porównaniu z ramenem to niemalże eksplozja aromatów, choć w dalszym ciągu do dopracowania.
Jeśli chodzi o sushi, spróbowałem dwukrotnie lunchu oraz raz małego zestawu maki. Przyznam otwarcie – po ramenie, który zamówiłem w pierwszej kolejności, miałem pewne obawy co do jakości, więc wolałem nie ryzykować z większymi i bardziej kosztownymi zestawami. Przy jednym z lunchy popełniłem błąd, zamawiając zestaw z paluszkiem krabowym, którego nie zauważyłem w składzie, a niestety jedzenie zmielonej ryby nie jest tym, o czym można marzyć. Jakby to powiedzieć, przyjemność z jedzenia takiego wynalazku do największych nie należy, choć faktycznie, winę muszę wziąć na siebie. Ryż przegotowany i zrolowany z nieprzesadną dokładnością, przez co poszczególnym rolkom zdarzyło się rozpaść. Cena podawanego do 14.30 lunchu wynosi 24,99 zł. Jest więc bardzo przyzwoita, natomiast jego jakość nie ma startu do najlepszych w mieście. Jeden raz wybrałem taką opcję na miejscu, za drugim razem zamówiłem z dowozem, do którego doliczane jest 5 zł. Kushi Lunch wypada korzystniej, składa się w sumie z 13 kawałków sushi, w tym dwóch nigiri z łososiem. Ryż ponownie cierpi na wspomnianą wyżej przypadłość, a więc jest za miękki i nadmiernie posklejany, z kolei ilość ryby w futomaki wygląda raczej jak uzupełnienie ryżowego wnętrza, aniżeli odwrotnie.
Wielkiej miłości pomiędzy mną a Sushi Kushi nie będzie. Oczywiście ich sushi jest zjadliwe, nie otrujecie się nim, natomiast osobiście oczekuję od jedzenia dostarczenia radości. Sushi Kushi tej radości nie zapewnia, lokal jest pozbawiony jakiegokolwiek klimatu, a smakowo to jednak niższe stany średnie bez aspiracji na dołączenie do lokalnej czołówki. Ja odpuszczam i wolę dodać kilka złotych więcej gdzie indziej, aby jedzenie sushi wywołało uśmiech na mojej twarzy, a nie spełniało się jedynie w zaspokajającej głód roli.
Sushi Kushi Psie Pole
Krzywoustego 307
jeśli chodzi o Da Grasso to sieć ta jest największą siecią pizzerii w Polsce i raczej nie zapowiada się żeby to się zmieniło, radzę trochę poczytać, to że w Twojej okolicy jakieś lokale zniknęły oznacza że nie utrzymywały odpowiedniego poziomu.
A co znaczy DaGrasso we Wrocławiu, Warszawie czy Krakowie?
Niech będzie i największą siecią na świecie, ale to nie zmieni faktu, że robią tam największy syf na świecie.
ok rozumiem już że to oznacza „niknącej w oczach sieci” skoro rośnie to znaczy że się sprzedaje
Trzy lokale są we Wrocławiu, stawiam, że już niedługo. We Wrocławiu już dawno zniknęło z radarów ludzi, którzy cenią sobie dobre jedzenie.
Sushi Kushi Wrocław Psie Pole. Jedzenie średnie, zarówno sushi jak i makaron. W potrawach włosy!!! I to jest proszę Państwa skandal!zarowno w przystawce jak i w sushi otrzymaliśmy gratisowo długie blond włosy. Dodatkowo kelnerki miały nas kompletnie gdzieś. Stały do nas dosłownie tyłem cały czas plotkując. Skandal. Na sali siedzieliśmy tylko my.