Przejeżdżając przez kilka ostatnich miesięcy ulicą Malarską, obserwowałem regularnie postępy prac w lokalu z szyldem O Qrczak i prawdę mówiąc, postępów zbyt wielu nie widziałem. W pewnym momencie wydawało mi się wręcz, że temat upadł i po kurczakach zostanie tylko śladowe wspomnienie. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy dowiedziałem się, że lokal na Malarskiej jest otwarty i rzeczywiście sprzedaje kurczaki. Zgodnie z przewidywaniami, skoro nie wiedziałem o tym ja, nie wiedział pewnie prawie nikt, co idealnie oddała sytuacja, kiedy wchodząc do środka niemal wystraszyłem siedzącą za barem panią.
Czy sprzedaż pieczonych kurczaków – będących klasycznym przykładem polskiego jedzenia ulicznego okresu przemian ustrojowych, znanych w obecnej formie na ziemiach polskich pewnie od lat 80. – ma sens akurat w najbliższej okolicy wrocławskiego Rynku? Z jednej strony Polacy darzą kurczaka niezwykłą estymą, głównie ze względu na jego cenę, z drugiej z kolei rynek kurczaków z rożna w obecnych czasach zdominowały supermarkety, sprzedając je właściwie za bezcen. Świetny przykład stanowi choćby budka pod Kauflandem na Legnickiej, dokąd trafiłem w trakcie miesiąca z #challenge15zl. Swoje musiałem odstać, bo kolejki po te kurczak są sakramencko długie. Powód? Zapłaciłem 10 zł za połówkę kurczaka z frytkami
Skąd moje obawy o powodzenie tego projektu? Po pierwsze primo – lokalizacja, a więc kompletnie nieuczęszczana uliczka. Po drugie primo – cena. I wybaczcie, ale nie narzekam na jej wysokość. Nauczyłem się nie zwracać uwagi na ceny, oczywiście poza ekstremalnymi odchyłami, ale obserwując rynek miejscowej gastronomii, z dość dużym prawdopodobieństwem mogę przypuścić pewne problemy, zerkając na rzeczywistość od strony uśrednionego wrocławskiego gościa. Trzeciego primo już nie będzie, bo nie chcę wyjść na wieszcza złej nowiny.
Jak wspomniałem wyżej, widok na wejściu wielkim optymizmem nie napawa. Puściutka sala, mroczna atmosfera i w tle piekące się dwa kurczaki. Lekki smutek, ale może to akurat przypadek. Choć fakt, że była akurat sobota o godzinie 16, może coś nakreślić.
Menu zaskakuje w jednym fragmencie – nie do końca rozumiem to podłączenie hummusu do karty, ale widocznie ktoś uznał, że skoro jest tak popularny w ostatnim czasie, warto w pastę z cieciorki zainwestować. Zagadnięty przez panią zza kontuaru, wybieram pół kurczaka w zestawie z sałatką i frytkami za 27,90 zł. W tym momencie już chyba rozumiecie skąd mój początkowy wtręt na temat cen.
Porcja wygląda solidnie, a jak wypada to smakowo? Umówmy się, że to w dalszym ciągu pieczony kurczak i wszelkie oczekiwana poza najedzeniem się nim, wykraczają poza racjonalne podejście. Kurczak z O Qrczak nie został przesadnie doprawiony, a skórce bliżej do stanu wyjściowego przed pieczeniem, niż chrupkości. Po pieczonym kurczaku oczekiwałbym również większej soczystości mięsa, a zwłaszcza fragment z piersią sprawiał wrażenie lekko przesuszonego. Czy to kwestia braku umiejętności czy zbyt długiego przetrzymania na opiekaczu ze względu na brak klientów. Osobny temat to przesolone frytki oraz sosy – adżyka, która wypada najlepiej oraz czosnkowo-cytrusowy z taką ilością czosnku, że osobie nieprzywykłej do tego warzywa, wypali przełyk.
Jak już pisałem, mało która cena jest w stanie wywrzeć na mnie jakieś wrażenie, ale muszę przyznać, że względem O Qrczak mam bardzo mieszane odczucia. Zjadłem pół kurczaka, ale do tej pory próbuję wynaleźć jakiś jeden wyróżnik, jakim ekipa z Malarskiej miałaby się odróżnić od innych miejsc z podobnym menu oraz niższą ceną, i nie znajduję, bo chyba za taki uznać nie można hummusu. Jak każdemu życzę dobrze, narzekający na małe porcje powinni być tutaj zadowoleni, ale ja jednak ponad wielkość przekładam jakość i znajduję w pamięci ze 20 miejsc, w których lepiej wydałbym te niemal 28 zł/.
O Qrczak
Malarska 25