Zdarza się, że ponarzekam czasami na nudę w naszej lokalnej gastronomii, ale też zawsze staram się docenić tych, którzy potrafią zaskoczyć. Zaskoczyć wyszukaniem swojej niszy, odnalezieniem drogi bez chodzenia na skróty, i właśnie to wpłynęło na moje szybkie odwiedziny w PAMPA Empanadas, bo ledwie tydzień po otwarciu lokalu na Podwalu.
Kuchnię argentyńską do tej pory reprezentowała we Wrocławiu jedynie serwowana m.in. w CAMPO argentyńska wołowina. Od połowy lutego odwiedzać można restaurację wyspecjalizowaną w empanadas – pieczonych lub smażonych pierożkach, popularnych głównie w krajach Ameryki Południowej.
Zanim o jedzeniu, kilka słów o samym miejscu. Przyznam, że moje początkowe zdziwienie odnośnie lokalizacji było ogromne. Co by nie mówić, lokal w podziemiu starej kamienicy znajdującej się pomiędzy Placem Jana Pawła II i Dworcem Świebodzkim, do najbardziej atrakcyjnych nie należy. Druga kwestia – empanady w PAMPA są pieczone, a wydawać by się mogło, że te w wersji smażonej mogą bardziej przyciągać uwagę wrocławian. Jak wytłumaczył mi jednak właściciel, to pieczone empanady są specjałem regionu, z którego się wywodzi, a więc z północy Argentyny. No właśnie, osoba właściciela ogrywa dość ważną rolę w całej układance. Patricio zahaczył mnie od razu przy wejściu, ale wierzcie lub nie, nie było to spowodowane moją blogową historią. Dokładnie w taki sam sposób zachowywał się po wejściu kolejnych gości. Co ciekawe, sam odpowiada za przygotowywanie na bieżąco jedzenia, więc w chwilach, kiedy zbytnio się zagadał, z pomocą przychodziła sympatyczna partnerka – Polka, ponaglająca właściciela i Szefa Kuchni w jednym, aby goście nie musieli zbyt długo czekać.
Jego historia jest interesująca, bo to z wykształcenia architekt, który osiadł jednak w Europie i tutaj postanowił szukać szczęścia. Receptury niezbędne do przygotowania empanadas uzyskał od mieszkanki z rodzimego regionu, podobno mistrzyni w swoim fachu. Sam lokal pełen jest nawiązań do ojczyzny Patricio – ciężko nie zauważyć choćby podobizny Diego Maradony, argentyńskiej flagi czy kubków do Yerby. Malutki kącik zagospodarowano również na sklepik z produktami z Ameryki Południowej i trzeba przyznać, że to fajny sposób na potwierdzenie autentyczności miejsca.
Menu ogranicza się do sześciu empanad oraz dwóch rodzajów kanapek i ziemniaczków pieczonych. Jako że nie było akurat kanapek, skupiłem się na tych pierwszych, których ostateczna cena uzależniona jest od zamawianej ilości. Decydując się na jedną lub dwie empanady, zapłacicie 9 zł za sztukę. Później ceny maleją o 50 groszy, aby od 12 sztuk zapłacić 7,50 zł. Wybieram pięć z sześciu dostępnych opcji, płacę 42,50 zł i czekam.
Deska z pięcioma pierożkami nadchodzi po około 15 minutach, a samo podanie poprzedzone jest odpowiednimi instrukcjami właściciela odnośnie smaków i sposobu spożywania każdego z nich. Jedną z ważniejszych informacji jest ta o konieczności skorzystania z cytryny do empanad z kurczakiem i wołowiną. Jak mówi – najbardziej klasycznych. Aby to zrobić, najpierw trzeba ułamać jeden z rogów, a następnie wkropić do środka kilka kropel cytrusów. Cytryna odgrywa zresztą ważną rolę, bo jak wspomina Patricio, miasto, z którego pochodzi, jest jej największym producentem na świecie.
Pięć sztuk na desce wygląda atrakcyjnie, a różne rodzaje zawijania sprawiają, że przyjemnie patrzy się na to rękodzieło. Która opcja posmakowała mi najbardziej? Zdecydowanie humita ze słodką pastą kukurydzianą. Udanie łączy się w tym wypadku słodycz kukurydzy ze słonym posmakiem sera oraz chrupiącym ciastem. Moją uwagę zwraca również empanada z kurczakiem, z dodatkiem jajka, papryki, oliwek i cebuli. Tutaj aż prosi się o lekkie podostrzenie dla przełamania smaków, ale jak tłumaczy cierpliwie właściciel, argentyńska kuchnia z jego domu nigdy nie była ostra, ani nawet pikantna. Wołowina z papryką, jajkiem, szczypiorkiem i cebulą sprawia wrażenie nijakiej. Z kolei pokrojona w kostkę szynka z serem gouda to taki uśmiech w stronę prostych smaków europejskich, natomiast La Vegana jest na moje oko trochę przekombinowana, a papryka, cebula i por zostały zdominowane przez wysoką kwaśność oliwek i suszonych pomidorów.
Poprawnie wypada samo ciasto. Nie za suche, chrupiące, cieniutkie, dość sprawnie zawinięte. Jedząc empanadas od razu pomyślałem sobie, że byłaby to idealna przekąska do piwa i trochę szkoda, że w Pampa Empanadas go nie ma.
Jeśli liczycie na jakieś kulinarne orgazmy, to raczej nie w tym miejscu. Jeśli jednak doceniacie uczciwość, prawdę i świetny klimat, to PAMPA Empanadas będzie idealnym pomysłem. Trzeba we Wrocławiu takich lokali – bazujących na prawdzie, prostocie, czasami wręcz pewnej naiwności właścicieli. Wchodząc do środka nie czuć nic więcej, poza przyjemnym zapachem wypiekanego ciasta i dobrocią serca właścicieli. Uśmiech jest tu na porządku dziennym, atmosfera mocno rodzinna i idealnie pasująca do kultury dzielenia się jedzeniem. Może nie wszystko smakowo jest tu na odpowiednim poziomie, ale kibicuję ekipie PAMPA Empanadas z całego serca.
PAMPA Empanadas
Podwale 19/1 a
To nowe miejsce i dajmy mu czas. Niepowtarzalny klimat i jedzenie obronią się same. Trzymam kciuki.