Niespełna cztery lata wcześniej w lokalu przy ulicy św. Mikołaja premierę miał pierwszy w Polsce bar krewetkowy Shrimp House. Otwarciu towarzyszyło ogromne zainteresowanie, a kolejki po krewetki ustawiały się jeszcze przez kilka dobrych dni. Od tego czasu Shrimp House stał się ogólnopolską, dobrze rozpoznawalną marką, zdążył wywędrować do większych lokali, a w połowie roku 2019 w tej samej, niewielkiej miejscówce, pojawił się kolejny projekt braci od Bratwustów i Shrimpa – Yakitori. Tym razem obyło się bez wielkiej pompy, ale i kolejne otwarcia na wrocławskiej gastro scenie mało kiedy ostatnio wzbudzają emocje.
Czym jest yakitori? Najlepiej udać się do najlepszego źródła na temat wszelakich kuchni azjatyckich, a więc na blog Pyza made in Poland:
yakitori (焼き鳥) – szaszłyki z kurczakiem. Ich przygotowanie polega na nadziewaniu mięsa za pomocą kushi (串), rodzaju szpikulca wykonanego ze stali, bambusa lub podobnych materiałów. Kolejnym etapem jest grillowanie nad ogniem z węgla drzewnego. Podczas lub po procesie obróbki cieplnej, mięso jest zazwyczaj przyprawiane sosem (tare) lub solą oraz przyprawami.
Tak więc w teorii, osią całego projektu powinien być kurczak. W Yakitori nikt jednak nie sili się na odwzorowywanie tego specjału jeden do jednego, stosując dobrze sobie znaną z innych własnych projektów dewizę – konkretny pomysł przekierujmy na własne tory i zróbmy coś, co polubią wrocławianie. Stąd też w menu mamy nie tylko yakitori z kurczakiem w roli głównej, ale i kilka potraw z nieco innej bajki.
Lokalik urządzono z klasą, stosując dobrze pojęty minimalizm, choć my akurat wybieramy stoliki na zewnątrz, aby nacieszyć się kolejnymi ciepłymi dniami. Klasycznie już dla chłopaków i ich projektów, wewnątrz panuje samoobsługa, a zamówienia odbiera się przy barze.
Patrząc na wystawkę, ciężko będzie nie spostrzec się, że Yakitori ma coś wspólnego ze Shrimpem, ponieważ na półeczce znajdują się napoje sygnowane tym właśnie logo. Na dobry początek zamawiamy zupę tom yum (16 zł). Przyjemnie aromatyczną, lekko wodnistą, ale pełną smaku, z delikatnie uderzającą ostrością na końcu. Zaraz po niej na stoliku ląduje niekwestionowany faworyt naszej uczty – Katsu curry (30 zł), czyli po prostu solidny kawał schabu z kością w panko. Usmażony idealnie, z zachowaniem odpowiedniej soczystości, ale i chrupkości panierki oraz charakterystycznej tekstury wieprzowiny. W zestawie znajduje się również ryż oraz surówka z kapusty i gładki, subtelny, lekko podkręcający smak sos curry. Zdecydowanie na mojej liście faworytów umieścić mogę również wieprzowe Meatballs (18 zł). Nie za suche, dość grubo zmielone szaszłyki zostały upieczone i wzmocnione sosem ponzu, łączącego w sobie podniecającą słoność, cytrusowość i słodycz.
Jako że nie ma musu zamawiania całych porcji, a istnieje możliwość skomponowania sobie miksów z pojedynczych szaszłyków, zdecydowaliśmy się jeszcze na talerzyk czterech różnych pozycji, których cena waha się od 4 do 10 zł. W związku z historią firmy, w menu musiały pojawić się krewetki, a że te lubią dymny posmak, wypadły bardzo pozytywnie. Ciężko mieć uwagi do soczystych udek, również ubogaconych ponzu. Opcje wege, a głównie szparagi trochę zbyt długo poleżały na grillu i nabrały nie do końca przyjemnej goryczy. Na koniec jeszcze o tej trochę nieszczęsnej naszym zdaniem, zbyt suchej kapuście. Rozumiem ideę, nie do końca natomiast pasuje mi ona do naprawdę poprawnych, smacznych potraw.
Czy Yakitori podbije Wrocław. Jak zawsze, nie będzie łatwo, ale sam koncept ma wszystko, aby sprawdzić się w stolicy Dolnego Śląska. Proste, nieprzekombinowane potrawy, smaki, które nie powinny przestraszyć ludzi bojących się eksperymentowania, a przede wszystkim to naprawdę uczciwe jedzenie w niespecjalnie szokujących cenach. Yakitori potwierdza, że wrocławska gastronomia coraz częściej obiera kierunek na Azję, choć w wydaniu uproszczonym, dostosowanym w pewnym sensie do naszego miasta. Dopóki jest smacznie, jestem za. Powodzenia Yakitori!
Yakitori
św. Mikołaja 13
Nie podbije Wrocławia. To jedzenie przypomina te z tanich wietnamskich barów. Smażony kurczak z ryżem i KAPUSTĄ to nie jest jedzenie azjatyckie. Tam dostaje się identyczne, ale za połowę tej ceny.