W Polsce z poke pierwszy raz zetknąłem się w Yemsetu i do tej pory wspominam tamten posiłek jako jeden z lepszych w tym miejscu. Świetnie zamarynowany tuńczyk, zbalansowane dodatki, klasa. Dlatego też mocno ucieszyła mnie informacja o tym, że przy ulicy św. Antoniego otwiera się knajpka wyspecjalizowana w tej przywiezionej z Hawajów potrawie. Poke.poke, bo o nim mowa, to maleńki lokal tuż obok osławionego baru, gdzie swego czasu na przestrzeni kilku miesięcy mieściły się: kawiarnia, kebab, tajska restauracja.
Z czym się w ogóle je te hawajskie specjały? W skrócie można powiedzieć, że to kuchnia łącząca w sobie wpływy kilku innych, w tym przede wszystkim polinezyjskiej, amerykańskiej, japońskiej i chińskiej. Poke, w którym specjalizuje się nowe miejsce, to rodzaj popularnego obecnie na świecie i Instagramie bowla. W jednej miseczce można zmieszać surowe ryby czy owoce morza, a także dowolnie komponowane dodatki wraz z ryżem. Jakby tak chcieć bardzo ułatwić sobie życie, można powiedzieć, że to takie sushi bez zawijania. Choć oczywiście, jak mówię, to tak z przymrużeniem oka.
Sposób zamawiania jest banalnie prosty. Możecie wybrać trzy gotowe poke bowle z tablicy, ale większą frajdę, przynajmniej w moim wypadku, sprawia możliwość skomponowania własnego zestawienia. Taka zabawa kosztuje 28 zł, a dodatki do bazowego łososia, tuńczyka lub tofu, wybiera się przy barze spośród całego zastępu niewielkich miseczek ze składnikami.
Moja decyzja jest szybka – marynowany tuńczyk, kimchi, ogórek, melon, edamame i oshinoko. Doprawienie całości pozostaje we własnym zakresie, więc dokładam sezam, sos teriyaki oraz odrobinę niezawodnej srirachy.
Jak to jeść? Można oczywiście warstwami, ale nie gwarantuję zbyt wielu wyskoków smakowych. Bardziej odpowiednią formą jest wymieszanie składników, przez co jesteśmy w stanie poczuć i zrozumieć fenomen bowli. Świeżość, różnorodność, słodycz, kwas, delikatna struktura mięsa, bogatość sosów. To wszystko w jednej malutkiej miseczce. No właśnie, wcale nie takiej malutkiej. Trafiliśmy do poke.poke w jeden z najbardziej upalnych dni w roku, kiedy jedzenie jest na ostatnim miejscu listy marzeń do spełnienia, ale właśnie bowl sprawdził się idealnie. Od razu pomyśleliśmy sobie, że to doskonała potrawa na gorące dni – odświeżająca, nie za ciężka, choć sycąca, z całą gamą smaków. Właśnie to do nas samych należy decyzja, w którym kierunku ma pójść nasz bowl. U mnie lekkość melona uzupełniona została kwaśnym, przyjemnie ostrym kimchi, a za chrupiącą teksturę odpowiadało edamame i ogórek.
Co tu dużo mówić – poke.poke ma szansę, aby na dłuższy czas stać się wrocławskim streetfoodowym hitem, zwłaszcza w porze letniej, kiedy szukamy jakiegoś oderwania od przesadnie ciężkich posiłków. Może nie do końca można tu doceniać kucharzy za ich kunszt, ale za sam pomysł i chęć przeniesienia kawałka Hawajów do stolicy Dolnego Śląska, już tak. Robicie to dobrze, kombinujcie z większą ilością ciekawych składników, a będzie jeszcze lepiej. Jak dla mnie, w kategorii szybkiego jedzenia bez wielkich oczekiwań, duża piątka.
poke poke
św. Antoniego 27/28