Do Lublina przybyliśmy z dzieciakami do naszych przyjaciół głównie w celach towarzyskich, ale oczywiście nie byłbym sobą, żeby nie wykorzystać okazji do stworzenia materiału na blog. Mój wstępny research i Wasze polecenia złożyły się na nie za długą, ale jednak konkretną listę sensownie wyglądających miejscówek, które wypadałoby odwiedzić. Pobieżny przegląd zapisanych miejsc do odwiedzenia pozwolił na stworzenie pewnej kolejności, według której odwiedzałem poszczególne z nich. Na pierwszy ogień poszedł lokal znajdujący się niby w centrum, ale jednak trochę na uboczu, schowany, za to z bardzo interesujący.
Munchies Lublin, bo o nich mowa, to ekipa wywodząca się z Warszawy, stawiająca przed kilkoma laty swoje pierwsze krok na wiślańskiej barce. Od połowy 2017 nastąpiła zmiana, a Munchies zameldowało się w Lublinie na ulicy Kołłątaja. Czym mnie zachęcili do odwiedzin? Streetfoodem już na pierwszy rzut oka wyglądającym na niespecjalnie standardowy, a takie rzeczy lubię najbardziej.
Lubię, patrząc codziennie na patologię sprzedawaną pod przykrywką ulicznego jedzenia w całej Polsce. Te wszystkie kolejne burgery z bekonem, pomidorem i sałatą w najtańszej, suchej bułce to zło samo w sobie. To naśladownictwo, brak inwencji, a przede wszystkim umiejętności. Pisałem zresztą o tym tutaj i może na tym zakończmy, bo za bardzo się zdenerwuję.
Lubelskie Munchies jest skromne, ale schludne, wyłożone białymi kaflami oraz posiada kuchnię umożliwiającą podglądanie pracy osób w niej działających. Ciekawy jest sposób zamawiania – na wejściu otrzymujemy karteczkę, na której ołówkiem zaznaczamy poszczególne pozycje do zamówienia, płacimy i czekamy na jedzenie.
Na czas oczekiwania zabieram się za świetną warkę Wujka z Ameryki z tutejszego Browaru Zakładowego. Jeśli zjawicie się w Lublinie, koniecznie próbujcie ich piw. Po około dwudziestu minutach na dużym drewnianym stole meldują się wszystkie trzy potrawy, a moja wyobraźnia zaczyna pracować, podpowiadając, że będzie dobrze.
Mój język nie do końca akceptuje słowo sztos, ale w pojedynczych wypadkach, kiedy ciężko opisać inaczej jakieś zjawisko, dopuszczam tę możliwość. Poutine z polikiem wołowym (28 zł) to właśnie sztos nad sztosy. Frytki z sosem i cheddarem oraz sporą ilością podniecającego, pełnego tłuściutkiego kolagenu, polika – nie może być lepiej. Czy to jedna z lepszych potraw z klimatów ulicznego jedzenia w życiu? Zdecydowanie! Niesamowita jest ta pełnia smaku, słodycz mieszająca się z lekką ostrością oraz ziołowością wyczuwalną w każdym kęsie. Tu nie trzeba za wiele mówić. Ba, zresztą nie będziecie mieć za dużo czasu na rozmowę podczas obiadu u nich, bo kiedy tylko rzucicie się na te fryty, gwarantuję, że jedynym odgłosem będzie pomrukiwanie ze szczęścia.
KFC (34 zł), a więc skrzydełka w chrupiącej panierce, otoczone słodkim sosem w koreańskim klimacie wprowadzają nas z pewien rodzaj transu. Nie oderwiecie się, dopóki na talerzu nie zostaną tylko kostki kurczaka. Zjawiskowy streetfood z komponującymi się ze sobą, współgrającymi smakami. Słodycz z ostrością, do tego orzeźwiające dodatki – salsa mango, limonka, coleslaw. Nie ma miejsca na niedociągnięcia. To jednak nie koniec, bo zostaje nam jeszcze brioszka z kurczakiem w panierce (27 zł), będąca mokrym snem każdego miłośnika ulicznych smakołyków. Słodziutkie, delikatne pieczywo wypiekane na miejscu właściwie stanowi gwarancję znajomości tematu przez ludzi z Munchies. Cholernie boli mnie, że tak wiele osób zajmujących się podobnym jedzeniem zapomina o jakże ważnej roli spełnianej przez bułkę w kanapkach. Ta brioszka to złoto, a cała reszta doskonale się uzupełnia. Udko w panierze chrupie, ale jest soczyste. Mocnego kurczaka łagodzi coleslaw oraz ogórek, lekko ostre fryty dopełniają, a posypany wędzoną papryką arbuz oczyszcza po zjedzeniu całości. O, tak!
Mocny strzał na początek przygody z Lublinem! Munchies Lublin to streetfood wyrastający ponad sztywne ramy tego stylu. To po prostu dobra kuchnia z dużą ilością kalorii, mocna, momentami wręcz agresywna, ale koniec końców dająca wielką radość. Osobiście uwielbiam takie jedzenie raz na jakiś czas i Lublinowi zazdroszczę Munchies. Wrocławiu, czekamy na taki streetfood!
Munchies Lublin
Kołłątaja 5, Lublin