Kiedy pisałem Wam zapowiedź foodtruckowego eventu Jemy na Stadionie, nie spodziewałem się, że po dwóch dniach dodam coś jeszcze na ten temat, ale po sobotniej wizycie na terenach przylegających do areny piłkarskich zmagań, pokusiłem się na kilka zdań głównie ze względu na jednego z uczestników imprezy.
Na esplanadzie Stadionu pojawiło się około pięćdziesięciu aut, z których po początkowym researchu wybrałem jedno, którego odwiedzenie uznałem za priorytet. Kura Warzyw przybyła do stolicy Dolnego Śląska wprost z Poznania, gdzie posiada, podobnie jak w Warszawie, lokale stacjonarne. Dlaczego tak bardzo się nimi zainteresowałem?
Otóż Kura Warzyw w dość oczywisty sposób wzoruje się na legendarnym berlińskim Mustafie, co już samo w sobie nakazuje skierować uwagę w ich stronę. We Wrocławiu za pomocą podobnego zabiegu popularność próbuje zdobyć KEBZ, a jeszcze inna miejscówka niegdyś bardzo nieumiejętnie podszywała się pod kebab z niemieckiej stolicy, ale szybko zakończyła żywot na Nadodrzu.
W menu dostępne są opcje zarówno wege, jak i z kurczakiem, a każdą z nich można otrzymać na talerzu, w tortilli i bułce. Skoro wspomniałem o Mustafa Gemuse Kebab, oczywiście wszedłem w ostatnią wersję, aby mieć możliwość porównania. Kura klasyk (22 zł) faktycznie wygląda bardzo podobnie do tego, co jadłem w Niemczech. Na pierwszy rzut oka wydaje się nieco mniejsza, czy też mniej obficie wypełniona dodatkami. Atutem jest bułka – zgrillowana, chrupiąca, a jednocześnie delikatna, idealnie trzymająca całość do ostatniego gryza. Wnętrze skrywa w sobie warzywa zarówno świeże, jak i smażone, mieszające się ze sporą ilością soczystych, skrojonych na małe kawałki udek z kurczaka. Świetnie doprawionego, wyrazistego kurczaka. Wszystko to daje kompleksowe zestawienie smakowe, uzupełniane jeszcze odświeżającym, pokruszonym serem owczym i ziołami, choć wyczuwalny jest głównie koperek.
Dobrze to smakuje, cholernie dobrze. Na tyle dobrze, że właściwie wyrywaliśmy sobie z młodym i żoną nasz kebab z rąk. Nie jest ani za sucho – za co odpowiada mieszanka trzech sosów, ani nic nie cieknie. Wszystko tu gra, jest dopracowane. Gdybym miał zestawić Mustafę i Kurę, to chyba jednak minimalnie wybrałbym to pierwsze miejsce ze względu na bardziej ziołowy, kwaskowaty charakter kanapki, ale uwierzcie, że to bardzo minimalna różnica. Kuro Warzyw, Wrocław czeka!
W międzyczasie spotkało mnie jeszcze jedno pozytywne zaskoczenie. Mianowicie młodym zachciało się czegoś słodkiego, a że w najbliższym otoczeniu Kury Warzyw znajdował się food truck Donuts Mini Pączki, z automatu zamówiliśmy porcję. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy okazało się, że te słodkie maleństwa robione są nie z prochu, a uczciwie,na jogurcie naturalnym. Może nie jest to coś nadzwyczajnego, ale jednak szanuję.
Gorzej niestety wypadła BuffBus food truck. Z potykacza ustawionego przed autem krzyczy informacja o przygotowywanej tu pizzy neapolitańskiej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy otrzymałem placek z poniższego zdjęcia. Wersja z szynką cotto za 26 zł to z pewnością nie jest napoletana, choć rzeczywiście pewne przesłanki – jak choćby delikatne, momentami nieźle wyrośnięte ciasto – przemawiają za tym, że nie ma dramatu. Dramat jest jednak ze sposobem wypiekania. Elektryczny piec zapewne niedostatecznie rozgrzano, w dodatku placek został upieczony na siatce i w efekcie z neapolitańskiej wyszła pizza bez charakteru.
Ja nie zapraszam kebabow za 22zl do Wroclawia.
Ale kebsika za 14 zł z food costem na poziomie 1,5 zł zjesz chętnie, prawda?
Jadłem. Przepyszne to było! Tak dobre, że pojechałem specjalnie w ten weekend do Poznania, aby to zjeść. I w lokalu to jest jeszcze lepsze niż na trucku. Probowałem też Modro Moja i Orzeszkury. Jestem w tym miejscu zakochany.