9.9 C
Wrocław
niedziela, 6 października, 2024

Jolie Brasserie Cafe – w poszukiwaniu śniadań idealnych

W ostatnich tygodniach moim hobby stało się odkrywanie nowych śniadaniowych miejsc we Wrocławiu, co jak się okazuje, wcale nie należy do najłatwiejszych zadań. Czy Jolie Brasserie Cafe odczarował poprzednie wpadki?

Zdarza mi się często narzekać na jakość, a właściwie jej brak i niewielką ilość miejsc, w których można zjeść przyzwoite śniadania we Wrocławiu. Rozumiem, że dla większości z Was nie stanowi to przesadnie wielkiego problemu, ale tak mi się życie poukładało, że poranne posiłki zwyczajowo jadam poza domem i przy mocno okrojonej ofercie nawet te ulubione miejscówki i potrawy potrafią się znudzić. Mamy więc Dinette, w kontakcie, Petits Fours czy Monko, ale im dalej w las, tym ciężej. Dlatego ucieszyłem się na informację o otwarciu Jolie Brasserie Cafe tuż przy Rynku. Po sprawdzeniu menu optymizm jakby lekko ucichł, a to ze względu na dość standardowe pozycje, znane z większości polskich śniadaniowni. Co ważne jednak – menu śniadaniowe obowiązuje tutaj przez cały dzień. 

Lokalizacja – świetna. Wnętrze – robiące wrażenie. Do tego ogródek, w którym siedzi się przyjemnie, chłonąc miejską atmosferę. Osobiście uwielbiam miejsca, gdzie czuć ten miejski gwar, przejeżdżające tuż obok tramwaje, biegnących do pracy ludzi. Właśnie tak się poczujecie, wybierając miejsce na ogródku. Ogródek sprawia jednak również problemy. Otóż obsługa jakby nie chciała zauważyć, że ktokolwiek w nim siada. Za pierwszym razem czekałem na podejście kilka minut, za drugim ponad dziesięć, aż w końcu sam upominam się o przyniesienie karty. Lekko nie jest, a jeśli się śpieszycie, sama sytuacja z przydługim oczekiwaniem po prostu irytuje.

Na pierwszy ogień idzie kakao dla młodych. Przyjemny element dla dzieciaków, natomiast zamówiony w formie przystawki przed śniadaniem croissant z czekoladą niespecjalny, pusty w środku, lekko gumowy. Bajgle stanowią niezwykle wdzięczny temat porannych posiłków, który w Jolie został ujęty w dość standardowy sposób – twarożek, łosoś i kapary (18 zł) oraz jajecznica i boczek (16 zł). Pierwsza wersja przemawia do mnie, tym bardziej, że samo pieczywo pasuje tu idealnie – chrupie z zewnątrz i jest odpowiednio zwarte w środku. Opcja z jajecznicą w podawanej formie to coś, czego nie potrafię zrozumieć. Wysuszona na wiór jajecznica nie daje radości z jedzenia, po prostu, a sytuacji nie uratuje nawet odpowiednio wysmażony boczek.

Nie kupuję także omleta hiszpańskiego (17 zł), tak cienkiego, jak gra polskich zespołów piłkarskich w europejskich pucharach. Cieszy fakt, że tortilla nie została zasuszona, a wnętrze zachowało lejącą teksturę, ale jednak znikoma ilość ziemniaków sprawia, że brakuje ti nieco konkretów. No i na koniec – rukola z plastrami pomidorów, pomimo że miały to być koktajlowe, nie stanowi udanego uzupełnienia tego specjału. Zwłaszcza, że jak się przekonamy za chwilę, z tym dodatkiem mamy do czynienia także w innych śniadaniach.

Dojeżdżamy do Frittaty (17 zł), wypadającej znacznie korzystniej, aniżeli hiszpańska wersja omletu. Dodatek warzyw robi jej dobrze, całość jest lekka, a jednocześnie posiada jakiś charakter. Tak, w tym wypadku także występuje sałatka z rukoli oraz pomidorków, i jako ogromny przeciwnik tego rodzaju sałaty, zwyczajnie nie potrafię wytłumaczyć jej fenomenu oraz dodawania do wszystkiego. Pancakes z mascarpone (15 zł) i owocami leśnymi są trochę tłuste, a przy tym chyba jednak przydałby się im jakiś sos, zwłaszcza przy tak gęstym serku. Umówmy się jednak, że w tej cenie, to po prostu promocja i udana śniadaniowa idea dla lubiących naleśnikowe wariacje na słodko dzieci.

Hummus (20 zł) początkowo wydał mi się przesadnie sezamowy, ale jak poinformował sam właściciel – Izraelczyk, to jego domowa wersja pasty z ciecierzycy, więc jak najbardziej akceptuję to podejście. Po pierwsze – ta porcja jest ogromna, po drugie – znajdujący się w głębokim talerzu hummus posiada idealną, gładką, lekko kremową, ale nie za rzadką strukturę, a delikatne muśnięcie papryki, pietruszki i oliwy sprawiają, że każdy gryz jest jakiś, nie pozostaje nijaki.

W jaki sposób całościowo ocenić Jolie Brasserie? Mam z tym pewien problem, choć cieszę się, że trafiłem tu dwukrotnie. Po pierwszej wizycie miałem jeszcze bardziej mieszane uczucia, po kolejnej coś się wyklarowało. Chyba nie stanę się przesadnym fanem, ale też nie byłbym uczciwy, pisząc, że jedzenie na Szewskiej jest zero jedynkowo niesmaczne. Jest nierówne, jest koniec końców stosunkowo nudne, zwłaszcza jeśli poszukujecie w kuchni większych wrażeń. Doceniam miejsca, które wychodzą nieco przed szereg, tworząc dania niestandardowe, nieoczywiste, własne. W Jolie mamy do czynienia z kolejną podobną kartą, która – patrząc realnie – ma szansę świetnie sprawdzić się w okolicach Rynku, gdzie turystyczny klient poszukuje głównie prostych rozwiązań. Prostych, a przyzwoitych, i tak jest w Jolie.

Na koniec jeszcze jedno rozczarowanie – smuci mnie pranie wewnętrznych problemów firmy przy klientach, a za takie poczytuję sobie tekst usłyszany od właścicieli na zakończenie, kiedy przynieśli mi fakturę, której nie potrafiła wystawić kelnerka. Jak usłyszeliśmy – przepraszamy za te opóźnienia, ale dziewczyna nie ogarnia i to jest jej ostatni dzień w pracy. Nie ogarnia drodzy Państwo, bo musi sama ogarniać wszystkich gości – w weekend, przy sporym obłożeniu. Nie ogarnia, bo jest sama, a mnie jako klienta bardziej obchodzi to, dlaczego jest sama w taki dzień, a nie dlaczego nie ogarnia. Nie jest to fajne, kiedy z pozycji klienta słuchasz takich uwag od właścicieli. Amen.

Jolie Brasserie Cafe

Szewska 74 

FB

 

Total 41 Votes
27

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Podobne artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Niestety, podobne wrażenia. Moja pierwsza wizyta, ponad dwa miesiące temu, bardzo udana. Dobre jedzenie i fajna zaangażowana obsługa. Kolejne, mimo niezłego jedzenia, nieprzyjemne ze względu na krążącego po sali właściciela, który sprawia wrażenie jakby szukał powodu do ochrzanienia obsługi. Czuć w powietrzu napiętą atmosferę. Z tego powodu już tam nie bywamy.

  2. Ale żenada z tymi tekstami właścicieli, chyba wychodzi pochodzenie robotniczo-chłopskie i awans społeczny. W życiu tam nie pójdę i mam nadzieję, że inni też. Na pohybel.

  3. Może to rzeczywiście był ostatni jej dzień w pracy, bo kończyła się umowa? A nie dlatego, że nie ogarnęła faktury. Ale faktycznie nie powinni tego mówić klientowi, bo to nie ma dla niego znaczenia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły