Czy w trakcie kryzysu ekonomicznego nadchodzi czas, w którym na stołach rządzić będą warzywa? Istnieje taka szansa, a przebąkują o tym sami właściciele restauracji. W takiej oto atmosferze powstało Królestwo ziemniaka, czyli warzywa niezwykle ważnego w przeciągu historii kraju. Sprawdzamy!
Historia ziemniaka w Polsce liczy sobie około 300 lat, choć tak naprawdę ważną częścią diety Polaków stał się on dopiero w XIX wieku. Początkowo traktowany jako egzotyczny produkt, przez lata stał się jednym z ważniejszych składników diety zwłaszcza na wsiach ze względu na stosunkowo łatwy wysiew i brak wielkich wymagań względem gleby. W PRL-u istniał niemalże kult ziemniaka – uprawiany był dosłownie w każdym pegeerze, a o jego przydatności w procesie produkcji wódki wspominać chyba nie muszę. Te ostatni aspekt w polskiej kulturze odgrywa znaczącą rolę. W Królestwie ziemniaka wódeczki również można się napić. Ziemniaczanej oczywiście.
MIEJSCE
Kiełbaśnicza 6 to tyły Dworu Polskiego, gdzie niegdyś mieściła się całkiem popularna Karczma Piastów. Królestwo ziemniaka to w pewnym sensie jej kontynuacja, bo nawet w samej nazwie mieści się dopisek bistro Dworu Polskiego. Sama uliczka Kiełbaśnicza nie należy do najmocniej uczęszczanych, bo ruch pieszy raczej kieruje się innymi ścieżkami wokół wrocławskiego Rynku. Niejako potwierdzeniem na moje słowa jest fakt, że podczas dwóch wizyt przed oczami pojawiło mi się ledwie kilka osób, a siedziałem przy samej witrynie.
MENU
Przychodząc do Królestwa ziemniaków byłem niemal przekonany o tym, że menu będzie całkowicie wegetariańskie. Nie wiem dlaczego tak sobie ubzdurałem, ale przeczucie mnie jednak myliło. Karta prezentuje faktycznie spory przekrój ziemniaczanych potraw – tych popularnych oraz nieco mniej. Są placki ziemniaczane, rzadko spotykane kartacze, pieczone ziemniaki czy nawet sałatka ziemniaczana. Każde danie główne zawiera w sobie kilka opcji – zarówno wege, jak i mięsnych. Odnoszę wrażenie, że można było wyciągnąć z tego menu nieco więcej. Choćby wzbogacić je o propozycje zahaczające o inne kulinarne kultury, aniżeli tylko polska. Rozumiem jednak też zwyczajną zachowawczość przy komponowaniu menu ze względu na sytuację na rynku, choć faktycznie jest ono trochę przesadnie bezpieczne.
JEDZENIE
Co jadłem? Całkiem sporo, choć od razu zaznaczam, że zdecydowałem się poza jedną pozycją na potrawy wegetariańskie. Na początek coś, co wielu dziwi, a dla mnie stanowi absolutną oczywistą oczywistość. Placki ziemniaczane ze śmietaną i cukrem naturalnie (16 zł). Są świetne, bez żadnej wątpliwości. Pysznie chrupiące, jedynie lekko tłuściutkie, miękkie, a dodałbym ewentualnie odrobinkę soli. Jedne z lepszych placków ziemniaczanych we Wrocławiu, zdecydowanie. Drugi wybór również trafia w dziesiątkę. Kartacze z mięsem i kapustą zasmażaną (26 zł) to potrawa, której we Wrocławiu do tej pory chyba jeszcze nie spotkałem. Te z Królestwa smakują świetnie. Obstawiam że wiele gospodyń ze wschodu nie powstydziłoby się takiego wyrobu. Konkretne, a jednocześnie bardzo delikatne, skrywające wewnątrz niespecjalnie wielką ilość mielonego mięsa. Niby danie dość proste, a jednocześnie nie takie łatwe, aby osiągnąć spotkany tutaj efekt rozpływania się w ustach ciasta. Do powtórzenia bez żadnej wątpliwości, choć kapuście przydałby się jakiś konkret, aby była nie tylko kwaśna, ale i bardziej wyrazista.
Dwie kolejne pozycje już tak udane nie są. Przyznam, że moje wyobrażenie po przeczytaniu nazwy Puree ziemniaczane w andrucie, było zgoła odmienne od tego, co otrzymałem. Te ze śmietaną to po prostu smażone krokieciki ze zmielonymi ziemniakami i koprem. Dlaczego na talerz trafiła również rukola? Tego nie potrafię wytłumaczyć, ale mam nadzieję, że to pomyłka. Choć jej obecność również przy kartaczach może wskazywać na coś innego. Można traktować te andruty w formie przekąski, ale już raczej nie dania głównego. Spore nadzieje wiązałem z ziemniakiem pieczonym z gzikiem (16 zł) i z jednej strony same pyry przygotowano interesująco. Mają chrupiącą skórkę, a jednocześnie miąższ cieszy puszystą, maślaną strukturą. Tylko, że sam gzik, a więc twaróg został pozbawiony swoich wszystkich atutów. Brak mu pieprzności, brak jakiegoś chrupiącego elementu w składzie, aby struktura była różnorodna. No i ten sos majonezowy. No nie, to nie tak powinno wyglądać.
PODSUMOWANIE
Ogólnie wydaje się, że sam zamysł bistro z ziemniakami w roli głównej nie jest może jakimś odkrywczym konceptem, to przy obecnej sytuacji wpasowuje się idealnie w realia rynkowe. Po pierwsze – Polacy faktycznie ziemniaki kochają. Po drugie – dość głośno mówi się w świecie gastro o konieczności przekierowania pewnych akcentów w kartach restauracji w stronę warzyw właśnie. Ze względu na ekonomię oczywiście, ale i zwiększającą się ilość osób rezygnujących z mięsa. Efekt nie jest idealny, trzeba to sobie powiedzieć jasno, ale trzymam kciuki za powodzenie. Kartacze i placki są w tym menu mocnymi pozycjami i właściwie pewnikami, jeśli uda się utrzymać ich poziom. Reszta? Jeszcze sporo pracy przed całym zespołem Królestwa ziemniaka.
Królestwo ziemniaka
Kiełbaśnicza 6
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Jestem ciekawa tej miejscówki. Bardzo brakuje mi miejsc w stylu Pyra Baru z Gdańska, które świetnie podeszło do tematu ziemniaka. Przeglądałam ich menu w internecie i też nie porywa na razie, ale chętnie ich odwiedzę, szczególnie gdyby wprowadzili takie zapiekanki z ziemniakami, jak we wspomnianym przeze mnie gdańskim lokalu.