Czy Kuchenne Rewolucje, jakie przeprowadziła Magda Gessler w barze Nie ma jak u mamy się udały? Nowa restauracja nazywa się Sama Rozkosz, a czy będzie dawała rozkosz swoim gościom, przekonamy się niebawem. Ja zapraszam na moją relację z tego miejsca.
Gdzie? Zwycięska 14 d/1
Na sam początek rys historyczny Kuchennych rewolucji przeprowadzanych we Wrocławiu i najbliższej okolicy:
-
Villa Bianco steak&lobster – 2014
-
Hej Sokoły (Kamieniec Wrocławski) – 2015
-
Przystanek Wrocek – 2016
-
Bistro by The Way – 2018
-
Alladins – 2018
-
Pyszne Korzenie – 2019
-
Queens street bar – 2022
Siedem rewolucji, dwie kolejne czekają na publikację w TV, sześć zamknięć. Bilans wrocławskich rewolucji jest brutalny dla jednego z popularniejszych programów ramówki stacji TVN. Pół roku wcześniej opisywałem Wam na blogu restaurację Queens street bar. Pomstowałem trochę na brak przeprowadzonego researchu, nudne menu oraz kompletny brak dostosowania konceptu to otaczających go okoliczności. Okazało się, że restauracja dla raperów – to słowa Pani Magdy, miała podstawowy problem. Raperzy nie chcieli do niej przyjść. Zresztą mało kto chciał i po siedmiu-ośmiu miesiącach zamknęła się.
MIEJSCE
Kiedy zrobiłem sobie research wśród okolicznych mieszkańców – cała historia odbywa się na ulicy Zwycięskiej, wyszło na to, że mało kto tych rewolucji potrzebował. Klasyczne opinie, jakie otrzymywałem to: Nie ma jak u mamy nie było genialne, ale czasami wpadałem na szybki obiad. Te domowe potrawy były naprawdę spoko. Niech oni cofną te rewolucje, bo chcemy normalnego jedzenia.
Sam lokal znajduje się tuż przy restauracji KOI Sushi i w trakcie Kuchennych rewolucji przeszedł spore przemiany. Jeden z moich czytelników to wnętrze nazwał psychodelicznym. Tak daleko chyba bym nie szedł, ale trzeba przyznać, że róże w połączeniu z babcinymi kredensikami zakrawają na nazwanie ich architektonicznymi potworkami. Sam lokal choć niewielki, jest przestronny i na szczęście stoliki nie wchodzą jeden w drugi, więc można choćby powalczyć o odrobinę intymności.
MENU
Jak już wspomniałem powyżej, rozpytałem lokalesów o bar Nie ma jak u mamy i miejsce cieszyło się jako taką popularnością. Raczej nic nie zapowiadało zamknięcia, bo i klienci zazwyczaj byli w środku. Taki klasyczny bar osiedlowy obecny niemal w każdym większym skupisku ludzi w mieście. Podczas mojej wizyty z dawnego menu dostępne były schabowe i mielone. Czy w przyszłości nastąpi powrót do całego menu z lat poprzednich. Tego nie wiem, ale mogę przewidywać, że tak.
Pani Magda postanowiła uderzyć w kojarzone z nią od dawien dawna nuty i… momentami sam nie wiem jak to skomentować. To już nie jest ignorancja, to nie jest brak wiedzy. Nawet nie brak researchu. To po prostu zrobienie na szybko restauracji, wokół której zrobi się jakąś pseudo psychologiczną dramę, nakręci trochę ruchu na początku po programie, a potem zapomni na dobre.
Menu specjalne przygotowane przez Panią Gessler to sześć pozycji. Jeśli po ich zobaczeniu przejedzie Wam przez głowę myśl – ja to już gdzieś widziałem, to niewiele się pomylicie. Zdaje się, że repertuar różnorodnych dań Kuchennych Rewolucji wyczerpał się już jakiś czas temu i obecnie mamy do czynienia z jakimiś próbami ubrania w inne szaty tych samych produktów pod różnymi szyldami. Rosół z puree ziemniaczany, pierożki nadziewane PRAWDZIWYMI grzybami, strogonow a’la Zelenski (?!) czy kiełbasa pani Natalki. Sami rozumiecie. Po przeczytaniu tego zastanówcie się czy poszlibyście do knajpki z takim menu – przypominam, że to nie lata 90., a ja przechodzę do konkretów.
JEDZENIE
Na początek mega duży plus. Jedzenie ląduje na stolikach po kilku minutach, co pokazuje, że ktoś zadbał o odpowiednią organizację. Zaczynamy od dania, na myśl o którym na dzień dobry zrobiło mi się trochę słabo. Skoro Pani Magda poleca, musi być jednak dobre. Rosół z puree ziemniaczano-porowym z porem i śmietaną, zapieczonym na grzance (29 zł). Tak, mi także sporo czasu zajęło, żeby ogarnąć to swoim umysłem. Kuchnia jednak polega na przełamywaniu utartych schematów, więc jedziemy. Sam rosół dość tłusty, ale raczej z tych niespecjalnie dostarczających wyrazistych uniesień smakowych. Samo puree ciekawe, kremowe, ale po krótkim czasie sięgania po nie i przekrajania grzanki, zaczyna się robić wesoło. Puree łączy się z wywarem, a na talerzu pojawia zielona breja, której daleko do atrakcyjnej wizualnie potrawy. Grzanka? Naprawdę nie wiem jaki jest cel dorzucenia jej tutaj.
Strogonow a’la Zelensky (59 zł) z samego założenia i w warstwie semantycznej to naprawdę niezły fikołek intelektualny. Samo danie Stroganow pochodzi od nazwiska Rosjanina, co w połączeniu z prezydentem Ukrainy daje nam mieszankę wybuchową. Nie próbujmy tego zrozumieć. Psychodelia wjechała nie tylko na ścianach, a podbicie jej jeszcze tym jednym, osamotnionym pomidorkiem koktajlowym na talerzu pozwala mieć przypuszczenia, że pociąg odjechał już dawno temu.
W ogóle samo założenie, że w 2023 roku ludzie przyjdą na Strogonowa za 59 zł do baru, gdzie wcześniej jadali schabowego za 20 graniczy po prostu ze śmiesznością. Jasne, ludzie przyjdą w pierwszej po programowej fali. Nie trzeba być jednak wróżbitą Maciejem, żeby przewidzieć dalsze losy. Smakowo? Wołowina w śmietanowym sosie grzybowym jest nierówna. Jedne kawałki stosunkowo miękkie, inne twardsze i trudne do przekrojenia. Puree? No puree. Aha, jeszcze pomidorek.
Pierożki nadziewane prawdziwymi grzybami i ziemniakami (34 zł) mają potencjał na bycie pysznymi choćby ze względu na genialne, cieniutkie ciasto. Jest jednak pewien problem z PRAWDZIWYMI GRZYBAMI. Otóż chyba tylko te nieprawdziwe, a może nieprawdziwki, posiadają smak. Tego tutaj nie odnotowano, a sól wydaje się być towarem deficytowym w rozkosznej kuchni. Wiecie, żeby z ziemniaka i grzyba wyciągnąć smak, trzeba się trochę nasilić. Nie wystarczy wrzucić tych dwóch produktów do ciasta i ugotować. Wierzę, że ktoś na kuchni spróbuje ich raz jeszcze i dojdzie do wniosku, że warto używać jakichkolwiek przypraw.
Kiełbasa pani Natalki (39 zł) podana jest oczywiście z puree. Inaczej być nie mogło. Swoją drogą – tutaj pochwała w stronę Pani Magdy – to ważne, aby produkty na kuchni w restauracji wykorzystywane były do kilku potraw z menu, co gwarantuje ich odpowiednie zejście. Szkoda tylko, że tutaj puree występuje w sześciu na pięć wytrawnych dań. Z kiełbasą mam problem, bo wygląda bardzo ładnie i widać, że jest przygotowywana na miejscu. Jej wnętrze to jednak dziwny miks większych kawałków niemielonego mięsa i jeszcze większych kawałków tłuszczu. Gdzieś tu gubi się balans i ciężko wyczuć na języku cokolwiek więcej od tego tłuszczu.
PODSUMOWANIE
Pomyślcie sobie, że taka restauracja otwiera się w warunkach rynkowych. Bez całej tej medialnej szopki, gigantycznego zaplecza fanów programu i nazwiska głównej bohaterki. Bohaterki, właśnie. Niestety w żadnym z wrocławskich programów głównej roli nie odgrywało jedzenie, a prowadząca i jej show. Tak się jednak składa, że powodzenie restauracji zależy od wielu elementów w układance i poza chwilową nakrętką telewizyjną potrzebna jest odpowiednia etyka pracy, wiedza, chęci, umiejętności przywódcze właścicieli. Czy wystarczy energii po programie?
Wiem jedno – nikt o zdrowych zmysłach nie otworzyłby restauracji z takim menu w 2023 roku z własnej woli, na własnych zasadach i za własne pieniądze. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nikt nie może być tak naiwny. To jest gastronomiczny mental lat 90. i w żadnym wypadku nie chcę was przekonywać, że jedzenie jest niejadalne. Jest jadalne. Momentami ma nawet potencjał na bycie smacznym w przeciwieństwie m.in. do poprzedniej wrocławskiej rewolucji. Chodzi mi o zupełnie coś innego. O brak podstawowej znajomości lokalnego rynku, kulinarnych trendów, specyfiki. Nie da się bez tych parametrów otwierać nowego miejsca, po prostu. To irracjonalne. Historia pokazuje, że głośne nazwisko działa na chwilę, a po niej nadchodzi szara gastronomiczna rzeczywistość. Menu z nazwiskiem zostaje, początkowo zainteresowani klienci zazwyczaj nie. Powodzenia życzę, ale nie mam dobrych przeczuć.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage i TikTok. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Co masz na myśli pisząc „sześć zamknięć”? Z wrocławskich restautacji po rewolucjach zamknęły się tylko 4: Bistro by The Way, Alladins, Pyszne Korzenie i Queens.
Nie zgodzę się, że takie menu to nieznajomość trendów. Jeśli Pani Natalka ma kiełbasę, to jest tematyczna topka! A programów z panią G. nie uznaję nawet za kulinarne. Do tego, jest to chyba pierwsza celebrytka, która chwali się w telewizji, że wie jak smakuje goowno, a marnowanie zastawy nie jest zgodne z duchem eko!