Tekst pierwotnie pojawił się na portalu streetfoodpolska.pl
Po zwiedzeniu większości miejsc, w których we Wrocławiu można pożywić się modnymi ostatnio burgerami, przez długi czas pozostawał niesmak wywołany słabą jakością tegoż dania. Do czasu jednak. Dokładnie do chwili, kiedy postanowiliśmy odwiedzić chwalonego tu i ówdzie Winnersa, a dokładnie The Winners Pub przy ul. Włodkowica.
Lokal zachwyca od pierwszego momentu. Wystrój został zaaranżowany w angielskim stylu, z ciemnymi meblami, mnóstwem telebimów, na których można obserwować zmagania sportowców oraz sporym barem, za którym przygotowywane są wszystkie potrawy. Przygotowywane tak, że wszystkie zapachy smażonych potraw pozytywnie wzmagają niecierpliwość związaną z oczekiwaniem na jedzonko.
Karta jest minimalistyczna, i składa się z kilku opcji steków, sałatek, zup oraz czterech burgerów. Ceny są spore, wręcz wysokie, ale – uprzedzając nieco – wszystko wynagradza wspaniały smak. Tradycyjnie postanowiłem skusić się na standardowego burgera, ale zamiast sosu musztardowo-majonezowego wybrałem czosnkowy. Cena burgera z frytkami – 29 zł.
Po około 10 minutach na stół wjeżdża fantastycznie wyglądający i jeszcze lepiej pachnący ogromny burger z grubymi frytkami. Jedynym minusikiem są właśnie te frytki, mrożone, a nie przygotowane samodzielnie, co jeszcze podniosłoby ocenę.
Bułka, która jest mięciutka, ale świetnie trzyma burgera, jest doskonale zgrillowana, podobnie jak dobrze wysmażone, czyli tak jak było zamówione, mięso. W środku poza wołowiną znajduje się sałata, pomidor, ogórek konserwowy i nieco czerwonej cebuli. Pierwszy gryz – poezja, drugi – jest jeszcze lepiej. Mięso jest genialnie doprawione, będąc zdecydowanie najważniejszym składnikiem całości. Dodatki, jak sama nazwa wskazuje, tylko dopełniają idealny smak. Delikatny sos czosnkowy podkreśla smak potężnego kawałka wołowiny z którego na talerz wypływają aromatyczne soki.
Mięso jest wysmażone, ale nie wysuszone, co w innych miejscach jest niemal standardem. Dochodząc do połowy burgera da się zauważyć lekko zaróżowione kawałki. Co ważne, kucharze w Winnersie są powtarzalni, ponieważ od tego czasu byliśmy w tym miejscu jeszcze cztery razy i za każdym było idealnie.
Z całą stanowczością stwierdzam, że Winners oferuje najlepsze burgery, które mogłyby kosztować nawet 50 zł i byłyby warte ceny. Mam także złą informację dla warszawiaków, którzy mocno zachwalają swoje burgerownie, zwłaszcza Barn Burgera. Moja recenzja z tego miejsca pojawi się na dniach, i o ile burger w tym miejscu faktycznie jest bardzo dobry, to do tego z wrocławskiego Winnersa jeszcze wiele mu brakuje.
The Winners Pub, ul. Włodkowica 5. MAPA
[…] po prostu smakuje, a kubki smakowe dodatkowo podkręca jego lekka ostrość. Nie jest to burger z Winnersa czy Pasibusa, ale uważam, że warto wpaść do Friends Bistro&Coffee Bar, żeby spędzić […]
[…] w których jadłem do tej pory burgery, smakowi mięsa w Mlekiem i Miodem dorównywał tylko The Winners Pub i Pasibus. Tym, co w 100% przekonuje mnie do tego burgera jest smażony ser, w postaci dwóch […]
[…] naprawdę świetnego burgera na spokojnie, czyli nie stojąc przy foodtrucku, udawałem się do Winnersa. Burgery w tym miejscu w połączeniu ze świetnym klimatem pubu stanowiły doskonałe […]
[…] Dawno nie było na blogu żadnego konkursu, więc szybko nadrabiamy zaległości i tym razem mamy dla was bon warty 50 zł do jednego z naszych ulubionych miejsc we Wrocławiu, czyli The Winners Pub. Fanom dobrej wołowiny Winnersa specjalnie przedstawiać nie trzeba. Zresztą zerknijcie sami na naszą recenzję: The Winners Pub. […]
Naturalne świeże frytki miałyby podnieść cenę? Za ten absurd z wylewającym się sosem czosnkowym i absolutnie nie wart swojej ceny ustawiłbym ich raczej w jednym kącie z Bobby Burgerem – kuchnią dla gimbazy. A patyk wbiłbym głęboko w… 😉
Ocenę, nie cenę:)