Przejeżdżając kilkukrotnie obok Kozackiej Chatki korciło mnie, aby wstąpić i spróbować ich specjałów, ale zazwyczaj brakowało czasu. Ostatnio jednak, zachęcony opiniami o tym barze, postanowiłem zatrzymać się na chwilę przy budce na ulicy Wejherowskiej i coś zjeść.
Co ciekawe, Kozacką Chatkę, specjalizującą się w kuchni ukraińskiej i krymskiej, prowadza dwie rodowite Ukrainki, pochodzące z Zaporoża. Już ten fakt zachęca do odwiedzenia ich barów. Barów, bo Kozacka Chatka to dwie odsłony. Jedna na wspomnianej już ulicy Wejherowskiej, a druga na Energetyków.
Kozacka chatka w swojej ofercie ma głównie dania oparte na mięsie wieprzowym, za którym delikatnie mówiąc, nie przepadam. Chyba jednak każdy może tu znaleźć coś dla siebie. W menu znajdziemy m.in. wareniki ze szpinakiem, pielmieni z mięsem lub łososiem, czyli potrawy podobne do naszych pierogów. Do tego codziennie dwie zupy, najczęściej barszcz ukraiński i kapuśniak, a także ukochane w naszym kraju pierogi ruskie.
Lokal przy Wejherowskiej jest malutki i wygląda tak.
Nie ma szału, ale to jedzenie ma nas zadowolić, a nie wygląd. W środku możemy wybrać jeden z kilku stolików, obowiązuje samoobsługa. Podchodzimy do baru, gdzie natrafiamy na takie menu.
Ceny, jak na dość skromne miejsce, nie najniższe, wręcz wysokie w porównaniu z typowymi barami mlecznymi. Zamawiam pierogi ruskie oraz barszcz ukraiński. Ciekawe, że w zależności od dnia ceny niektórych potraw wahają się o ok. 1 zł.
Czas oczekiwania na zupę? Otrzymuję miskę właściwie od ręki, a miła obsługa pyta czy do barszczu dodać gęstej śmietany oraz koperku. Uwielbiam i jedno, i drugie, więc oczywiście proszę o dodanie.
Barszcz różni się od tego znanego z polskich domów, a przynajmniej tych, w których ja jadałem. Jest bardzo gęsty, z ogromną ilością warzyw. Nie trudno wypatrzyć buraki i fasolę czerwoną, których jest naprawdę sporo. Zupa smakuje genialnie, bez żadnej przesady. Jest lekko kwaśna, dzięki pomidorom, ale z przebijającą się słodyczą oraz ostrością, jakiej dodają papryczki chili. Dodatkowo w misce natrafiamy na kawałki wołowiny, na której gotowana jest zupa.
Po zjedzeniu ciężko już narzekać na cenę – 10 zł. Właściwie to sama zupa wystarczyłaby za cały obiad. Jest niezwykle syta, ale ciężko się od niej oderwać. Fantastyczny smak.
Na drugie danie zamówiłem pierogi ruskie w cenie 13 zł za 7 sztuk. Chwilę po zjedzeniu zupy, pierogi już są do odbioru.
Okraszone podsmażoną cebulką pachną obłędnie. Pierwszy gryz? Doskonały. Dobrze doprawiony farsz, z dużą ilością cebuli i pieprzu, dokładnie taki, jak lubię. Porcja jest spora, ciężka do zjedzenia po sytej zupie. Jeśli chodzi o farsz, pierogi z Kozackiej Chatki wyprzedzają konkurencję o kilka długości. Naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić. Nieco słabiej wypada ciasto, które jak dla mnie jest za grube. Jednak jako całość, pierogi są świetne.
Sądząc po smaku barszczu i pierogów, stawiam, że pozostałe dania, typowo ukraińskie, także smakują doskonale. Postaram się więc zjawić w tym miejscu jeszcze nie raz i wypróbować czegoś innego.
Z czystym sumieniem mogę polecić Kozacką Chatkę, zwłaszcza wielbicielom wszelkiego rodzaju potraw w stylu pierogów, a na barszcz ukraiński warto przyjechać nawet z drugiego końca miasta.
Kilku rzeczy na temat Kozackiej Chatki możecie dowiedzieć się z tego filmiku:
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=aykHvMaPSc8]
Kozacka Chatka
ul. Wejherowska 19 A
Menu zaprezentowane w tej formie jest dla mnie niedopuszczalne…i źle świadczy o lokalu. Absolutnie nie zachęca,by wybrać się do tego – bądź co bądź- baru mlecznego. Dla mnie poza smakiem jednak wygląd tego co jemu bardzo się liczy.
Wydaje mi się, że menu nie jest wielkim dramatem, tym bardziej, że zmienia się każdego dnia.
Przepraszam bardzo, ale co złego jest w takiej formie prezentacji menu? Menu podlega codziennym modyfikacjom, co świadczyć może jedynie o tym, że wybierając jakąkolwiek opcję dostaniemy potrawę ze świeżych produktów, a chyba o to chodzi.. I przede wszystkim skąd wzięło się pojęcie baru mlecznego w stosunku do tych knajpek?
Nie polecam nikomu. Chamska obsługa i ceny jak na bar mleczny wygórowane. Wybraliśmy się z żoną która jest wegetarianką i przez pomyłkę pani podała jej pierogi z mięsem zamiast z jajkiem. Kiedy poprosiła żeby jej potrawa została wymieniona (nie zaczęła nawet jej jeść) to została poinformowana że owszem może dostać z jajkiem, ale jak zapłaci za kolejne danie (!!!). Po krótkiej wymianie zdań z chamską i bezczelną jelnerką wyszliśmy zniesmaczeni i napewno nigdy nie wrócimy. Obsługa i podejście do klienta to poziom szamba. Najgorzej wydane 45 złotych w moim życiu. Naprawdę 100% Ukraina. Mój dziadek pochodzący i wypędzony z Lwowa zawsze powtarzał że nigdy nie spotkał gorszego k……a niż Ukraińcy i teraz dopiero to zrozumiałem kiedy zaserwowano mi małą namiastkę..
Ja jadłam wareniki ze szpinakiem i farsz jest bardzo dobry aczkolwiek ciasto jest za grube, uważam także że ceny nie należą do jakiś najmniejszych a porcje do największych.
Nie polecam !!!! Jedzenie nie dość że drogie,bo nie ma co ukrywać ze jak na zwykly bar mleczny to jest Drogo!!!! To nie smaczne. Pielmieni twarde. Farsz wypadal cisto zostawalo na widelcu.Obsluga zamroczona jakas nie mila pani zapomniala o surowkach.Moj narzeczony zjadl a ja dopiero 15 minut po tym otrzymalam swoje. Danie ! Tak sie nie robi. Pierwszy i ostatni raz radze omijać szerokim lukiem
I znowu ten bar mleczny….! Jeżeli za obiad dwudaniowy, którym można się naprawdę najeść i trzeba zapłacić 25zł to dużo, to może faktycznie lepiej stołować się w Barach Mlecznych (oczywiście nic do nich nie mam ;)) albo chodzić na gyrosa za 15zł… Osobiście jadłem czieburieki i warieniki z wątróbką i nie dość, że wszystkiego nie zjadłem, to z jakości jedzenia byłem bardzo zadowolony.
Faktycznie ciasto na pierogi jest wręcz okropne… twarde i grube ale barszcz bardzo dobry czy te pirożki z jajkiem ze szczypiorkiem w środku albo bliny z mięsem.
Hmm, to że nie podają pizzy i gyrosa, to nie znaczy, że to jest bar mleczny. Jadłem tam kilka razy. Na niektóre dania faktycznie trzeba poczekać kilkanaście minut, bo są przygotowywane na miejscu, ale warto bo są przepyszne.
mozna poczekac okej…ale jezeli przychodzisz z drugą osobą to chyba zalezy Wam na tym zebyscie RAZEM zjedli…a nie Patrze jak mój facet je po czym czekam jeszcze kilkanascie minut na swoje danie ….przeeiz to jakis drama jest.!!
[…] zmieszanymi grudami sera, po prostu słabizna. Najlepsze ruskie we Wrocławiu jadłem do tej pory w Kozackiej Chatce oraz barze mlecznym Domowe Obiady oraz, czym was pewnie zdziwię – w barze Nagi Kamerdyner, […]
Barszcz ukraiński i solianka w Kozackiej Chatce są dokładnie takie jakie pamiętam ze swojego pobytu na Ukrainie. Smak wspomnień. 🙂
Mała uwaga: Wydaje mi się (a wręcz jestem pewna), że druga Kozacka Chatka mieści się przy ulicy Energetycznej a nie Energetyków.
Planujecie odwiedzić może Hortycę przy Więziennej? To tez restauracja specjalizująca się we wschodnich przysmakach. A w internecie nie ma zbyt wiele opinii o tym miejscu.
[…] do zapoznania się z naszą recenzją z Kozackiej […]
[…] podobnie jak zupa kalafiorowa był świetny. Lepszy jadłem dotychczas tylko w Kozackiej Chatce. Zupa była delikatnie ostra, z bardzo dużą ilością dodtaków w postaci buraków, ziemniaków, […]
Miejsce jest super, z klimatem ale jedzenie nie zawsze zachwyca. No chyba, że miałam wyjątkowo pecha – na początek fatalne wrażenie ze względu na 1,5h oczekiwania na zimne COŚ (już nie pamiętam co zamawiałam ale mięso było niejadalne). Dziwne zamieszanie przez telefon i pretensje do mnie. Postanowiłam zrobić jednak jeszcze jedno podejście ze względu na pozytywne oceny znajomych. Spróbowałam pirożków z jajkiem i to faktycznie strzał w dziesiątkę. Trafiłam na zorganizowane spotkanie i panie się postarały, wszystko smakowało. Innym razem przyszłam i po gryzie cziebureka musiałam go zostawić, bez smaku. Nie pamiętam co zamawiał chłopak ale było równie niesmaczne.
Jedzenie niesmaczne i drogo jak na bar mleczny. Moje dwa podejścia to okropne jedzenie bez smaku. Namiastkę prawdziwej Ukrainy daje nam tylko chamstwo osób tam pracujących, które przerasta wszelkie akceptowalne w cywilizowanym świecie normy. Dziękuję, postoję. Nie polecam nikomu.
Po przeczytaniu wszystkich artykułów dotyczących ukraińskiej kuchni we Wrocławiu mam takie wrażenie, że autorzy promują Kozacką chatkę. Moim zdaniem w Kozackiej nie wszystko jest idealne. Barszcz nie jest prawdziwym barszczem ukraińskim, bo ma więcej w sobie pomidorów niż buraków, jedzenie sprzedawane z bemarów (które stoi w lodówce po kilka dni, a nawet tygodni). Tylko pierogi, pirożki i pielmieni są świeże, bo są robione na bieżąco. Ludzie, którzy twierdzą, że to jest prawdziwa ukraińska kuchnia nigdy w takim razie nie próbowali prawdziwej ukraińskiej kuchni.