W restauracji Mlekiem i Miodem byłem już jakiś czas temu, choć tak naprawdę tamto miejsce na Poświętnym ciężko było nazwać restauracją. Lokalizacja nie była zbyt szczęśliwa, ale – jak się okazało – stała się tylko początkiem drogi. Właściciele MiM ambicje mają spore, znaleźli lokal w Kiełczowie i to właśnie tam otworzyli nową odsłonę restauracji, nie tylko pizzerii i burgerowni. Niby daleko, ale tak naprawdę dosłownie kawałeczek za Wrocławiem.
W przeciągu tygodnia udało mi się trafić do Mlekiem i Miodem dwukrotnie, raz ze znajomym, raz z żoną, więc miałem szansę spróbować kilku ciekawych dań. Menu restauracji opiera się na pozycjach, które każdego dnia są zmieniane. Karta dań na dany dzień codziennie pojawia się na facebookowym fanpage’u MiM, poza tym codziennie dostępne są burgery.
Sam lokal jest całkiem spory, utrzymany w minimalistycznym, ale nowoczesnym stylu. Na dwóch piętrach znajduje się miejsce dla około 25-30 osób, ale w środku nie uświadczy się ścisku. Wręcz przeciwnie – stoły są obszerne, jest sporo miejsca.
Sporym plusem, zwłaszcza dla osób posiadających małe dzieci, jest mały kącik zabaw oraz przewijak w toalecie.
Najważniejsze jednak jest jedzenie, więc przejdźmy do rzeczy. Za pierwszym razem zjawiłem się w MiM ze znajomym i byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni rodzinną, przyjacielską atmosferą panującą w restauracji. Kelnerzy są kompetentni, z wiedzą potrafią wytłumaczyć jakie danie ląduje na naszym stole, a do samej formy podania także nie można mieć zastrzeżeń. Przy tej wizycie otrzymaliśmy porcje degustacyjne przystawki oraz zupy, więc od nich rozpoczniemy.
Wiele osób ma pewne zastrzeżenia i etyczny problem z foie gras. Nie ukrywam, że także byłem dość sceptycznie nastawiony do tego dania w formie przystawki, ale za namową znajomego, skosztowałem i, jak się miało okazać, był to najlepszy ruch z mojej strony jaki mogłem wykonać.
Foie gras z kaczych wątróbek z grzankami oraz karmelizowaną cebulką. Jeśli napiszę, że było to niebo w gębie, to i tak nie oddam tego genialnego smaku. To jedna z tych potraw, o których można napisać – nie da się tego opisać, trzeba spróbować. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że było to coś najlepszego, co miałem okazję zjeść w życiu. Rozpoczynając od świetnie zgrillowanych grzanek, poprzez słodką cebulkę i na delikatnym, ale głębokim smaku foie gras kończąc. Cudo.
Jeśli rozpoczęło się tak dobrze, nie mogło się raczej skończyć źle, choć poprzeczka została postawiona bardzo wysoko. Kolejnym krokiem okazał się krem z dyni muscat z pianką z gorgonzolli.
Jeszcze raz wypada słać pokłony w stronę kucharza. Słodycz dyni została w tym wypadku doskonale zbalansowana z delikatnymi słonymi smakami pochodzącymi od sera. Porcja wydawała się niewielka, ale zdecydowanie wystarczyła, a jej smak jeszcze długo utrzymywał się w ustach.
Jako dania główne zamówiliśmy grillowany antrykot z frytkami, sałatą, winegretem i parmezanem (36 zł) oraz filet z kaczki z sosem żurawinowym i puree ziemniaczanym (29 zł).
Antrykot został wcześniej przygotowany metodą sous vide, gotowany w zamknięciu próżniowym w niskiej temperaturze kilkanaście godzin, i wyciągnięty przez samym zgrillowaniem. Początkowo myśleliśmy, że wołowina została nieco przeciągnięta na grillu, ale po wgłębieniu się nożem wewnątrz mięsa, okazało się różowe w środku i właściwie delikatnie tylko zgrillowane z zewnątrz. Mięso bardzo dobrej jakości w genialnej cenie. Do zestawu otrzymujemy jeszcze domowej roboty frytki, kilka krążków cebuli w panierce, a także całkowicie jadalne przybranie talerza z zaskakująco smacznymi, słonymi smażonymi kaparami.
Mięso kaczki przygotowano podobną metodą jak antrykot, po czym podsmażono je tylko z zewnątrz, dzięki czemu zachowało doskonałą soczystość oraz wszystkie smaki wewnątrz. Podanie na puree i z samodzielnie przygotowaną żurawiną ma nawiązywać do tradycyjnej polskiej kuchni, przygotowywanej z dbałością o każdy szczegół. Zdecydowanie się udało.
Na koniec otrzymaliśmy jeszcze próbki trzech deserów, a więc Creme brulee w autorskiej wersji kucharza Mlekiem i Miodem, tarty owocowej, a także jadalnej ziemi z lodami.
Drugi razem wybraliśmy się z żoną, aby spróbować czegoś bardziej przyziemnego, a więc m.in burgera z mięsem mielonym przez kucharza, a także bułkami wypiekanymi na miejscu.
Na początek jednak zamówiliśmy krem z polskich pomidorów z ricottą (8 zł).
Bardzo przyjemna zupka o smaku świeżych pomidorów, lekko kwaśna z delikatnie wyczuwalną strukturą nie do końca zblendowanych warzyw. Krem zdecydowanie na plus, orzeźwiający i smaczny.
Burgerów do wyboru jest w karcie kilkanaście. Ceny rozpoczynają się od 13,90 zł za klasyka, którego zamówiliśmy. Za dodatkowe pięć złotych otrzymujemy kubełek domowych frytek, będących bardzo mocną pozycją Mlekiem i Miodem. Burger, w porównaniu z tym z pierwszej lokalizacji, przeszedł metamorfozę głównie jeśli chodzi o bułkę. Poprzednio była to kupna bułka z marketu, teraz jest smaczna, lekko maślana bułka z sezamem. Mięso stanowi kolejny pozytywny punkt burgera. Jest mocno doprawione, idealnie wysmażone i soczyste. Rukola pasuje mi nieco mniej do burgerów niż zwykła sałata, ale i tak jest ok. Może nie jest to najlepszy burger w mieście, ale taki, którego w MiM nikt nie musi się wstydzić. Solidna porcja smacznego mięsa, niezła bułka i świeże dodatki.
Ja wybrałem Okonia morskiego pieczonego w ziołach z dodatkiem frytek i sosu tatarskiego za 31 zł. Za tę kwotę otrzymujemy całą rybę, upieczoną tak jak lubię, a więc bez przesadnej ilości przypraw, delikatnie doprawioną. Rybka była świeża, mięso doskonale odchodziło od kręgosłupa, a charakteru całości nadawał śmietanowo-kwaśny sos. Danie może było i niezbyt wyszukane, ale bardzo smaczne. Wielki plus za nieprzekombinowane podanie ryby.
Podsumowując, w Kiełczowie powstała ciekawa restauracja oferująca dania przygotowywane z pomysłem. Podczas pierwszej wizyty mieliśmy okazję zamienić kilka słów z kucharzem Mlekiem i Miodem, który sporą część swojego zawodowego życia spędził we Francji oraz Anglii. Opowiedział nam o swojej wizji kuchni w MiM, pozytywnie zadziwił swoim ambitnym podejściem do przygotowywanych dań, a już swoim foie gras rozłożył nas na łopatki.
Mlekiem i Miodem odebraliśmy bardzo pozytywnie, wrażenie robi przyjazna atmosfera, no i naprawdę dobre jedzenie za bardzo przystępne pieniądze. Będziemy wracać i polecać.
Mlekiem i Miodem
Kiełczów, ul. Wrocławska 31