4.9 C
Wrocław
sobota, 24 maja, 2025

Il Rifugio – prawdopodobnie najlepsza pizza w Polsce

Wycieczkę do Lublina planowaliśmy już od ponad roku, kiedy nasi przyjaciele wyprowadzili się właśnie tam z Wrocławia. Plany planami, a życie pisze swoje scenariusze. Przez niemal dwanaście miesięcy nie mogliśmy znaleźć wolnego weekendu, aż w końcu pojawiła się szansa, aby odwiedzić stolicę województwa lubelskiego, a przede wszystkim oczywiście znajomych.

W ciągu trzech dni pobytu na wschodzie nie omieszkaliśmy oczywiście trochę pojeść, w czym duża zasługa naszych gospodarzy, którzy podobnie jak my, nie stronią od sporej ilości jedzenia. Jeszcze przed wyjazdem wydawało mi się, że Lublin jest kulinarną pustynią, ale research wykonany już w drodze sprawił, że nieco zmieniłem zdanie, a ostatecznie przekonałem się, że to nieprawda już na miejscu.

Krótka lubelska relacja będzie się różniła nieco od poprzednich tego typu wpisów. Nie zachowam chronologii, ponieważ jeden z elementów wyprawy wybija się na tyle znacząco na szczyt, że musiałem wspomnieć o nim na początku.

Do Lublina jechałem z pełnym przekonaniem o doskonałej jakości pizzy serwowanej we wrocławskim food trucku Happy Little Truck oraz w Piecu na Szewskiej. Oba miejsca niemalże ocierają się o doskonałość, ale po weekendzie mogę potwierdzić – jedynie się ocierają.

W piątkowy wieczór nasi przyjaciele zaproponowali wyjście na pizzę. Nie przyjąłem ten propozycji z wielkim entuzjazmem, który jednak pojawił się po przeczytaniu kilku opinii o tym miejscu. Negatywnych brakowało, królowały te pochwalne.

Od początku wiedzieliśmy, że jedziemy do miejsca niezwykłego, bo jak inaczej można nazwać pizzerię, która nigdzie się nie reklamuje, nie posiada strony internetowej, ani profilu na Facebooku. Tak, jak widać istnieją takie, w 2015 roku. Nie od dziś wiadomo, że poczta pantoflowa stanowi najskuteczniejszą reklamę.

Druga niespodzianka – lokalizacja. Żadne tam centrum, ani galeria handlowa. Ot, zwyczajne osiedle domków jednorodzinnych gdzieś z dala od ścisłego centrum. Nie spodziewajcie się jednak wielkich szyldów zapraszających do lokalu. Nie możecie nawet liczyć malutki plakat. Il Rifugio, bo o tej pizzerii mowa, mieści się na parterze dwupiętrowego domku stojącego w sąsiedztwie kilkunastu innych podobnych budowli.

W końcu docieramy na ulicę Oczki, aczkolwiek bez pomocy nawigacji mogłoby być ciężko. Parkujemy i ruszamy w stronę wejścia. Przy garażu wisi kosz, a drzwi wejściowe właściwie nie różnią się o tych typowo domowych.

zdjecie 1 (1)

zdjecie 2 (1)

Najpierw przechodzimy przez pustą w ten upalny dzień salę. Do nosa docierają pierwsze oznaki, że może tu być smacznie, a właściciel pizzerii, rodowity Sardyńczyk ożeniony z lublinianką niechętnie pozuje do zdjęcia przy swoim piecu opalanym drewnem.

zdjecieJednak dopiero na ogródku przeżywamy największe zaskoczenie. Od tego miejsca bije ciepło, domowe ciepło, które jest tu zresztą widoczne na każdym kroku. Restauracyjny ogródek zaadaptowano z tego domowego, a na placyku obok stolików rozstawiono zabawki. Możliwe, że przed chwilą bawiły się nimi dzieci właściciela.

zdjecie 3 (1) zdjecie 5Nic nie jest tu na pokaz. Jest klimatycznie i tłumnie, ale kelnerki z uśmiechem doskakują do każdego stolika. Otrzymujemy menu i zerkamy do środka.

zdjecie 1 (3) zdjecie 2 (3) zdjecie 4 (1) zdjecie 4 (3)

W karcie znajduje się niemal 70 pozycji, co akurat stanowi pewną przesadę. Ciężko ogarnąć wszystko wzrokiem, nie mówiąc o podjęciu decyzji. Zastanawiamy się dłuższą chwilę i w końcu coś wybieramy. Duża Alla Diavola (20,90 zł), Delicata (28,50 zł) i Alla Carbonara (21,90 zł) oraz tiramisu na deser (15 zł) lądują w notatniku pani kelnerki.

Włoch przy piecu szaleje, nie przerywa pracy ani na chwilę, bo też i nie może. Ogarnia wszystko sam, a zamówienia wpadają jedno po drugim. Na okres oczekiwania narzekać nie możemy, bo pizze trafiły do nas po około 30 minutach w towarzystwie dwóch oliw – czosnkowej i chili.

zdjecie 2 (2) zdjecie 3 (2) zdjecie 4 (2) zdjecie 5 (1)Doprawdy, nie wiem od czego zacząć. Na początek mała wpadka zdjęciowa. Wygląd pizzy wywołał takie podniecenie, że strzeliłem tylko na szybko fotki z lampą, stąd ich jakość. Sorry, nie dało się inaczej.

Pizza ma nieregularne kształty, nie otrzymacie jej pokrojonej w symetryczne trójkąciki. Chyba właśnie to stanowi ten element prawdziwości, podobnie jak smak. Absolutnie genialny. Tutaj wszystko pasuje do siebie w każdym elemencie. Ciasto jest cieniutkie niczym papier, ale przy tym sztywne i chrupiące, a na brzegach pęcherzykowate. Sos lekki, niemalże niezauważalny, a dodatki wysokich lotów.

Skusiliśmy się na standardy, ale menu oferuje przeróżne kombinacje, łącznie z ciekawymi opcjami z serkiem mascarpone. Nasz wybór zadowolił nas jednak nie w 100, a 150%. Tak doskonałej pizzy jeszcze nie spotkaliśmy, a do tego ta otoczka.Włoski luz, a zarazem śmiertelnie poważne podejście do tematu. Tutaj nikt nie bawi się w półśrodki. Pizza jest wybitna, a pan właściciel spokojnie mógłby z nią podbijać rodzinną ziemię.

To jest absolutny hit w totalnie niespodziewanym miejscu. Aha, przed wyjściem z domu pomyślcie o rezerwacji, bo miejsc jest niewiele, a Il Rifugio otwiera się jedynie od środy do niedzieli w godzinach 17-22. Jest nietypowo, ale rozkosznie smacznie. Lepszej pizzy w naszym kraju nie jadłem i ciężko będzie ją przebić.

Il Rifugio

Lublin, ul. Oczki 3

Jeszcze przed wspomnianym wyżej doświadczeniem, tuż po przyjeździe do Lublina, wyruszyliśmy kawałek za miasto, na szybki obiad w okolice Zalewu Zemborzyckiego, a dokładniej do Baru pod pstrągiem przy łowisku wędkarskim Prawiedniki.

zdjecie 1 zdjecie 4Menu rybne jest krótkie i niezwykle konkretne. Pstrąg wyławiany wprost z łowiska występuje w dwóch opcjach, a karp jedynie z grilla. Mało tego, że ryby trafiają prosto z wody do kuchni. Jeśli macie duszę wędkarza, możecie wypożyczyć sprzęt, złowić swoją rybę i przekazać do kuchni lub zabrać do domu.

Nam zabrakło cierpliwości, zdaliśmy się na łaskę kucharza. Świeżutki pstrąg, zarówno ten z grilla, jak i patelni, podany w całości, smakuje świetnie. Ryba jest mięciutka, po każdym gryzie można rozkoszować się cudownym aromatem pochodzącym z połączenia pstrąga i koperku.

Bar pod pstrągiem/Łowisko wędkarskie Prawiedniki

Lublin, ul. Prawiednicka 1

facebook.com/pages/BarpodPstragiem

Sobotę i niedzielę spędziliśmy na jedzeniu bardziej konkretnych rzeczy w samym sercu miasta, na starówce. Pierwszym wyborem miała być ormiańska restauracja Armenia, ale niestety nie udało się w niej zjeść. Właściciele zamknęli lokal na cztery spusty w sierpniu, zapominając poinformować o tym swoich klientów chociażby na facebookowym fanpage’u, szkoda.

Skoro więc nie tam, wybór padł na irlandzki pub U Szewca. Irlandzki nie tylko z nazwy, bo już po wejściu przenieśliśmy się na Wyspy. Wnętrze jak żywo przypomina mi te wyspiarskie puby, sprawiające wrażenie nieco brudnych, ciemne, z ogromną ilością dostępnego alkoholu i mnóstwem dominujących drewnianych elementów.

Menu jest nieco rozszerzone, bo znajdziemy w nim zarówno burgery, pizzę, jak i kilka dań kuchni polskiej.

zdjecie 1 (4)Jako że poprzedniego dnia nie oszczędzaliśmy się specjalnie z alkoholem, nasze organizmy domagały się konkretów, najlepiej dużych, ze sporą zawartością tłuszczu. Z naszej czwórki trzy osoby zamówiły burgera wołowego z frytkami (26 zł), ja natomiast się wyłamałem, wybierając brytyjski klasyk – fish and chips (26 zł).

zdjecie 1 (5)Cztery solidne kawałki dorsza w cieście piwnym podano z frytkami oraz pastą z zielonego groszku i mięty. Porcja solidna, ryba przyzwoita, jedynie pasta totalnie bezbarwna, więc musiałem posiłkować się sosem Heinza ze stolika.

zdjecie 4 (4) zdjecie 2 (5) zdjecie 3 (4)Burger występujący w jednym, standardowym zestawieniu z karmelizowaną cebulką, pomidorem, rukolą, serem wędzonym i majonezem. Słusznej wielkości zarówno mięso, jak i frytki. Bułka puszysta, trochę za bardzo, natomiast mięso dobrze doprawione, wyraziste, z lekko gorczycowym posmakiem. Dobrą robotę wykonuje słodka cebulka, przełamywana przez słony ser.

Ciekawe miejsce, w którym można przyzwoicie zjeść, napić się rzemieślniczego piwa i spędzić miło czasze znajomymi oglądając jednocześnie mecz na jednym z kilku telewizorów.

Pub U Szewca

Lublin, ul. Grodzka 18

facebook.com/PubUSzewca

Sobotni wieczór ponownie spędziliśmy w towarzystwie małej wódeczki, a na niedzielę zaplanowaliśmy szybki wypad do Kazimierza Dolnego oraz obiad w restauracji Stół i Wół, jak zdążyłem wyczytać w internetach, modnej i nieco hipsterskiej, podobno z najlepszymi burgerami w mieście.

W Kazimierzu jakoś przetrwaliśmy potworny upał, napiliśmy się zimnego piwa na Ryneczku, no i oczywiście zjedliśmy koguta i cebularze. Koniecznie w Piekarni Sarzyński na ulicy Nadrzecznej.

zdjecie 5 (2)

Swoją drogą, przez długi czas nie potrafiłem zrozumieć fenomenu kazimierskich kogutów, aż do momentu zjedzenia jeszcze ciepłego wprost ze wspomnianej piekarni. Maślane pieczywko posmarowane zimnym masłem i  domową konfiturą powala na łopatki.  Na tyle, że zabraliśmy jeszcze kilka sztuk do Wrocławia.

Po powrocie do Lublina dotarliśmy od razu na starówkę do restauracji Stół i Wół. Lokal, jak na lubelskie warunki, jest duży, stąd nie dziwi spora liczba wolnych stolików w niedzielę. Wystrój jest surowy, zdominowany przez elementy ceglane, a w centralnym punkcie znajduje się tank z 14-dniowym piwem Tyskie. Niestety, chyba ktoś tu nie zauważył, że tego typu chmielowe napoje odchodzą do lamusa.

zdjecie 4 (5)

Karta mocno mięsna, zdominowana przez burgery, których jest ponad dziesięć do wyboru. Nie przeglądaliśmy za bardzo inny pozycji, bo w końcu to tutaj podają – podobno – najlepsze burgery w Lublinie. Słysząc o tak modnym miejscu coś mi „śmierdziało”, mimo to wszedłem do środka.

Zamówiliśmy trzy burgery – Classic (26 zł), BBQ (27 zł) i Jack (27 zł), każdy z dodatkowymi domowymi frytkami (+2 zł), a także chłodnik będący zupą dnia.

zdjecie 1 (6)Chłodniki mają za zadanie orzeźwiać. Ten niestety tego nie robił, był totalnie nijaki, mdły, a po samym kolorze łatwo stwierdzić, że buraki nie stanowią w tym wypadku dominującej roli w całym zestawieniu. Główną rolę odgrywa cebula, którą ciężko posądzić o orzeźwiające walory.

zdjecie 2 (6) zdjecie 3 (6) zdjecie 5 (5)Podczas składania zamówienia poprosiliśmy o średnio wysmażone mięso, na co niemal oburzony kelner zareagował zdaniem – mięso wysmażone jest na medium w standardzie. Za dużo razy słyszałem to zdanie, żeby nie poczuć niepokoju. Niestety, wyszło na moje.

To medium to mocno przeciągnięta wołowina, która w połączeniu z suchą bułką i niewielką ilością sosów, sprawiła, że burgery nie dostarczyły nam zbyt wielkiej radości. Owszem, całość została dobrze złożona, niestety słabo wykonana.

Jeszcze raz okazało się, że te wszystkie super modne, serwujące niby najlepsze, będące na fali dania, w 90% wypadków są tylko modne, na pewno nie smaczne. Stół i Wół doskonale wpisuje się w ten trend, choć nie chciałbym oczywiście przesądzać. W końcu byliśmy tu tylko raz. Do myślenia dają jednak ceny, wysokie przy jednoczesnym niedokładnym wykonaniu.

Stół i Wół

Lublin, ul. Bramowa 2-6

facebook.com/stoliwol

Trzy dni, a właściwie dwa i pół to trochę za krótko, aby poznać gastronomiczną ofertę danego miasta, zwłaszcza takiego, w którym restauracje robią sobie urlop podczas wakacji. Stół i Wół odpadł u mnie w przedbiegach, wracać raczej nie będę. Pub U Szewca może nie imponuje genialnym jedzeniem, ale ich oferta doskonale wpisuje się w klimat i pomysł na to miejsce, za co wielki plus. Uwielbiam ten brytyjski klimat, polubiłem także to miejsce. Wszystko jednak nakrywa czapką pizzeria Il Rifugio. Genialna, doskonała, zachęcająca do częstszych powrotów. Czy najlepsza w Polsce? Bardzo prawdopodobne, z zaznaczeniem, że nie jadłem we wszystkich pizzeriach w naszym kraju, to oczywiste. Pizza z Il Rifugio wygrywa nie tylko smakiem, doskonałym smakiem, ale i całym klimatem wokół, dziwną lokalizacją i swobodnym podejściem do działalności. Planując wyjazd do Lublina musicie koniecznie zajechać na małą uliczkę Oczki. Warto.

Click to add a blog post for Pizzeria Il Rifugio on Zomato

Total 6 Votes
2

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

4 KOMENTARZE

  1. To moje okolice, więc pozwolę sobie zwrócić uwagę, że wszystkie knajpy, które odwiedziliście nie były „lublińskie”, ale „lubelskie”. Przez szacunek choćby do mieszkańców, którzy serwowali Wam pyszne potrawy, myślę że warto zmienić to na poprawną wersję.

  2. Kolejnym razem odwiedźcie Dominium. Jak dla mnie jedyna pizzeria jaką znam, gdzie podają faktycznie włoską, smaczną pizzę na cienkim cieście. Mało gdzie faktycznie pizza tak pachnie przyprawami. Nigdzie nie jadłam np. takiej hawajskiej czy farmerskiej. Myślę, że na jakość tego jedzenia składa się w zasadzie wszystko – również sosy, chociaż nie zawsze z nich korzystam. Lokal jest w Galerii Orkana. Spróbujcie.

    • Ja próbowałam pizzy w wielu pizzeriach w Lublinie i nigdzie się nie zawiodłam tak, jak w Dominium. Pizza mała, ceny bardzo wysokie, nawet ze zniżką. W smaku beznadziejna, kiepskiej jakości składniki i ciasto. Mieszkam niedaleko Orkana, ale już nigdy tam nie zajdę i zdecydowanie nie polecam.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły