Solec i w ogóle Powiśle to naturalny wybór na śniadanie podczas naszych pobytów w Warszawie. Właściwie zawsze mieszkamy w hotelu Ibis na Zagórnej, a więc mamy tu rzut beretem. Nawet jeśli pokonamy lenistwo i nie wsiadamy do auta, na piechotę to jakieś 10 minut spaceru. W taki sposób dotarliśmy w sobotni poranek do The Cool Cat na ulicy Solec 38.
Znajdująca się w budynku szkoły tańca restauracja zapewnia stały dostęp do kawy i jedzenia od samego rana, co w trakcie intensywnych weekendów jest wielkim plusem. Lokal urzeka otwartością i to dosłownie, bo otwarte drzwi już z daleka dają znać, że to tutaj warto wpaść na poranny posiłek. Minimalistyczne wnętrze z dość dużą przestrzenią i swobodą, składa się z centralnie położonego baru oraz kilku stolików, a także nieodzownego w ostatnim czasie długiego, wspólnego stołu, w tym wypadku na podwyższeniu i z hokerami. Od rana w ofercie znajduje się zarówno brunch w cenie 25 zł od osoby, a także dania z karty – zarówno te śniadaniowe, jaki i klasyczne. Uwagę zwracają rosnące na parapecie, w doniczkach przeróżne zioła oraz… ogórki.
Na początek drip, wydobywający z kawy przyjemne aromaty oraz smoothie z bananem i kiwi. Kawa delikatna, idealna do picia litrami z samego rana.
Moja bułeczka bao z kurczakiem kara age (13 zł) od razu przywołuje na myśl bułę maślaną z ośmiu misek. Jest jednak delikatniejsza, lżejsza i skrywa w sobie chrupiące kawałki panierowanego kurczaka, który przyjemnie łączy się z sosem chrzanowo-majonezowym. Ciekawe połączenie tekstur i smaków. Zaznaczona w sosie ostrość pysznie współgra z odświeżającą, cytrusową kolendrą. Porcja może i nie jest gigantyczna, ale przy tym tak dobra, że wybaczam niewielki rozmiar.
Prawdziwym food pornem można nazwać opcję zamówioną przez moją żonę. Kanapka bahn-mi (15 zł) z koreańskim pate, boczkiem i jajkiem sadzonym to propozycja dla dużych facetów. Nie ma żartów. Bahn-mi to streetfoodowa, bardzo popularna w Azji, głównie w Wietnamie kanapka. Dużo kolendry, dużo boczku, który jednak mógłby być bardziej zgrillowany i mocno zwarte, ale zaskakujące cytrusowo-goryczkowym posmakiem pate. Zdecydowanie dla głodomorów i fanów azjatyckich smaków. Żona trochę kręciła nosem, bo zjedzenie dania do najłatwiejszych nie należy, mi smakowało bez zarzutów.
Dla Kazika jajecznica (15 zł), od której chyba się uzależnił i z samego rana chce jeść tylko łała (czyt. jaja). Porcja solidna, z kawałkami wędliny oraz sera, a także szybką sałatką z pomidora i sałaty. Bez zaskoczeń, bo zaskoczeń być nie mogło.
The Cool Cat polecało mi kilka osób i zdecydowane było warto. Po takim śniadaniu nabraliśmy wigoru i siły na całodzienną wędrówkę po Warszawie, którą zakończyliśmy podczas żużlowego Grand Prix Polski na Stadionie Narodowym. Do zapamiętania na pewno niezła kawa i świetne bao, a także luźna atmosfera panująca w środku. Taka typowo weekendowa, niezobowiązująca, a nikt nie powinien się także obrazić, kiedy wpadniecie w dresie.
The Cool Cat
ul. Solec 38, Warszawa
a ja się tymi bao rozczarowałam 🙁 dużo lepsze robi micha… spodziewałam się feerii smaków, rozpusty, ziół, smakow, słonych, słodkich, kwaśnych, chrupkich, miękkich faktur, + buła się rozwalała. było totalnie bezpłciowo, o samo tyczy się kimchi i tego co próbowali znajomi (wszyscy przy moim stole mieli podobne wrażenia)
Strasznie się rozczarowałam i nie wiem czy wrócę 🙁 + drip był niedoparzony, chyba baristka świeża