Elżbieta Malik
Podniebna restauracja Dinner In the Sky to jedna z głównych atrakcji siódmej edycji festiwalu Europa na Widelcu. Jej platforma stanęła na Placu Solnym. Goście poszybowali 50 metrów nad ziemię, aby podziwiać panoramę naszego pięknego miasta oraz – przede wszystkim – delektować się smakiem serwowanych dań. Postanowiliśmy, że nas również nie może przy podniebnym stole zabraknąć, choć w Dinner in the Sky tanio nie jest. Za przystawkę, danie główne, deser oraz pakiet napojów musieliśmy zapłacić 389 zł. Czy było warto?
Po czerwonym dywanie, jak gwiazdy filmowe, weszliśmy na platformę. Okazało się przy okazji, że duża grupa, która miała obiadować z nami, nie dojedzie. Koniec końców w powietrze wzbiła się tylko trójka gości, co zagwarantowało nam prawdziwie vipowskie traktowanie.
Pięcioosobowa załoga, która towarzyszyła nam w powietrzu, już od pierwszych chwil stanęła na wysokości zadania. Zajmowali nas rozmową, dzielili ciekawostkami oraz opowiadała o kulinarnych podróżach. Obsługująca nas ekipa dbała o to, by nie brakowało wina, a także upewniała się, czy dania nie będą zbyt pikantne i czy przygotowane składniki nam odpowiadają. Takiej obsługi nie powstydziłaby się żadna restauracja.
A jak na tym tle wypadło jedzenie? Prawdę mówiąc szliśmy do Dinner in the Sky z przeświadczeniem, że głownie chodzi o widoki i wrażenie, a jedzenie okaże się jedynie dodatkiem, pretekstem do poszybowania nad miastem. No i bardzo się zaskoczyliśmy, pozytywnie.
Przystawka, to duszona w winie wołowina, szparagi, trochę sałaty. Całość ozdobiona truskawkami i polana czekoladą. Bardzo odważne połączenie, ale my bardzo lubimy mieszać kontrastujące ze sobą smaki, więc ta pozycja zdecydowanie przypadła nam do gustu.
Danie główne, a więc kurczak duszony w winie, kiełki, groszek cukrowy, sos śmietanowy z dodatkiem liści zielonej herbaty. Mięso rozpływało się w ustach. Delikatne, kruche.
Na deser owoce, bita śmietana, na spodzie miseczki znów zielona herbata. Delikatne, lekkie, nie za słodkie.
No i nie mogę nie wspomnieć właśnie o zielonej herbacie, która towarzyszyła nam od początku podniebnego obiadu. Pan, który nam ją serwował, pracuje na co dzień w Czajowni. Byliśmy pod wielkim wrażeniem jego wiedzy w temacie herbat, sposobu ich przygotowania i podawania. To właśnie on opowiadał o rożnych ciekawostkach, a my tylko utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasze dobre wrażenie o Czajowni było w pełni uzasadnione.
Dinner in the Sky zaserwowało nam rozrywkę, ciekawe smaki oraz piękne widoki. Pomimo, że nie są najtańsi, serdecznie polecamy Wam tę wersję kulinarnej przygody. My pewnie wrócimy za rok, żeby znów poeksperymentować ze smakiem i nacieszyć oczy Wrocławiem widzianym z lotu ptaka.
Te porcje to chyba degustacyjne, a potem przynieśli wam normalne?
Prawda, były niewielkie, ale nie wyszłam głodna.