Już w styczniu pisałem Wam o Mama Ziemia, niewielkiej kawiarni, która powstała na Nadodrzu, przy skrzyżowaniu ulic Jedności Narodowej, Poniatowskiego i Oleśnickiej. Zawitałem wtedy do środka, napiłem się kawy, ale nie do końca zrozumiały był dla mnie profil tego przybytku, gdzie nie miałem okazji nic zjeść. Nie minęło pięć miesięcy, a Mama Ziemia otworzyła się na nowo, niejako wsłuchując się w moje podpowiedzi, a w menu, poza kawą, znalazły się także zupy oraz bajgle i pieczone ziemniaki. Całkiem nieźle jak na tak niewielki lokal, choć on akurat nie potrzebuje kuchni, bo Mama Ziemia to młodsza siostra znajdującej się 100 metrów dalej restauracji Mango Mama, więc zupy i reszta składników przygotowywane są właśnie tam.
Jaki jest pomysł na to miejsce? Ma być zdrowo, bezmięsnie, dość lekko i na luzie. Taka kawiarnia, do której można wpaść na szybką kawę, jednocześnie podjadając bajgla, ewentualnie zupę popołudniu.
Wnętrze to potwierdza. Nie stanowi miejsca, w którym chciałoby się spędzać całe godziny. Brakuje klasycznych stolików, a w ich rolę wciela się długa deska oparta na skrzynkach od owoców. Trochę przaśnie, trochę niewygodnie, bo wysokość „ławy” dostosowana jest raczej do wzrostu rocznego dziecka, aniżeli dorosłych, ale w sumie jako całość to się spina.
Odwiedziłem Mama Ziemia trzy razy, dzięki czemu miałem okazję poznać cały przekrój przygotowywanych tu dań. Na początek jednak espresso i chwila luzu w oczekiwaniu na zupę.
W każdej z zup (9 zł) – kremach z soczewicy, pora i kalafiora wyczuwalne są wpływy wspomnianej wyżej Mango Mamy. Z bardzo podobną, hinduską nutą ziołową w tle i świeżą kolendrą na wierzchu. Muszę jednak przyznać, że kremy zdradzają duże umiejętności kucharza. Odpowiednie połączenia smakowe, wyraźna tekstura, a zarazem zachowana warzywna lekkość. Jestem pod wrażeniem.
Poza zmieniającymi się codziennie zupami, karta obejmuje sześć propozycji z bajglami oraz pięć wersji pieczonego ziemniaka. Bajgiel cudowny, z genialnie chrupiącą skórką oraz zwartym, słodkawym, ale i delikatnym wnętrzem. Tak dobrego bajgla – pieczywa – nie jadłem jeszcze nigdzie we Wrocławiu. O ile sam bajgiel jest doskonały, tak jeszcze sporo pracy zostało przy dograniu szczegółów w kanapce. Bajgiel z hummusem, pomidorem i korniszonem (12 zł) wydaje się być nieco za mdły, a niewielka ilość hummusu zwyczajnie ginie pomiędzy warzywami. Natomiast bułka ratuje całość i sprawia, że długo nie mogę zapomnieć o świetnym pieczywie.
Na koniec pieczony ziemniak London Favourite (12 zł). Z ziemniakami w Mama Ziemia uważajcie, bo robiłem najpierw dwa podejścia w okolicach 13, ale wtedy nie były jeszcze gotowe. Dopiero za trzecim razem, około 15.30 udało mi się spróbować. Ziemniaki pieką się w niezwykle klimatycznym, niewielkim żeliwnym piecyku stojącym na barze. Mój, z pieczoną fasolą i serem przywołuje w pierwszym momencie na myśl typowe angielskie śniadanie. To jednak jacket potatoes, a więc bardzo popularna na Wyspach przekąska. Przekrojony na pół, kremowy ziemniak, wypełniony fasolą i roztopionym serem. Sam ziemniak, jego chrupiąca skóra i podanie – super. Gorzej ze smakiem, bo brakuje tu przede wszystkim przypraw, nawet tych podstawowych, soli i pieprzu. Zdecydowanie do poprawy, ale sam pomysł jak najbardziej na plus.
Mama Ziemia pomysłowo łączy polskie, angielskie i indyjskie smaki. Ciekawy koncept, z kilkoma niedociągnięciami, które jednak można bez problemu wyeliminować. Mięsożercy nie znajdą tu swojego raju, ale w zamian otrzymają proste i całkiem smaczne szybkie dania. Niewątpliwie będę tu wpadać częściej, choćby na same bajgle.
Mama Ziemia
Jedności Narodowej 89