Niesamowite jest tempo zmian w polskiej, a co za tym idzie także wrocławskiej gastronomii. Na tyle duże, że siedząc w temacie od kilku dobrych lat, zwyczajnie nie jestem w stanie ogarnąć tego wszystkiego – nowych restauracji i trendów, choć staram się jak mogę. Całe szczęście z pomocą przyszła nam Magda Gessler. Ta niezawodna Magda Gessler i jej poziomki. Ale o tym za chwilę.
Może napiszę coś niepopularnego, ale stawiam śmiałą tezę, oczywiście zachowując wszelkie granice, że jedną ze składowych sukcesu polskiej gastronomii są właśnie programy Magdy Gessler. Oczywiście nie kuchni spod znaku fine dining, ale tej dostępnej dla każdego, w osiedlowej czy rynkowej restauracji, także w mniejszej miejscowości. Co by nie mówić, to pani Magda pokazała Polakom, że do restauracji warto chodzić, zaczęła wywierać presję na co bardziej olewających swoją pracę właścicieli restauracji oraz – najważniejsze – wpłynęła na powolną zmianę mentalności klientów, którzy wraz z kolejnym wyjściem do restauracji przeistaczali się w gości. Gości szukających nowych smaków, a przede wszystkim wymagających – jakości zarówno jedzenia, jak i obsługi. Pewnie, wielu nie potrafi rozgraniczyć wymagań od roszczeniowości, ale to już temat na inną dyskusję.
Chodzi mi o to, że przez lata obecności Kuchennych Rewolucji na antenie TVN-u, Magda Gessler mimowolnie, a może jednak trochę narzucając swoją wolę, stała się pewnym wyznacznikiem dla siedzących przed telewizorem Janusza i Grażynki, którzy wcześniej o restauracji słyszeli jedynie z opowiadań, a po kilku odcinkach mogli już rozpoczynać rozmowy o sezonowanej wołowinie, klarowanym maśle i rybach, których nie warto jadać, a przy okazji dowiedzieli się, że burgera można zjeść nie tylko w McD. Co by nie mówić, dla pewnego grona odbiorców stała się autorytetem, przyczyniła się w jakimś stopniu do popularyzacji jedzenia poza domem i wszystko byłoby ok, gdyby w pewnym momencie działalność kontrowersyjnej restauratorki nie przemieniła się w farsę. Pominę już parówki sygnowane własnym nazwiskiem czy mieszanki przyprawowe z Prymatu. Krew zalała mnie dopiero w momencie, kiedy trafiła do mnie informacja na temat najnowszej edycji przewodnika – Poziomki 2016/2017. Gdzie najlepiej zjeść i wyspać się w Polsce?
Czym są poziomki? W skrócie to takie gwiazdki Michelin Magdy Gassler. Już samo to brzmi wystarczająco śmiesznie, ale im dalej w las, tym jest coraz lepiej. Otóż z jeszcze ciepłej, ledwie co ściągniętej z księgarnianej półki, najnowszej edycji przewodnika dowiadujemy się, że najlepszą z wrocławskich restauracji jest nagrodzony dwoma poziomkami Bernard, natomiast jedną otrzymały restauracje: Przystań, Mlekiem i Miodem, Villa Bianco Steak and Lobster i Pałac Alexandrów. Wybór groteskowy, bo o ile w Bernardzie, Przystani czy Mlekiem i Miodem można zjeść przyzwoicie, a nawet bardzo dobrze, to od ręki jestem w stanie wymienić około dziesięciu obiektywnie lepszych miejsc. Pałac Aleksandrów jest restauracją, której na pewno przydałyby się Kuchenne Rewolucje, natomiast Villa Bianco może i wzbudza ciekawość swoim menu, ale jej obecność w tym zestawieniu to raczej pokłosie uczestnictwa w TVN-owskiej produkcji. Do tego momentu było jeszcze nawet śmiesznie, ale kiedy patrzę na restauracje, które poziomek nie otrzymały, ale zasłużyły na uznanie w oczach Magdy Gessler, zaczynam płakać, bynajmniej nie ze śmiechu. Jest Pod Papugami – ewentualnie ok, Jadka – restauracja, która od zawsze była znana z tego, że była własnością Magdy G., no i hit hitów na koniec, prawdziwa wisienka, a właściwie to szklanka frytury – Kurna Chata. Widzicie to?! Kurna Chata! Miejsce, w którym nawet kopytka smaży się w głębokim tłuszczu, a pomidorowa to połączenie przecieru i wody. No do cholery, komuś tu sufit spadł na głowę. Tego już za dużo.
Niekwestionowany autorytet kulinarny każdego Polaka poleca gościom przyjeżdżającym do Wrocławia miejsca, do których, poza Przystanią, Mlekiem i Miodem oraz Bernardem, wrocławianie nie chadzają. Nie chadzają, bo mają Dinette, Pinolę, Szajnochy 11, OK Wine Bar, Food Art Gallery czy Olszewskiego 128, to tak na szybko.
Ale, ale, to jeszcze nie koniec. W zestawieniu sprzed dwóch lat, w przewodniku „101 najlepszych restauracji i hoteli w Polsce” Magda Gessler poleca we Wrocławiu następujące miejsca – Jadka, Pod Papugami, Villa Bianco Steak and Lobster. Widzicie jakąś zależność? To kpina i humor bardzo niskich lotów. Żarty robione z ludzi patrzących na taki przewodnik jak wyznacznik, bo przecież firmowany nazwiskiem Gessler.
W ciągu dwóch lat wrocławska gastronomia zrobiła skok nie o jedną, nie o dwie, a przynajmniej trzy klasy do góry. Powstało mnóstwo cudownych miejsc, prowadzonych przez pomysłowych i chcących się rozwijać kucharzy, ale każdy warszawiak, krakus czy turysta znad morza, który nabędzie drogą zakupu jeden z tych przewodników, ruszy w pierwszej kolejności do Kurnej Chaty, bo przecież panuje tam taka przytulna atmosfera, czytelne menu, w którym nie brak oryginalnych potraw, a chwilę potem przejedzie się do podwrocławskiego Pałacu Aleksandrów, w którym panuje luksus i komfort. Tak, tak, bo nie każdy w tym kraju zrozumiał, że nazwisko Gessler nie jest wyznacznikiem jakości.
Magda Gessler w rozdziale poświęconym naszemu miastu pisze: Tutejsza kuchnia jest swoistym tyglem, w którym wpływy niemieckie mieszają się z polską tradycją kresową. We wrocławskich restauracjach odnajdziemy zadziwiające i smakowite efekty tego kulinarnego misz-maszu. Cieszy coraz większa pieczołowitość, z jaką mieszkańcy tego regionu podchodzą do swojej spuścizny kulinarnej.
Że co, wpływy niemieckie?! Właściwie to zdanie tylko utwierdziło mnie w tym, co pomyślałem sobie patrząc na wrocławskie restauracje nagrodzone w poziomkowym przewodniku. Powiedzmy sobie otwarcie – Pani Magdo, nie ma pani bladego pojęcia o tutejszej gastronomii, bladego. Rozumiem brak czasu, ale podejrzewam, że i tak nie działa pani sama, więc ktoś z ekipy współtworzącej takie zestawienie mógłby chociaż zerknąć tutaj, na blog, żeby dowiedzieć się, że Kurna Chata była fajna, ale 10 lat temu, kiedy to we Wrocławiu ciężko było zjeść coś innego niż knyszę na dworcu.
Nie mam zamiaru nikogo oskarżać, ale obracając się w klimatach gastronomicznych i zdając sobie sprawę z tego, jak funkcjonuje 90% podobnych przewodników i rankingów, nie mogę uwierzyć, że to naprawdę zestawienie, po przeczytaniu którego Pani Magda może powiedzieć – nic więcej z tego Wrocławia nie dało się wyciągnąć.
I wiecie co, to cholerna krecia robota dla całego środowiska zajmującego się ocenianiem restauracji. Czy to w gazetach czy na blogach, a może zwłaszcza na blogach, które dla wielu stały się najrzetelniejszym źródłem wiedzy na temat tego gdzie i jak jeść. Poziomkowy przewodnik stawia w złym świetle nas – ludzi opisujących kulinarną rzeczywistość w Polsce w swój własny, subiektywny i przede wszystkim uczciwy sposób. Z moimi rankingami możecie się nie zgadzać, z opiniami na temat poszczególnych restauracji również, ale zawsze możecie mieć pewność, że za daną opinią nie stoi żaden układ, pieniądze czy naciski. Czy to samo można powiedzieć o najnowszym, SUBIEKTYWNYM przewodniku Magdy Gessler? Oceńcie to sami.
I już na koniec – Pani Magdo, czy Pani nie jest wstyd za takie polecenia? Proszę o jedno – w kolejnym przewodniku proszę pominąć Wrocław, bo my nie chcemy tłumów turystów z całej Polski bijących drzwiami i oknami do Kurnej Chaty, Jadki i Pałacu Alexandrów. Wolimy im pokazać prawdziwe oblicze rozwijającej się wrocławskiej gastronomii, nie schabowego z frytury.
Popieram opinię, tylko żeby więcej ludzi się o tym dowiedziało. Ciężko będzie z tym walczyć skoro książka wykupiona 🙁
Może ludzie wykupili jako anty-przewodnik, żeby wiedzieć gdzie lepiej nie chodzić?
A niech chodzą. Będzie więcej miejsca dla nas, poszukiwaczy prawdziwych smaków, w tych nieodkrytych przez koncern MG miejscach 🙂
Zachęcona artykułem na temat przyznanych poziomek przez panią Gessler, w zeszłą niedzielę wybrałam się na obiad do Mlekiem i miodem. Moją wizytę mogą opisać dwa słowa – ogromne rozczarowanie! Nie zachwyciło mnie tam nic, a ogólny poziom zamówionego jedzenia mogę ocenić na ledwo na 2,5. Zastanawiam się, trafiłam na zły dzień czy jakość tak spadła?
Akurat w wypadku MiM zgadzam się z wyborem. Osobiście bardzo lubię tamtejsze jedzenie.
Jadka ma nowych właścicieli a szefowa kuchni jest Justka z Monopolu z Aquario.jak znam ja a znam to warto wypchać portfelik i napchać tam brzuszek!☺️
Już byliśmy, relacja niebawem:)
Co do Kurnej Chaty to sie nie zgadzam. Może bywało różnie ale teraz jedzenie jest pyszne. Duże porcje, schabowy smażony na smalcu z grzybkami i okrasą a gulaszowa w chlebku wymiata ? Także, nie wiem o jakiej 'królowej frytury’ mówisz. Z drugiej strony widziałem kiedyś twój wpis o kurnej chacie i zachwalałeś ich smażony ser i zupy w rondelkach… skąd takie dwie różne opinie ??? No cóż, ale są gusta i guściki.. A ja szczerze polecam, do tego można się tam napić kraftowego piwa z browaru Profesja !
byłam w Jadce w piątek, i tak koszmarnej obsługi nie spotkałam nigdzie… nadęta, komentująca pod nosem, prychająca, gdy dopytywałam o skład potraw, ze nie wspomnę o podawaniu dań trzymajac tak talerze, ze palce były w potrawach, najlepsza była kelnerka, która nagminnie podjadała na zapleczu i kończyła przeżuwać nad naszymi glowami, dla której podanie cieplejszej wody dla starszej Pani przy stoliku było „impossible”.