Na temat Vivere Italiano słyszałem dwie bardzo skrajne opinie – zachwyty i totalną krytykę. Długo wstrzymywałem się z odwiedzeniem tego miejsca, ale w końcu tknęło mnie, bo lubię włoskie, bo lubię ulicę Ofiar Oświęcimskich, bo w końcu lubię restauracje z menu na stronie. Vivere to także jedyna wrocławska restauracja wyróżniona certyfikatem Ospitalita Italiana, przyznawanym przez Włoską Izbę Handlowo – Przemysłową, choć nie będę kłamał, nie wiem na ile rzetelne jest to wyróżnienie.
Vivere od początku swojej działalności znane było bardziej jako sklep, w którym można kupić oryginalne włoskie produkty. Dopiero stosunkowo niedawno zakorzeniło się w świadomości wrocławian już jako restauracja, włoska w 100%, łącznie z osobami pracującymi na kuchni.
Niewielki, choć składający się z dwóch sal lokal na Ofiar jest urządzony w nowoczesnym klimacie. Stylowym, niespecjalnie nudnym, jak 99% tych super pizzerio-trattorii z kraciastymi obrusami i malowanymi na ścianie okiennicami. No i menu, faktycznie oryginalne, bez podciągania do karty żadnych burgerów. Do Vivere trafiłem dwukrotnie – raz na lunch, oferowany codziennie w cenie 24 zł, a raz na klasyczny makaron z karty.
Nieco zakręcona wydaje się być obsługa – do mojego stolika podchodzi i przyjmuje zamówienie najpierw jedna kelnerka, a następnie druga, chcąca spisywać to samo. Na początek jednak sprawa, która mnie drażni, czyli woda mineralna za 9,90 zł. Pewnie powiecie zaraz – co za cebulak, wieśniak, i nie wiem jakich epitetów się obecnie jeszcze używa. Nie lubię dyskutować o cenach, bo większość z nich da się racjonalnie wytłumaczyć, ale niemal 10 zł za butelkę wody, nawet wspaniałej włoskiej, to jednak lekkie przegięcie.
Na pierwszy ogień idzie zupa z ciecierzycą na lunch (24 zł). Taka trochę wariacja na temat minestrone. Bardzo esencjonalna, tłusta, zdecydowanie warzywna, ale bardzo poprawna i zachęcająca do spróbowania dania głównego, którym jest makaron pacheri al ragu. Dobry kawał makaronu, rzekłbym nawet, że bardzo. Głęboki, słodko pomidorowy, wzmocniony jeszcze sporą dawką startego parmezanu i porcją wyrazistego mięsa, jaka powinna wystarczyć nawet największemu facetowi.
Za drugi razem wpadam dosłownie na kilkanaście minut, z prośbą o szybką obsługę, co faktycznie ma miejsce. Szybka akcja – zamówienie, szybkie przygotowanie i rachunek, a w międzyczasie ląduje przede mną jeszcze miseczka krojonych i smażonych w Vivere chipsów. Pomijając aspekt dietetyczny, niezłe to było. Moje linguine z domowym pesto genovese choć niespecjalnie wygląda, wynagradza wszystko smakiem. Pięknie przenikają się tutaj mocne i lekko ostre bazylia z czosnkiem oraz nadające charakteru orzeszki, a także podkręcający aromat ser parmiggiano regiano. Na to wszystko wchodzi jeszcze idealnie ugotowany makaron, sprawiając, że pesto, oparte na bazylii, za którą szczególnie nie przepadam, staje się jednym z lepszych, jaki było mi dane jeść.
W trakcie dwóch wizyt miałem okazję jedynie liznąć niewielką część ciekawego menu Vivere Italiano, a to wygląda naprawdę okazale – jest sporo owoców morza, oparte na oryginalnych składnikach makarony i pizza. Przy tak niewielkiej próbie mimo wszystko czuć, że ktoś tu ma pojęcie o tym, co robi. Zdecydowanie do ponownego odwiedzenia.
Vivere Italiano
Ofiar Oświęcimskich 21