Pierwsze ciepłe, takie naprawdę ciepłe dni w roku na poziomie kilkunastu stopni, to zawsze dobry moment na wybycie z domu z dzieciakami. No więc w sobotę zaliczyliśmy najpierw zlot food trucków na Nowy Targu – bez większych pozytywów kulinarnych, potem nieodzowne w sobotę przed niehandlową niedzielą zakupy, a na koniec właśnie wspomniany plac zabawy, aby młodzież wyhasała się przed snem. Problem był tylko jeden – trzeba coś jeszcze zjeść, a szkoda tracić kolejne minuty na jazdę do najbliższych knajpek. No więc akcja była szybka – aplikacja, trzy kliknięcia, dostawa i niebawem, a dokładniej po 35 minutach od złożenia zamówienia, dotarły do nas pakunki.
Skąd? Z opisywanego już wcześniej SeaFood Bar&Market, a więc baru z owocami morza z ulicy Św. Mikołaja, który ledwo co włączył opcje dowozu swoich dań. Moje zdanie o SeaFood pewnie znacie – najciekawszy koncept z rybami i owocami morza w mieście, nawet pamiętając o mojej słabości do Shrimp House.
Zamówiliśmy zupę oraz dwa dania główne, które przyjechały jeszcze ciepłe, a za pewną wpadkę uznać można delikatnie rozpryśnięty sos tatarski, utrudniający nieco wyjęcie całości z torby.
Najpierw do gry wchodzi laksa (19 zł), choć bardziej idąca w tajską, niż malezyjską stronę. Zupa ma intensywny, przyjemny zapach, wyrazisty i lekko rybny smak, balansowany przez słodycz mleka kokosowego oraz odpowiednią kwasowość. W talerzu pływały cząstki ryb, mule i krewetki, a swoją odświeżającą rolę odegrała kolendra. Może nie wygląda, ale sprawdza się całkiem przyzwoicie.
Krewetki w sosie pomidorowym ze śmietanką (32 zł) to właśnie opcja, która od początku istnienia SeaFood zyskuje moją ogromną aprobatę. Klasyka w najlepszym wydaniu, a za charakter dania odpowiadają oprócz dodatków oczywiście dzikie krewetki argentyńskie – maślane, mięciutkie i otoczone obłędnym kremowym sosikiem. Hedonizm w czystej postaci. Nie zapomnijcie wymaczać w sosiku dołączonego do zestawu pieczywa, które wypiekane jest w SeaFood.
Największy test w dowozie przejść musiały krewetki w tempurze (30 zł). Oczywiście straciły tą cudną chrupkość znaną z wersji restauracyjnej, ale dotarły jeszcze ciepłe, a ich delikatna struktura urzeka mnie niezmiennie. Chyba śmiało mogę powiedzieć, że to najlepsze krewetki we Wrocławiu, w każdym razie moje ulubione. I to połączenie – czosnek, śmietanka, pomidory, masełko i pietruszka, wzorowo.
Dobremu jedzeniu pod chmurką mówię zawsze zdecydowane tak! Oczywiście, dowóz w pewnym sensie wpływa na nieco inny odbiór takich potraw, niż w lokalu, ale krewetki z SeaFood Bar&Market i tak pozostawiają pozytywne wrażenie, na co wpływ dodatkowo mają określone optymistyczne, wczesnowiosenne okoliczności. Jak dla mnie pięć z plusem.