Był moment, że Pizzerię Bube umieściłem w swoim zestawieniu najlepszych we Wrocławiu. Od tego czasu jednak minęło już kilkanaście miesięcy, a świat wrocławskiej pizzy przeszedł prawdziwą rewolucję. Nagle wyrosło mnóstwo pizzerii z piecami opalanymi drewnem, robiącymi placki na najwyższym poziomie. Bube z kolei otworzyło drugi lokal – na Św. Antoniego, ale jakby zatrzymał się na pewnym poziomie, którego nie jest w stanie przeskoczyć. W sumie nie miałem specjalnych chęci, aby wracać do nich w ostatnich miesiącach, ale tym razem to mój wspólnik zrobił mi niespodziankę i zamówił pizzę na dowóz. Jak to wyszło? Idealnie nie było, trzeba sobie powiedzieć jasno.
Okazało się, że dojechała do nas margherita (15 zł) oraz panzerotto z szynką (12 zł), a całość trwającej równą godzinę dostawy kosztowała równe 0 zł przy wybraniu opcji dowozu przez samą restaurację. Fakt, że odległość od naszej pracy to w linii prostej jakieś 1,5 km.
Panzerotto to smażony w głębokim tłuszczu pieróg z ciasta na pizzę, w którym zamknięto sporo mozzarelli, sosu pomidorowego oraz szynki. Nie jest to nic wymyślnego, natomiast ta prostota ma w sobie coś fajnego. Chrupiąca skórka, lejący się ser, lekka tłustość i ta streetfoodowa forma, przemawiają do mnie jak najbardziej. Zwłaszcza w dowozie. Gorzej jest z pizzą. Jasne, nie jest to najgorsza pizza w mieście, ale wiele jej brakuje do poziomu tych najlepszych. Przypalony ser wprowadza uczucie suchości, pomimo, że pomidorów na placku jest sporo. Ciasto wygląda na świeże, choć wydaje się być niespecjalnie wygarowane, ale przy tym nie jest zakalcem. Przyjemnie chrupie, ale wewnątrz jest przesadnie zbite.
Owszem, to dalej poziom wyższy od większości pizzerii we Wrocławiu, natomiast odnoszę wrażenie, że po prostu nie mamy w Bube do czynienia z produktem najwyższej jakości. Średni poziom to też poziom, pytanie tylko czy to wystarczy. W dowozie tak, na miejscu już chyba niespecjalnie. Za panzerotti, sprawdzające się idealnie w dostawie, duży plusik.
