Przyznam, że o otwarciu wrocławskiego baru brandowanego przez największy polski browar rzemieślniczy PINTA, słyszałem już sporo wcześniej, ale dopiero kiedy w okolicach wakacji na witrynach lokalu w OVO pojawiły się naklejki z ich logotypem, sprawa stała się jasna. Ciężko było jednak ukryć zdziwienie, bo znając wrocławski piwny światek, to lokalizacja dość nietypowa, by nie powiedzieć kontrowersyjna. Do tej pory miejscowe multitapy kojarzyły się raczej z miejscówkami z dość luźnym podejściem w kwestii dbałości o wystrój, a ten trend zmienił dopiero AleBrowar Wrocław, tworząc małą perełkę na Włodkowica. PINTA zadziwiła, lokując się w jednym z bardziej prestiżowych budynków ostatnich lat w mieście, w dodatku w przestrzeni niespotykanej dotychczas w multitapach.
PINTA zaskoczyła jeszcze kilkoma kwestiami. Pierwszą niewątpliwie była data otwarcia. W teorii premierowa impreza została zaplanowana na 29 września, ale PINTA Wrocław wystartowała już wcześniej, próbując zebrać feedback od gości, znajomych i ludzi z branży. Czy to dobry pomysł? I tak, i nie. Niewątpliwie wprowadza to pewien element zamieszania, bo goście sami mogli poczuć się zagubieni, czy knajpka już działa, czy jednak nie. W pewnym sensie przemawia do mnie argument o chęci doszlifowania niepewnych punktów w działalności, choć niesie to za sobą ryzyko związane z nieprzychylnymi opiniami gości, na których niejako testuje się pewne działania i zachowania.
Wielkiej obrazy chyba jednak nie było, bo na właściwym, nazwanym Hucznym otwarciu PINTY Wrocław zjawiły się nieprzebrane tłumy. Tłumy, które od godzin popołudniowych ustawiały się w pokaźny sznur gości chętnych spróbowania przygotowanych na tę okazję sztosów. O samym otwarciu jednak za chwilę, teraz jeszcze trochę o lokalu.
Większość opinii, jakie zasłyszałem, to narzekania na estetykę lokalu. Doprawdy, musiałbym chyba upaść na głowę, aby płakać nad takimi kwestiami. Jasne, komuś może nie przypasować część kontenera na ścianie czy bardziej biurowe, niż pubowe krzesła, ale nie żartujmy sobie. Estetyka kontenerowa nawiązuje bezpośrednio do budowanego pod Żywcem właśnie z kontenerów browaru stacjonarnego PINTY. Przede wszystkim czuć przestrzeń, bo ponad 300 metrów robi swoje. Na ścianach znalazło się miejsce na pamiątki z wypraw zagranicznych ekipy PINTY, w gablotce na kółkach umiejscowiono różne rodzaje szkła z logotypem browaru, a tuż przy barze dwie lodówki z kraftami z całego świata.
W przypadku baru mam pewne zastrzeżenia. Kiedy kolejka liczy więcej niż pięć osób, jej ogonek może stać się pewną niedogodnością dla zasiadających przy pobliskich stolikach gości. Co do stolików, to jest ich mnóstwo, ale zabrakło mi większej ilości dwuosobowych, aby nie zabierać komuś miejsca, zasiadając we dwójkę przy szóstce. W końcu na piwo najczęściej idzie się w duecie z kumplem.
Podczas Wielkiego hucznego otwarcia PINTY Wrocław działo się sporo. Po imprezie jedni zadeklarowali, że nie będą więcej pić, inni wręcz przeciwnie – zakochali się w kraftowych piwach, a jeszcze inni – jak ja – walczyli niemal do samego końca, przeprowadzając w międzyczasie kilkanaście świetnych rozmów z ludźmi z branży piwnej. Imprezie towarzyszyła zgłuszona relacja z meczu półfinałowego polskich siatkarzy na mistrzostwach świata, więc w pewnym momencie piątego seta, bez żadnego hiperbolizowania, PINTA niemal odleciała.
Piwo? Leje się z 21 kranów, na których zazwyczaj znajduje się około 15 wywarów PINTY, resztę zajmują piwa z zaprzyjaźnionych browarów. Genialny okazał się RiS Risfactor z beczki bo bourbonie. Piwo gładkie, pełne aromatu bourbonu i czekolady, a przy tym niezwykle pijalne pomimo swoich ponad 12% alkoholu. Piwem powtarzanym najczęściej było Przeżytowies, czyli lekki, gładziutki i przyjemnie chmielowy pale ale. Nie mogło się obyć bez spróbowania legendarnego niemalże w pewnych kręgach Ataku Chmielu. Pozostańmy przy tym, że to legenda i nich tak zostanie.
PINTA Wrocław to także obszerne menu jedzeniowe, ale przyznam, że na ten moment jeszcze staram się wyrobić sobie własne zdanie na jego temat. Zjadłem już sporo i jedne dania były mniej, drugie bardziej udane. Z tego co wiem, karta ma ulec jeszcze pewnym przeobrażeniom, więc z relacją restauracyjną wstrzymam się jakiś czas. Osobiście widziałbym w tym miejscu sporo prostych, streetfoodowych dań znanych m.in. z amerykańskich pubów.
Jedno jest pewne, frekwencja na hucznym otwarciu, a także w dniach poprzedzających, potwierdza że PINTA to obecnie mocna marka, potrafiąca przyciągnąć gości samą nazwą. O piwa nie ma się co obawiać, jedzenie postaram się Wam niebawem opisać, ale miejsce niewątpliwie bardzo ubarwia i w pewien sposób rozwija i tak dobrze wyglądającą wrocławską scenę piwną. Sam fakt, że to właśnie Wrocław został wybrany na miejsce pierwszego lokalu firmowanego przez browar PINTA, mówi wiele o znaczeniu stolicy Dolnego Śląska na piwnej mapie Polski.
PINTA Wrocław
Podwale 83
Zagadka – jest 21 kranów – ile będzie piw bez amerykańskich chmieli?
a jakie ma to znaczenie?
Elementem rewolucji piwnej powinna być jakość i różnorodność.
W Pincie mamy „tylko” jakość.
A co do pytania – zależy dla kogo, dla mnie ma to znaczenie fundamentalne.