Wrocławski pub AleBrowaru, co zresztą pewnie mieliście okazję zauważyć, należy do moich ulubionych piwnych miejscówek we Wrocławiu. Kiedy ktoś podpytuje mnie – gdzie iść na piwo we Wrocławiu, zwyczajowo odpowiadam, że ja najchętniej idę na róg św. Antoniego i Włodkowica. I to pomimo znajomości każdego z ich piw na pamięć. Po prostu – lubię to miejsce, luźny klimat i ekipę. Do tej pory w AleBrowarze jedzenia nie było, ale istniała możliwość przywędrowania z posiłkiem z ośmiu misek lub Panczo do lokalu, kiedy we wspomnianych miejscach nie ma wolnych stolików. Przyznam, że niejednokrotnie te sytuacje wywoływały u mnie konsternację, kiedy to goście przychodzili z jedzeniem z okolicznych restauracji, a po zakończeniu konsumpcji bez żadnego wstydu zostawiali niedojedzone odpadki na stolikach.
Ktoś w AB pomyślał w końcu – zróbmy coś sami, skoro nasi goście chcą jeść. Jak pomyśleli, tak zrobili i oto w menu multitapu pojawiła się pizza. Nuda, powiecie. Może i nuda, ale dobrze wszyscy wiemy, że robienie pizzy we Wrocławiu – stolicy polskiej pizzy – to jednocześnie wyzwanie. Bo nie sztuką jest zrobić pizzę słabą. Sztuką jest przygotować pizzę na odpowiednim poziomie, ze składnikami przyzwoitej jakości, a do tego – w przypadku AB – mogącej rywalizować z fenomenalną pizzą z Vaffa Napoli. Chociaż chyba trochę się zapędziłem – nikt nie ma tu ambicji rywalizować z Vaffa, bo to właściwie nierealne.
AleBrowar ze swoją pizzą mnie zaciekawił, więc w trakcie leniwego dnia po weekendzie z Gastro Miasto wymyśliłem sobie, że ich pizza będzie dobrym lekarstwem. Przy okazji małe piwo też nie zaszkodzi. Nie zaszkodziło, pizza zresztą też.
Nuda, powiecie – powtórzę raz jeszcze. Może tak, może nie. Uczciwie przyznać trzeba, że 90% wrocławskich pizzerii robi shit, który nie dorasta alebrowarowej pizzy do pięt. Dlaczego? Bo już od wejścia czuć, że ktoś włożył w tę pizzę dużo serca i pracy. Ktoś, a dokładniej team z AleBrowaru z managerem Jarkiem na czele. To pokazuje, że można czegoś nie wiedzieć, ale trzeba chcieć się dowiedzieć. To cecha, której nie posiedli właściciele większości wrocławskich lokali serwujących pizzę, o czym pisałem m.in. tutaj.
Zamawiam Calabrię (18 zł) z moją ukochaną kiełbasą nduja. Dobieram małe kwaśne piwo, czekam, a po kilku minutach moim oczom ukazuje się pięknie wyrośnięty placek. Na oko nieco mniejszy od standardowych 30 cm, za to wspaniale wyglądający. Na tyle, że spokojnie można go pomylić z pizzą neapolitańską, a przecież w AleBrowarze wypieka się ją w piecu elektrycznym, za co tym większe brawa. Pięknie wyrośnięty rant, z ładną siateczkową strukturą wewnątrz , choć jeszcze delikatnie bułowatą. Ciasto lekko chrupkie, lekkie, miękkie, z poruszającymi wyobraźnię charakterystycznymi przepieczeniami. Nduja łechce podniebienie swoją skrytą pod mozzarellą ostrością, cebula jeszcze chrupie pomiędzy zębami, co akurat niespecjalnie mi odpowiada, ale to ze względu na indywidualną niechęć do cebuli na pizzy, pomidory dość neutralne, nie za kwaśne. Świetna robota, naprawdę. Ugryzłem jeszcze pizzy specjalnej, z dynią, gruszką i gorgonzolą. Ciasto raz jeszcze na wysokim poziomie, a sama pozycja zdecydowanie dla fanów słodkich smaków.
Brawo, brawo, brawo ekipo AleBrowaru. Chyba tylko tyle mogę napisać. Raz jeszcze powtórzę – jestem w absolutnym szoku, że tak dobrą pizzę potrafili zrobić ludzie niemający wcześniej nic wspólnego z włoskim specjałem poza jego jedzeniem. Raz jeszcze potwierdza się, że ważniejsze od umiejętności jest wielkie serce wkładane w przygotowywanie jedzenia. Jak dla mnie – świetna pizza, idealna przekąska do piwa, a z mojej strony życzenia powodzenia, bo rynek pizzy do najłatwiejszych nie należy. Idźcie śmiało – na pizzę i piwo.
AleBrowar Wrocław
Włodkowica 27