Co zjeść we Wrocławiu? Najlepiej dużo dobrego, a to dobro staram się Wam pokazywać codziennie na moim blogu. Tym razem w cyklu Gdzie je WPK zabieram Was do miejsc zróżnicowanych poziomem – do plackarni, budki z knyszą, ale i na dobre bułki streetfoodowe, śniadania i koreańskie jedzenie. Smacznego!
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 | Gdzie je WPK #10 | Gdzie je WPK #11 | Gdzie je WPK #12 | Gdzie je WPK #13 | Gdzie je WPK #14
Chingu Korean street food
Jadąc na pierwszy w tym sezonie niedzielny sparing Sparty Wrocław na Stadionie Olimpijskim, zastanawialiśmy się gdzie szybko zjeść. W planach był streetfood w Woo Thaiu albo El Gordito, ale po szybkim namyśle przyszła refleksja, że najszybciej zjemy chyba w Chingu. Ich kubełki zawsze znajdowały się w gronie lubianego przeze mnie szybkiego jedzenia. Lokalik na Grunwaldzie od zawsze wydawał mi się takim typowo wyjazdowym, ale w sumie wewnątrz znajduje się całkiem sporo miejsca do siedzenia.
Zasiedliśmy więc i ruszyliśmy do zajadania zamówionych rzeczy, aby zdążyć jeszcze na mecz. Młodzi zjedli chrupiący popcorn chicken z ryżem, żona postawiła na klasyczny w jej wypadku kubełek z kurczakiem, w którym znajduje się i mięso, i ryż, i kurczak, i makaron, a po wymieszaniu wszystko daje niezły efekt. Gdybym miał wybierać pomiędzy dwoma koreańskimi streetfoodowymi miejscami, jednak wybrałbym Solleim, ale ze względu na bliskość Chingu również mi raz na jakiś czas pasuje. Udon z kimchi, kurczakiem i sałatą lodową wydaje mi się troszkę zbyt ułagodzony, natomiast domówione pierożki miesiąca z kimchi i wieprzowiną otrzymują wysokie noty!
SZAMAni
W ramach współpracy z marką WOLT, poszukuję od jakiegoś czasu najlepsze z najlepszych wrocławskich opcji dowozowych. Ostatnio natknąłem się na zdjęcie kanapki z baru SZAMAni, znajdującego się na Ofiar Oświęcimskich, a z którymi to miałem do czynienia dość dawno temu. Dokładnie z ich jedzeniem, kiedy jeszcze stali ze swoim food truckiem przy Wyspie Słodowej. I wiecie co? To był błąd! Kanapka nazwana Hot Queen z podwójną szarpaną wieprzowiną, krążkami cebulowymi i serem otrzymuje ode mnie wysoką, solidną ocenę. Konkretny i przyzwoity streetfood w świetnej sezamowej bułce.
Spacer
W ramach odwiedzania kolejnych ukraińskich miejscówek z Wrocławia, dotarłem na ulicę Czarnieckiego, gdzie mieści sie kawiarnia Spacer. Kameralna, niewielka, schowana gdzie w bocznej uliczce, ale ze świetnymi rogalikami, smacznymi wypiekami. Te rogaliki z konfiturą otrzymują piątkę z plusem!
Plackarnia Niedźwiedzia
Jeszcze w okresie testowania pączków trafiłem do Warsztatu na Niedźwiedziej, gdzie z ich piekarni wychodzą całkiem dobre rzeczy. Idąc już do auta przyuważyłem, że dosłownie obok znajduje się mały kontener z napisem: PLACKARNIA. A wiecie jak lubię placki. Uwielbiam placki, więc na dokładkę wziąłem dwie sztuki ze śmietaną i cukrem.
Placki smażone są na bieżąco, pod konkretne zamówienie na dużej patelni bez przesadnej ilości tłuszczu. I to trochę później wychodzi, ponieważ produkt trafiający na tackę posiada ślady lekkiego przypalenia. Ogólnie jednak to dość przyzwoite, niespecjalnie doprawione niestety placki. Ot, takie uliczne, targowe jedzenie do zapchania się na szybko.
Śniadania – Petits Fours i Hala monko
Ostatnio sporo pracuję poza domem, przesiadując sobie gdzieś na kawie. I zdecydowanie najczęściej zdarza mi się to w Petits Fours na Sienkiewicza oraz Hali Monko na Tęczowej. Zarówno w jednym, jak i drugim miejscu lubię spokój, ciszę, sączącą się gdzieś w tle muzykę. W Monko najczęściej wjeżdża przelew z jajecznicą, w Petits hummus z falafelem oraz mocno palona włoska kawa. Jeśli chodzi o miejsca do pracy poza domem, to moje dwa topy. Na Tęczowej łatwiej o parking, na Sienkiewicza jest bliżej centrum. Poleca obie miejscówki.
Knysza z Dworca
Przejeżdżając ulicą Ślężną już kilka razy uwagę zwracała pomarańczowa przyczepa na wysokości szpitala na Weigla z napisem: legendarna knysza z Dworca Głównego. Nie wiem czy ma to być reklama, czy wręcz przeciwnie, ale siłą zwraca uwagę przynajmniej osób z mojego pokolenia, dla których dworcowa knysza jest synonimem imprezowania przełomu lat 90. i dwutysięcznych.
Osobiście nigdy nie należałem do nurtu wielbicieli knyszy i nawet w najgorszych stanach mój mózg podpowiadał, aby nie jeść tego specjału nad ranem. Dzięki temu udało mi się oszczędzić nie tylko żołądek, ale i ubrania – regularnie upaćkane przez skapujący sos i wypadające warzywa. Co do pomarańczowej przyczepy z Weigla, to szacun dla pracującej tam pani za podtrzymywanie tradycji, natomiast w dalszym ciągu nie trafia do mnie ta forma ulicznego jedzenia. Ogrom warzyw i kotlet z grudkami – ale przynajmniej nie z psa pomielonego z budą, a to wszystko zalane litrem sosu i podane w chrupiącej bułce – nie są to Himalaje smaku, mówiąc delikatnie. Jeśli lubicie wracać wspomnieniami do lat młodzieńczych – spróbujcie, ale nie oczekujcie ekscytacji. Ewentualnie nieco mocniej bijącego serca i to nie ze względu na wspomnienia, a raczej z obawy o ubrudzenie płaszcza.
Kuchnia Marche
Testując pierogi do rankingu najlepszych, znajomy wysłał mnie do Marche na Świdnickiej, mówiąc że robią to naprawdę dobrze. Poszedłem więc z całą rodzinką, choć raczej omijam dość szerokim łukiem wszelkiego rodzaju multifoody. Co zastałem? Faktycznie pierogi lepione są na miejscu przez panią na wejściu. Ogólnie to konkretne Marche chyba od zawsze prezentowało najwyższy poziom zarówno obsługi, jak i smaku oraz sposobu prezentacji ze wszystkich punktów sieci. Ale co z jedzeniem?
Po pierwsze należy na dzień dobry rozwiać mit, że w tego rodzaju restauracjach z jedzeniem na wagę jest tanio. No nie jest. Za zestaw ze zdjęcia, głównie mącznych produktów zapłaciliśmy 128 zł. W kilku miejscach we Wrocławiu dałoby się za to zjeść coś naprawdę świetnego. Same pierogi faktycznie całkiem niezłe, ale grubość ciasta powala i przytłacza wszystkie dodatki ze środka. Jeśli chodzi o resztę jedzenia, to ciężko powiedzieć, że jest źle. To byłoby kłamstwo, natomiast nie widzę jednak racjonalnego uzasadnienia dla tego, aby jeść tam regularnie i płacić za to takie pieniądze.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie