Burgery, burgery, burgery, wszędzie burgery. Niektórzy mają ich dosyć, inni uznają za hipsterską modę, może i nawet mając rację. Całe szczęście, że w całym tym oceanie średnich burgerowni, ostały się te naprawdę na poziomie, serwujące świetne jedzenie. Burgery w Pasibusie jem od dawna, pierwszy raz jeszcze ze starego auta pod Arkadami. Od tego czasu Pasibus mocno się rozrósł, obecnie są to już dwa auta oraz stacjonarny Przystanek Pasibus, tuż obok Placu Grunwaldzkiego.
Mimo niesprzyjającej akurat tego dnia pogody, w ogródku rozstawionym przed niewielkim lokalem zajęte były wszystkie stoliki. Sam ogródek dość minimalistyczny, ale i klimatem idealnie wpasowujący się w charakter Pasibusa. Drewniane stoliki, ławki, papier na stołach do wycierania rąk, no i parasole na wypadek deszczu. Wewnątrz także znajduje się kilka miejsc, ale to jednak głównie miejsce do składania zamówień.
Pierwsza sprawa – obsługa. Ciężko się przy niej nie zatrzymać. Uśmiech, luz i bijąca radość, sprawiają, że ze zwykłego streetfoodowego baru można stworzyć niezwykle przyjazne miejsce. Mała rzecz, a jak cieszy i każe się zastanowić, dlaczego tak rzadko spotyka się takie podejście do klienta w droższych, uchodzących za ekskluzywne, restauracjach.
Nie wydziwiam specjalnie, zamawiam swojego ulubionego, ostrego burgera Red Hot Chilly Willy (19 zł) w zestawie z frytkami (4 zł), mimo że kusi mnie też opcja specjalna na kwiecień, meksykański Gonzalez z jalapeno i nachosami.
Szybka akcja. Płacę, siadam na zewnątrz, a po niespełna 10 minutach moim oczom ukazuje się niezwykle apetyczny widok.
Chilly Willy, a więc wołowina, sałata, pasta curry, habanero i chili. Na początku mała wpadka – zabrakło habanero, a głównie za ostrość tej papryczki uwielbiam tę pozycję z menu Pasibusa. Zaznaczę od razu, że wpadka do wybaczenia, głównie za idealny smak całości. Kolejny raz potwierdziło się, że burgery w Pasibusie to zdecydowanie wrocławska czołówka, a przy zastosowaniu wskaźnika stosunku jakości do ceny, są zwyczajnie najlepsze.
Genialna jest bułka, moja ulubiona burgerowa. Chrupiąca na zewnątrz, posypana sezamem, ale niezwykle lekka i będąca doskonałym uzupełnieniem całości. Wołowina, grubo zmielona, doprawiona w punkt i różowiutka w środku, a do tego aromatyczna i delikatnie ostra pasta. Charakteru nadają papryczki, dodane w bardzo słusznej ilości. Co tu dużo pisać – wypas.
Ciekawym dodatkiem są frytki. Grubo ciachane, słone i pulchne w środku. Mogłyby być trochę bardziej chrupiące, ale i tak smakują świetnie.
Pasibus raz jeszcze spisał się na medal. Cieszy fakt, że zarówno w jednym, jak i drugim aucie, a także w lokalu stacjonarnym otrzymujemy taką samą jakość, ten sam, doskonały smak. Do tego miejsca zdecydowanie warto wracać. Tylko uważajcie – uzależnia.
Przystanek Pasibus
ul. Łukasiewicza 18
Również oceniam ich mocno. Zawsze gdy przyjdę, ktoś do mnie się uśmiechnie czy zagada a do tego eksplozja smaków. Troche sie uzależniłem od czerwonego mięsa 🙂 przynajmniej frytek nie jadam ;D
z innej beczki :
Zbliża sie weekend z festiwalem streat food, z tego co widzę to pogoda nam nie dopisze. Poniżej 11 stopni.
zapomniałem o jeszcze jednym. Czy smakuje wam wege burger (burger wegetariański) ?
Niedawno się poczęstowałem i raczej nie popadłem w zachwyt 🙂 raczej juz nie mam apetytu na tego typu „wynalazek”. I tak daje 10pkt/10
Brak habanero doskwiera mi od jakiegoś czasu 🙁 A co do gonzaleza to polecam!
Ostatnio odwiedziłem Przystanek i zamówiłem hamburgera Standard w wersji dużej, średnio wysmażonego. Był całkiem dobry, z jednym ale. To „ale” odnosi się do mięsa, podczas jedzenia moje zęby trafiały na twarde kawałki strzelające pod zębami niczym chrząstki z kurczaka. Absolutnie nie posądzam Pasibusa o takie dodatki, piszę o wrażeniu jakie odczuwałem i które psuło efekt dobrego jedzenia 🙂
Ogromne rozczarowanie – zamówiliśmy dwa małe burgery (Standard i Novel) – zapowiadane piętnastominutowe oczekiwanie przeciągnęło się do prawie pół godziny, do tego za miękka bułka rozpadła się przesiąknięta sosami i sokiem z cebuli w połowie konsumpcji, a sera (Novel) było tyle, co kot napłakał. Smak w porządku, mimo lekko przeciągniętego mięsa, ale tylko w porządku. Krotko mówiąc, jedzenie niewarte centami tych zachwytów.
Dzisiaj, skuszony większością opinii o tej burgerowni, wybrałem się z żoną na degustację. Nie wiem czy znaczenie, jeżeli chodzi o jakość podawanych burgerów ma wybór miejsca (nie powinno mieć bo przecież marka ta sama), my postanowiliśmy podjechać na ul. Legnicką. Zamówienie poszło szybko i gładko: ja Chilly Willy, żona Novel i po uiszczeniu 40 zł czekaliśmy podekscytowani na ucztę. Oczekiwanie nie było długie, po ok. 15 min burgery zostały podane, pierwsze kęsy i… cóż. Chilly Willy rzeczywiście ostry ale ta ostrość zabiła wszelkie inne smaki, nie czułem ani sosu, ani mięsa, ani dodatków. Bułka na plus, delikatnie chrupiąca i dobrze trzymająca całość ale za samą bułkę trudno pozytywnie ocenić burgera, zwłaszcza za tą cenę. Novel miał dużo bardziej wyrazisty smak, mięso było dobre i dobrze doprawione ale całość była podana na prawie zimno, co sprawiło, że ser nie miał szansy się roztopić, a reszta dodatków pływała sobie w równie zimnym sosie. Komuś wyraźnie zabrakło wyczucia jak to wszystko połączyć ze sobą, chociaż pojedyncze składniki na pewno były dobrej jakości. Na pewno nie będę tęsknił, nie napiszę też porażka ale coś wyraźnie było nie tak i określenie „burgerowe mistrzostwo” uważam za duże nadużycie.. Kończąc tą jakże smutną dla mnie ocenę dodam, że Pasibus na Legnickiej nie serwuje do burgerów frytek