Miejsce znane głównie z dobrego piwa, wędlin oraz podpłomyków, ale tym razem chcę was zabrać w poranną podróż po Szynkarni, bez alkoholu. Lata temu w tym miejscu mieścił się pub Stara Kanapa, w którym jako studenci przesiadywaliśmy regularnie, sącząc Tyskie lub inne złociste napoje wątpliwej jakości, które głupio nawet przyrównywać do tych dostępnych na co dzień w kranach Szynkarni.
Szynkarnia to dość nietypowe połączenie multitapu ze sklepem z wędlinami, a także miejsca z całkiem ciekawym menu z podpłomykami w roli głównej. Podpłomykami, których notabene nie dane było mi zjeść, ponieważ nie są dostępne przy opcjach śniadaniowych, a właśnie w godzinach porannych zjawiłem się dwukrotnie w lokalu położonym przy ulicy Świętego Antoniego.
Wystrój lokalu jest nieco graciarniany, mało które krzesło pasuje do siebie, a niektóre stoliki są tak niskie, że aż niewygodne. Centralne miejsce na zerowym poziomie – są jeszcze dwa – zajmuje spory bar z ladą, na której wystawione są świeże sery i wędliny.
Najbardziej interesuje mnie jednak menu, to śniadaniowe.
Pierwsza mała wielka sprawa – kawa do każdego śniadania kosztuje 3 zł. Takie proste, a jakie przyjemne. Takie więc proszę o espresso w parze z jajecznicą (12 zł). Siadam na niziutkiej kanapie pod oknem i czekam.
Aha, tytułowa jajecznica w menu to jedynie część większej całości. W skład zestawu śniadaniowego wchodzi jajecznica z dwóch jajek, koszyk ciepłego pieczywa, sałatka, masło, twarożek ze szczypiorkiem i pasta z kabanosów, wow, naprawdę sporo.
Jajecznica z jaj od kur z wolnego wybiegu, lekko ścięta, idealna do ułożenia na ciepłej i chrupiącej bułce. Nieco dla przeciwwagi, tym razem do ułożenia na ciemnym pieczywie – delikatny twarożek, prawdziwie śniadaniowy, a na koniec coś kompletnie zaskakującego – pasta z kabanosów, która mimo że na pierwszy rzut oka nie zachęca, ciekawie uzupełnia posiłek.
Wszystko byłoby ok, gdybym nie zdecydował się na kolejną wizytę w tym miejscu, również na śniadanie. Skusiłem się na kiełbasę farmera (18 zł) i tradycyjnie espresso, które – nie wiedzieć dlaczego – tym razem policzono po 5 zł.
Po 20 minutach otrzymałem taki oto talerz.
Dwa jajka w koszulce na pieczywie razowym, pieczona kiełbasa z Ostrzeszowa, pieczarki i pomidor. Wygląda nawet sensownie, ale moją uwagę od razu zwróciły jajka. Dziwnie nieforemne, a po przekrojeniu ścięte na kamień. Cóż, przekrajałem pierwsze z myślą o cudownie wypływającym żółtku, a skończyło się na jajku na twardo, które mogłem pokroić w plasterki i ułożyć na kanapce. No właśnie – pieczywo. Fajnie, że pieczone na miejscu, ale potwornie suche. Na koniec kiełbasa, będąca najmocniejszym punktem zestawu. Mięsna, grubo zmielona i pieprzna, ale to tak tylko na pocieszenie.
Po pierwszej wizycie wydawało mi się, że do Szynkarni będę wracał regularnie. Druga sprawiła, że mocno się nad tym zastanowię. Jeśli to nawet pojedyncza wpadka, to wypuszczenie tak fatalnie przygotowanego dania do klienta nie stawia w najlepszym świetle kucharza. W środku jest przyjemnie, kuszą dobre piwa, ciekawy klimat, ale pozostał pewien niesmak.
Szynkarnia
Św. Antoniego 15
koniecznie wpadnij jeszcze raz, tylko tym razem spróbuj podpłomyków 🙂
2 lata temu a podobna sytuacja…
Też się często zastanawiam, co tam ile kosztuje, bo za każdym razem liczą inaczej. Często nie dostaje paragonu, gdyż czekając zbyt długo, podchodzę i sama płace przy kasie a paragonu.. brak. Sprawa jest na tyle śmieszna, że będąc z koleżanką, zamawiając różne (także cenowo) dania, biorąc to samo piwo- płacimy po tyle samo. No to jak ? Kelnerka sama uwzględniła napiwek ? …
Od piw po jedzenie – wszystko pycha, jednak dam im ostatnią szanse i jeśli znowu zostanie policzone inaczej bez uwzględnienia z paragonem – moja noga już tam nie postanie.